piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 8

09.08.2013r, Dom 15:00

Jestem z siebie dumna. Wpadłam na genialny plan. I teraz właśnie zamierzam Go zrealizować. W tym celu wybiorę numer do Simone.
-Sim? Hej. Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
-No chyba nie a co?
-To mam dla Ciebie niespodziankę. O 20:00 bądź w tej kawiarence na Begerstrasse.
Haa! Chciałabym zobaczyć tą Twoją minę Reus jak to ujrzysz!

10.08.2013r, sypialnia, 00:10

Telefon. Ughhh
Kto śmiał przerwać mi sen?
No tak, Simone.
-Będę Cię kochać do końca życia i jeszcze dłużej!- wrzeszczała do słuchawki Sim
-No nie mów, że niespodzianka się podobała.
-Podobała? Dziewczyno! Było cudownie. Przegadaliśmy całą noc i w ogóle nie wiem jak mam Ci dziękować.
-Nie musisz. Tylko pamiętaj kto jest Twoją najlepszą przyjaciółką.
-No oczywiście, ze Ty- Sim przesłała mi cmoka po czym poszłam spać. Jutro przecież muszę iść do pracy lecz o dziwo już nie mogłam się doczekać.

10.08.2013r, SIP, 14:30

Och, jak ja uwielbiam tych chłopaków. A  zwłaszcza jak zostawiają taki bałagan.
-Rany, po co komu facet, ciągle tylko sprzątaj, gotuj, pierz, rób obiadki a na koniec i tak Ci powie, ze zupa za słona.
-Mówiłaś coś?- zapytał męski głos za mną. Odwróciłam się i ujrzałam Reusa w samym ręczniku na środku szatni.
-A co powiedziałam to na głos?
Blondyn twierdząco pokiwał głową.
-Nieważne- stwierdziłam po czym miałam już stamtąd wyjść, bo już wszystko było posprzątane lecz gdy się skierowałam do wyjścia Marco złapał mnie za nadgarstek.
-Myślałem, że to Ty wczoraj przyjdziesz.
-A co niespodzianka się nie podobała? Sim mówiła:
Uwaga cytuję: "CAŁĄ NOC PRZEGADALIŚMY. BYŁO CUDOWNIE!"- z uczuciem zaczęłam mu relacjonować.
-Taa głównie to ona gadała. A ja musiałem słuchać jej opowieści o najnowszych trendach w modzie.
-No widzisz jak Ci się poszczęściło. Taka dziewczyna to skarb. Nie musisz dziękować.
-Bo wcale nie mam zamiaru. Wkręciłaś mnie i powinnaś za to zapłacić.
-Sorry, nie jestem przy kasie- stwierdziłam - i wybacz ale muszę już iść.
Reus jednak wyprzedził mój krok i zabarykadował mi drzwi swoim ciałem.
-I co teraz?- zapytał
-Teraz grzecznie mnie przepuścisz a ja sobie podreptam do domu.
Marco dalej stał w tych drzwiach jak zaczarowany więc rzekłam:
-Słuchaj kochasiu. Po pierwsze to weź się ubierz. Bo stoisz jak święty Turecki w samym ręczniku. A po drugie to spieszę się, więc tak z łaski swojej możesz mnie wypuścić?
I w tym momencie w pomieszczeniu zgasło światło.
-Co jest?- zapytałam i dorwałam się do drzwi, które się najwidoczniej zatrzasnęły. - No pięknie, to sobie poczekamy.

*3 GODZINY PÓŹNIEJ*

-Nie wal tak w te drzwi i tak nikt nie usłyszy. Widocznie już wszyscy wyszli.- stwierdził Reus
-I Ty to tak spokojnie mówisz? Jak już poszli to będziemy siedzieć tu do rana, rozumiesz? A ja nie mogę tu zostać.
-Spokojnie, przecież Cie nie zjem.
-Nie o to chodzi, moja mama jest chora i ona teraz jest sama w domu, jak jej coś się stanie to..- w oczach stanęły mi łzy.
-Zosia, to nie Twoja wina, ok? To ja przepraszam, zatrzymałem Cię tutaj.
-Dobra nie roztrząsajmy sprawy, po prostu czekajmy aż ktoś przyjdzie co?
-Tak. Masz rację. A wiec może opowiesz mi coś o sobie, skoro mamy już tu razem czekać.
Opowiedziałam mu wszystko, o sobie, o mamie, jakoś tak nie lubię się zwierzać ale chyba było mi to potrzebne.
-Nie jest Ci zimno?- zapytałam
-Co?
-Nie jest Ci zimno? Siedzisz w samym ręczniku.
-No powoli robi się chłodnawo, wiec jeśli się o mnie troszczysz to...- Reus wyciągnął do mnie ręce w geście przytulenia.
-A idź zboczeńcu. Dam Ci swoją bluzę.. Mam gdzieś w torbie ją. Na szczęście wzięłam ją ze sobą.
-Nie sądzisz, że będę w niej wyglądał jak...
-Homoseksualista?
-Właśnie?

-No oczywiście, ze tak. Ale chyba wolisz to niż tu marznąć?
-----------------------------------------------------
Ostatni weekend wakacji:(
Beczę:(
Ale co tam i tak będę tu pisać ha!
To się chyba już nazywa uzależnienie:)
Buziaki:**
Julita

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 7

07.08.2013r, u Simone, 15:30

-Że niby spałaś z Reusem?- Simone o mało co nie upuściła kubka na podłogę.
-Nie, z księciem Williamem
-Zosik ale, ale...
-To nie to co myślisz! Głupku!


-Tak wszyscy mówią! A wiesz co się potem dzieje? Rodzą się takie piękne małe dzieciaczki.
-Simone! Upiłam się więc mnie odprowadził do domu, byłam tak zalana, że został. Ale ja od razu usnęłam, rozumiesz? Dopiero rano zobaczyłam, że leży na moim łóżku- stwierdziłam.
-Rany, Ty to masz szczęście! Wiesz co ? Chyba polubię nawet tą piłkę nożną.
-Chociaż Ty- stwierdziłam po czym zmieniłam szybko temat, żeby Simone już dłużej Go nie drążyła.

08.08.2013r, SIP, 14:00

Dzisiaj mogłam sobie sprzątać bez obawy, że coś trafi w mój tyłek.
Dlaczego?
Bo dziś sprzątamy tuż po treningu, więc nikogo nie ma już na boisku.
Piłki jedynie zostały.
W sumie to w sektorze nie ma co za dużo do sprzątania, bo przecież ostatnio nie było meczu.
Więc zostanie mi tylko szatnia i mogę kierować się do domu.
-Zosik? Pozbierasz piłki a my pójdziemy już do szatni?!- krzyknęła Grita, która była najstarsza z nas wszystkich.
-Jasne, zaraz do Was dołączę.
Zeszłam więc na dół i zaczęłam się zastanawiać jak można w to coś w ogóle grać. Ustawiłam sobie piłkę i chciałam spróbować kopnąć do bramki, ale oczywiście piłka przeleciała koło siatki.
Uhhh.
W tym momencie wyobraziłam sobie minę wujka Konrada, który na pewno zacząłby swoje wywody jaka to ze mnie niezdara.
-Cholerna piłka- stwierdziłam
-Spokojnie, trochę poćwiczysz i dasz radę- usłyszałam z oddali.
Odwróciłam się mimowolnie i ujrzałam Reusa.
-Długo tu stoisz?- zapytałam
-Wystarczająco
-To co nic nie mówisz? Tylko się tu kompromituję.
Blondyn przywłaszczył sobie jedna piłkę i rzekł:
-Chodź tu
-Po co?- zapytałam
-No chodź!
Podeszłam bliżej.
-No bliżej. Nie zjem Cię przecież.
-No nie wiem. Widziałam przecież ile potrafisz zjeść.
-Niejadek się odezwał- odrzekł Marco- Dobra stań przy tej piłce- stanął za mną.- Musisz się skoncentrować. Patrz tylko i wyłącznie w bramkę. Skup się na niej i rozluźnij trochę nogi w kolanie bo kopiesz jakbyś mopa połknęła.
-Reus, nie pozwalaj sobie!
-Dobra, spróbuj jeszcze raz- rzekł Marco
Jak też kazał tak zrobiłam, tylko że za mocno się zamachnęłam i zamiast w piłkę trafiłam z tyłu w blondyna.
-Jezus, widzisz. Wszystko przez Ciebie. Teraz jeszcze dostanę opieprz od Kloppa, że Cię uszkodziłam.
Marco skakał z bólu.
-No widzisz, jakbyś tak w piłkę trafiała to by było dobrze.
-No chyba Ci  lepiej, bo humor Ci się wyostrzył- stwierdziłam po czym pozbierałam piłki i kierowałam się do wyjścia.
-No gdzie idziesz? Zostawisz mnie samego!?- zapytał
-Ja w przeciwieństwie do Ciebie ciężko tu pracuję i tak się składa, ze ten syf, który zostawiliście w szatni muszę posprzątać.
-Ale nie możesz sobie iść, bo tak jak powiedziałaś uszkodziłaś mnie i teraz należy mi się coś.
Pomyślałam chwilę i wpadłam na genialny plan:
-Reus? zgoda. Mam dla Ciebie niespodziankę.
-Taaak?
-Tak. Jutro 20:00 w kawiarni na Begerstasse.

***

Wychodziłam z SIP w wyśmienitym humorze miałam nadzieję, ze plan wypali.
Było już ciemno więc nie widziałam nic na drodze. Nagle coś przede mną wyrosło. I jak to Zosia- uderzyłam w to.
-Oj, przepraszam- rzekłam
-Uszkodziłaś mnie już drugi raz dzisiaj. Mam nadzieję, ze szykujesz jakąś wielką niespodziankę za to co mnie spotkało- poznałam po głosie Reusa.

-Nawet nie wiesz jaką-rozmarzyłam się w myślach kierując się już do wyjścia które było oświetlone
-Już idziesz?- zapytał
-Nie no spoko możemy postać w ciemności przecież to normalne.
-Tak jest romantycznie- poczułam oddech blondyna na swojej szyi
-Taa. Ktoś tu czyta za dużo romansów.
-Skąd Ty się wzięłaś co? Ani trochę w tobie romantyczności.
-Wychowywali mnie jaskiniowcy.
Reus zaczął się śmiać po czym gdy się obróciłam usłyszałam huk.
-Marco, Marco nic Ci nie jest?- zapytałam widząc leżącego na podłodze Reusa.
Otworzył jedno oko rzekł:
-Jednak nie jesteś jaskiniowcem, wiedziałem.
-Po czym wnioskujesz?
-Jaskiniowcy gdy widzą ofiarę zachowują sie jak kanibale.
-Oszukiwałeś, Ty debilu! Się przestraszyłam wiesz? Co by było jakbym na zawał padła?
-Usta, usta ...Szybka reanimacja by była- odparł wesolo blondyn
-Zboczeńcy wszędzie- wywróciłam oczami i podniosłam się z ziemi.
---------------------------------
Następny:)
Przepraszam, że taki krótki ale zbieram się na wesele do kuzynki która mieszka w Anglii i piszę na spontanie.
Chciałam dodać, bo wrócę prawdopodobnie po weekendzie.
W ogóle dziś sniło mi się, ze stałam w kolejce świątecznej po zakupy i kłóciłam się z Reusem o ostatni kubek w sklepie z takim rózowym napisem:)
I w końcu wygrałam, uciekłam z tym kubkiem.
Pozdrawiam
Julita:**

piątek, 23 sierpnia 2013

Rozdział 6

06.08.2013r, dom 10:30

Rano dostałam telefon od prezesa.
Czego mógł chcieć?
Stwierdził, że szybko się wczoraj ulotniłam i nie zdążył mi przekazać wiadomości. Mianowicie dzisiaj o 21.00 jest impreza sportowa i wszyscy mają na niej być włącznie ze mną.
Impreza sportowa- pewnie będzie stypa.
No ale cóż, idę.
Więc moja mała czara, szpileczki i ja idziemy na party.

06.08.2013r, impreza sportowa, 21:10

Chyba wcale nie będzie taka stypa. Jest całkiem, całkiem
I nawet muza spoko.
Trochę dziwnie się czuję, chyba każdy przyszedł ze swoją drugą połówką. No nic, nie będę tak stała w tym przejściu, podbiję do baru.
-Heeej. Nie widziałam Cię tu wcześniej. Z kim przyszłaś?- usłyszałam głos
-Jaa? Z nikim. Aaaa pewnie masz na myśli, że jestem dziewczyną któregoś piłkarza. Nie po prostu pracuję na SIP i musiałam przyjść- stwierdzam.
-Jesteś nowa tak? W ogóle to Ewa jestem.
-Miło mi, Zosia.
-Polka? O jak fajnie.
Z dala słychać było wołanie:
-Ewa, Ewa!
-Przepraszam, muszę już iść. Ale mam nadzieje, że się jeszcze zobaczymy-rzekła brunetka i poszła w stronę parkietu.
No i zostałam zmuszona siedzieć tak sama, było już tak głośno i ciemno, że nikogo nie poznawałam.
Obstawiałam tak już ten bar i chwila moment nie zorientowałam się, że tyle wypiłam.
-jedno piwo proszę- usłyszałam znajomy głos
Byłam już w takim stanie( jakby to tato powiedział- upojenia alkoholowego), że miałam odwagi jak nigdy.
-Proszę, proszę słynny Marco Reus- rzekłam podchodząc do piłkarza dość chwiejnym krokiem
-Zosia?
-No a kto Angelina Jolie?- zaśmiałam się
-Dobrze się czujesz?- zapytał spoglądając na mnie
-Słuchaj, ja w życiu lepiej się nie czułam. Chcę Ci tylko powiedzieć, że te twoje podrywy to są bardzo żenujące. I w ogóle to specjalnie kopłeś wtedy tą piłkę co? Dobra, nieważne .Idę do domu. Która godzina?
-2:17
-Widzisz, zagadałeś mnie i przez Ciebie nie zdążę na Dr. Housa! Zbieram się- obróciłam się na pięcie i już chciałam iść ale jakoś straciłam równowagę i czułam jak padam na podłogę.
Marco Reus w porę złapał mnie w pasie i postawił do pionu.
-Chodź, wezwę taksówkę i pojedziesz do domu- rzekł blondyn.
-Taksówkę? Jaką taksówkę. Ja tu zaraz mieszkam i idę pieszo.
Reus teatralnie wywrócił oczami i wyprowadził mnie z klubu.
-Marco?
-?
-No musisz wziąć mnie pod ramię, bo kręci mi się w głowie.
-Chodź tu. Nie jest Ci zimno?- zapytał
-Troszeczkę- stwierdziłam po czym Reus ściągnął marynarkę i kazał mi ją ubrać.
Złapałam Go za ramię i zobaczyłam jego tatuaże.
-Kto Ci te rysunki namalował? A zresztą nieważne. Weź się tak nie wczuwaj! Idź normalnie, bo wyskoczy zaraz z krzaka jakiś paparazzi i strzeli nam fotę twierdząc, że jesteśmy razem.
-Zosia?
-Tak?
-Zamknij się już. Strasznie dużo gadasz.
-Nie uciszaj mnie. O patrz już jesteśmy. Możesz iść do domu, albo nie chodź na herbatkę.
-Skoro nalegasz- uśmiechnął się blondyn.
Wchodząc do domu wpadłam na suszarkę od prania.
-Tylko ćśś, mama już śpi. Nie hałasuj.
-Zośka ale to Ty hałasujesz. Dobra Ty lepiej idź już spać. Gdzie masz sypialnię?
-Tejj, nie bądź taki szybki. Zboczeńcu. Nie wykorzystasz mnie.
-Zosia, błagam Cię ledwo stoisz na nogach.
-Ja już znam tą męską psychologię- stwierdziła dziewczyna- Tam- wskazała palcem.
Gdy zobaczyłam łóżko runęłam jak długa.
Marco zdjął mi szpilki i przykrył, zęby było ciepło.

***

Rano przewróciłam się na bok i zaryłam ręką w coś co bynajmniej nie przypominało poduszki, więc zaczęłam obmacywać to cos nie otwierając oczu by  wyczuć co to jest.
-Zosia, wiem, ze na mnie lecisz, ale dasz jeszcze pospać?- zapytał Reus, po chwili zorientowałam sie, że obmacuję kaltkę piersiową blondyna. Zerwałam się na równe nogi.
-Co Ty tu robisz?
-Nic nie pamiętasz? Odprowadzilem Cię z imprezy i byłaś tak pijana, że zostałem, zebyś czegoś sobie nie zrobiła.
-Spałeś w moim łóżku? Jeśli można wiedzieć dlaczego?
-Na podłodze jest za twardo.
-Już nie bądź taki delikatny.
-Wczoraj byłaś milsza.
-Wcale nie- odparłam

-Skąd możesz wiedzieć? I tak nic nie pamietasz.
-Czy coś między nami?- przeraziłam się
-Nie.
-Na szczęście. Dobra weź złaź, chyba musisz już iść do domu.
-Wiesz co? Jesteś okropna. i gadasz przez sen.
-Ciekawe co?
-Pragnę Cie Reus.
-Hahahahah. Skończ- rzuciłam Go poduszką po czym zaczął mnie gonić po pokoju.
-Marco, przestań.
-A co mi za to dasz?
-No dobra, zrobię Ci śniadanie.
-No, od razu lepiej!- blondyn skończył gonitwę więc wziełam się za przygotowanie jajecznicy.
-------------------------------------------------
Kolejny leci do Was:)
Mam nadzieję, ze się spodoba i nie zaśniecie przy czytaniu:D
kOCHAM:**
Julita

wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział 5

05.08.2013. SIP, 10:00

Ugh.
Pora wziąć się do roboty i posprzątać to pobojowisko po meczu. Co było w szatni, chyba nie muszę Wam relacjonować.
Jedno wielkie śmietnisko!
Uff...
Szatnia ogarnięta, został mi tylko mój sektor.
Muszę przyznać, że jak na pierwszy dzień pracy, idzie mi całkiem nieźle. A zresztą co ma nie iść, w końcu to tylko sprzątanie.
W sumie nie jest tu źle.
Ludzie, którzy tu sprzątają są całkiem mili, co nie oznacza, że chcę tu zostać na zawsze.
Zobaczymy co czas pokaże.
No więc wkładam sobie słuchawki w uszy, w głośnikach moja ukochana Rihanna z utworem  "What's my name". Tak się wsluchałam w utwór, że nie zczaiłam się, że na boisko wbiegli piłkarze.
Sprzątałam już ostatni rząd, który był najniżej a zarazem najbliżej boiska.
Odwrócona tyłem do Borussen sprzątałam miejsce nr 42 aż poczułam na swoim tyłku mocne grzmotnięcie.
Wyjęłam słuchawki z uszu i usłyszałam krótkie "Przepraszam". Wiedziałam, że ktoś kopnął piłkę prosto w mój tyłek.
-Ejj, który to?- zapytałam
Nie zdążyłam się odwrócić a przede mną wyrósł Marco Reus.
-Przepraszam- odrzekł
-Co mi tu po Twoim przepraszam. Uważaj jak kopiesz!- nawet nie wiecie jak się zdziwiłam skąd we mnie tyle agresji i to wobec chłopaka, którego niedawno chciałam unikać jak ognia.
-To znowu Ty?- zapytał
-Och. Przepraszam, że Cie rozczarowałam swoją osobą- odrzekłam oschle.
-Ejj, nie o to mi chodziło.
-Dobra, dobra
-Skoro tak często na siebie wpadamy( o Panie Reus cóż za idealny dobór słów) to może się przedstawisz.
-Zosia Roztocka, lat 22, nr buta 38 wystarczy?
-Więc Zosiu...słodko wyglądasz jak sie złościsz aaa i nie przejmuj się lubię jak na mnie wpadasz.

Moja twarz nabrała teraz koloru buraczanego.

Ughhhh.
Tani chwyt.
I jakoś tak nagle nie czułam sie jak jakaś szara myszka wśród gwiazdeczek Bundesligi. Może to dziwne, ale czułam się normalnie. Tak jakby to było normalne, że słynny piłkarz ot tak sobie upatrzył mój tyłek i bach!
Dobra, przesadzam.
Wcale sobie nie upatrzył, po prostu tak wyszło.
Mówiłam, ze nie lubię sportu?
Nieprawda!
Ja Go nienawidzę!
Dobra skończyłam.
Boczkiem sobie tuptam, żeby nikt nie zauważył i zmierzam do wyjścia aby opuścić SIP.
Uffff
Udało się
Pierwszy dzień pracy już za mną.
Teraz tylko szybki prysznic, obiad, zawioze mamę do kliniki i ruszam na podbój sklepów z Simone.

05.08.2013, Galeria, 16:25

Spóźniona bo spóźniona ale dotarlam.
-No kobieto gdzieś ty była?- wita mnie Sim
-Też się cieszę, że Cię widzę.
-Jak tam pierwszy dzień w pracy Zosik?
-Daj spokój.
-Coś nie tak?
No i tak oto relacjonuję blondynce cały mój dzień roboczy na SIP.
-Żartujesz? Że niby słynny Marco Reus kopnął Cię w tyłek?- dopytywała sie dziewczyna.
-Nie kopnął mnie w tyłek tylko piłka mnie trafiła.
Ale zaraz, zaraz.
-Simone?- pytam
-Tak?
-Co się tak podniecasz, przecież nie lubisz piłki nożnej.
-Kochanie ja jej wprost nienawidzę. ale nie pogniewałabym się o takiego Reusa przy moim boku.- rozmarzyła się Simone- wyobraź sobie minę mojego byłego jakby zobaczył mnie z jego ukochanym graczem. Chyba by sie wściekł.
-Simone, Simone?- zaczęłam machać dziewczynie rękoma przed oczami, bo najwidoczniej była już na innej planecie.
Po 2 minutach sie ocknęła.
-No?
-Chcesz wiedzieć, co było dalej?
-O Jezu! To było coś dalej? Mów szybko, bo padnę tu na zawał!- ostatnie zdanie wykrzyczała już Simone.
I opowiedzialam jak to lekko naskoczyłam na Reusa i to też jak zaczął się przymilać.
-Zosik! No i co było potem?
-Jakie potem? Odwróciłam się na pięcie i sprzątałam dalej.
-No oszalałaś?! Trzeba było coś zrobić!
-Sim! To słońce źle na Ciebie działa- popukałam ją w czoło- Idziemy do sklepu!
Z wielkim ociągnięciem ale blondynka weszła za mną do odzieżówki.
-Dobra biorę ten sweterekjeansy i tą koszulkę. A ty co wypatrzyłaś?- pytam po skompletowaniu moich zakupów.
-Żartujesz? Co Ty tu kupujesz. Chodź! Tobie jest potrzebne sexi wdzianko  i ta kiecka będzie extra.
Złapałam sexi wdzianko w dwa palce i powiedziałam:
-Sim, nie zamierzam na to nawet patrzeć a to- wskazałam na sukienkę- gdzie ja mam sie w tym pokazać? Przeciez to nawet mi tylka nie zakrywa.!
-Zosik! No i o to chodzi. Jezu! Na jakim Ty świecie żyjesz  i jak to gdzie masz się się pokazać? Reusowi oczywiście!- odrzekła Simone.
Teatralnie wywracając oczami odłożyłam rzeczy na swoje miejsce.
- Opanuj się, do pracy mam w tym iść? Oszalałaś? Dobra koniec tematu. Do kasy i wychodzimy.
Jak też rozkazałam tak uczyniłyśmy. Simone jeszcze chwila została przy kasie, ja już pakowałam moje rzeczy do samochodu.
Odwiozłam moją zwariowaną towarzyszkę do domu po czym parkując otrzymałam smsa:
"Sprawdź schowek. I nie dziękuj. Prezent ode mnie.
Sim"
Sprawdzilam schowek i znalazłam podarunek.
-No wariatka- zaśmiałam się na głos widząc to samo sexi wdzianko, które odłożyłam w sklepie.
--------------------------------------
Ołł:)
Jest kolejny:)
Mam nadzieję, że jako tako sie spodoba:)

Polecam bardzo gorąco bloga: http://fajnymezczyznadobrzezepilkarz.blogspot.com/

Miłego dnia robaczki:)
Julita


piątek, 16 sierpnia 2013

Rozdział 4

02.08.2013, SIP, 10:30

Stres.
Stres.
Stres.
Mówiłam, ze każda nawet najmniejsza sytuacja jest dla mnie stresująca?
Nie?
No to teraz wiecie.
10:30 czekam sobie spokojnie na prezesa. Coś się spóźnia.
Czyżbym pomyliła godziny?
Nie, nie.
Powiedział wyraźnie 10:30.
Roztocka nie świruj.
Na stadion wbiegają piłkarze...
No to teraz...uwaga.
Zapadam się pod ziemię.
O rany! Trzeba było jednak się zamaskować i udawać arabkę.
Usiądę to może nikt mnie nie zauważy.
Mówiąc na myśli nikt- myślę sobie o Reusie prze którym i tak wyjątkowo się zbłaźniłam.
Długo sobie nie posiedziałam. Widzę zbliżającą się sylwetkę prezesa.
-Przepraszam za spóźnienie- oznajmia
-Nic nie szkodzi
-No więc, cóż. Niech się Pani nie martwi, nie będzie musiała Pani sprzątać całego tego stadionu. Do Pani należał będzie tamten sektor- wskazał palcem mężczyzna -Myślę, ze tu nie ma nic więcej do tłumaczenia. Po prostu sektor ma być czysty. Dobrze, przejdźmy teraz do szatni.
No więc szliśmy sobie powolnym krokiem do szatni. A mi o mało serce nie wyskoczyło. Kątem oka wypatrywałam  Reusa.
Miałam szczęście.
Tak, chociaż raz w życiu.
Nie było Go dziś na treningu.
O jaka ulga.
Prezesiątko pokaże mi teraz szatnię.
Ach!
I jak będę miała dalej farta to może Go nie spotkam i nie będę musiała dalej znosić upokorzenia.
Gdy ruszyliśmy do szatni czułam na sobie wzrok Borussen. Nie wiem czy patrzyli na mojego pracodawcę czy na mnie.Modliłam się po cichu, żebym zaraz jakiegoś przypału nie doznała. I udało się.
Po dokładnym obejrzeniu placówki, prezes stwierdził, że muszę przyjść na jutrzejszy mecz.
O nie, nie!
Błagam.
Przecież nienawidzę sportu!
Już sobie w głowie układałam wymówkę dla prezesa a gdy przyszło co do czego rzekłam tylko:
-Oczywiście, że będę.

02.08.2013, sklep dla fanów BVB, 14:40

Mecz.
No tak.
Przecież muszę zakupić sobie jakieś dodatki na mecz.
Nie pójdę normalnie ubrana, bo przecież wszyscy tam będą ubrani niczym klony piłkarzy. Wtedy będę się wyróżniać. Zakupiłam więc pszczółkowe gadżety i ruszyłam do domu.

03.08.2013, Mecz, 20:20

Siedzę na trybunach i patrzę z odrazą na sąsiada z lewej, który pakuje do swojej buzi chipsy popijając to przy tym piwem.
Okropnie mlaska!
Nagle ktoś strzela gola, tak 1:0 dla BVB.
Tak jakoś nie udziela mi się atmosfera meczu. Pewnie główna zasługa jest mojego sąsiada po lewej, któremu co nieco wylało się gratis na spodnie.
Bleee. oHyda
Wychodzę stąd. Macham tylko przyjacielsko do prezesa. Niech wie, że byłam i kieruję się w stronę domu.
Staję przed bramą i biorę jeden głęboki oddech, patrząc w niebo.
-Widzę, że  też zwiałaś- słyszę głos zza pleców.
Moim oczom ukazuje się dziewczyna.
-Simone, jestem.
-Hej, Zosia. Miło mi.- mówię podając jej rękę.
-Więc, cóż nie jesteś fanką futbolu?- pyta Simone
-Powiedzmy, że zostałam zmuszona do przyjścia tutaj- stwierdzam
-O popatrz. To zupełnie jak ja- mówi dziewczyna wyciągając papierosa -Mój chłopak jest odwiecznym fanem piłki noznej. Przed chwilą się z nim pokłóciłam. Powiedziałam, że z nami koniec  jak nie zrozumie, że jest coś w życiu jeszcze oprócz piłki. A on wiesz co? Kazał mi iść w diabły. Nawet się nie zamartwił, że coś może mi się stać po drodze. Palant.
-Hmmm. No to może skoro już tu jesteśmy....Same...znudzone. Skoczymy gdzieś na drinka?- zapytałam
-Ooo widzisz. I to jest dobra myśl.

04.08.2013, sypialnia, 12:40

Simone okazała się świetną towarzyszką. Przegadałyśmy pół nocy. Wymieniłyśmy się numerami telefonów i zarezerwowałyśmy jutrzejszy dzień na zakupy.

O matko!
Która godzina!
Trzeba wstać- o matko jaki kac!
Pójdę sprawdzić co u mamy....
-Cześć mamo.
-...
-Chcesz coś do picia?
-...
Zdaje się, że mama ma znów jeden z gorszych dni, te w których nic nie mówi. Również się nie odzywając siadam obok niej i oglądamy jakiś program MTV.
I oglądam program ale tak na prawdę, jestem zmuszona myśleć o tym, że jutro pierwszy dzień mojej pracy.
Obłęd!
-----------------------------------------------
Julita wysmarowała kolejny rozdział:)
Mam nadzieję, że sie podoba:)
Dziękuję za wszystkie komentarze, nawet nie wiecie jak to motywuje:)
Akcja powoli będzie się rozkręcać:)
Obiecuję:)
Buziaki:**
Julita:)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 3

01.08 godz. 12:55, Parking SIP

Stałam tak sobie na parkingu nie zdawając sobie sprawy, że za pięć minut wybije trzynasta i powinnam już grzecznie czekać przed gabinetem prezesa na rozmowę.
Rozmyślałam sobie: o mamie, o mnie no i o tym jakże dziwacznym zbiegu okoliczności.
Mianowicie ja- Zosia Roztocka, lat 22, mam pracować na SIP. Dziewczyna, która ze sportem ma niewiele wspólnego i która nie rozumie jak można przez całe dziewięćdziesiąt minut ganiać za piłką.
Mój wujek- Konrad, zawsze się ze mnie śmieje. Jest odwiecznym fanem wszelakich sportów. A ja?
Nawet jak w gimnazjum byłam na kolonii to po dwóch dniach mnie przywieźli do domu, bo grając w ping- ponga skręciłam kostkę.
O kurczę!
Późno już, czas iść.
Obróciłam się na pięcie i bach! Osz nie!
Znowu!
Znów na kogoś wpadłam. Całe szczęście nie trzymał kawy.
-Przepraszam, ja...-zaczęłam podnosząc moje CV z ziemi
-Bardzo się spieszysz- oznajmił mi głos, który pomógł mi pozbierać papiery
Kurczę. Skąd on wie co ja chcę powiedzieć i zaraz, zaraz.
Gdzieś już Go słyszałam.
Spojrzałam w górę i ujrzałam tę samą blond czuprynkę co w szpitalu.
-Ta-ak. Spieszę się- zaczęłam sylabować.
-No to nie zatrzymuję w takim razie- odrzekł chłopak po czym wszedł do tunelu.
Tak, tak
Głupia ja.
Na drugie imię  powinnam mieć na imię "PRZYPAŁ". Czyż to bardziej do mnie nie pasuje?
Dobra, dobra. Zośka obudź się!
Pokój 4, Rozmowa kwalifikacyjna. Teraz to już biegłam w stronę gabinetu prezesa.
Na całe moje szczęście( jeśli to co stało się przed chwilą można nazwać szczęściem).
Bądź co bądź prezes się spóźnił i akurat zastałam Go w drzwiach.
-Pani do mnie?- zapytał
-Tak. Zosia Roztocka, miałam przyjść w sprawie...
-Ach. tak.Tak. Proszę wejść- zasugerował -Więc szuka Pani pracy.
-Tak. Nie ukrywam, ze potrzebuję jej bardzo pilnie. Jestem w trudnej sytuacji.
-Rozumiem w takim razie mogę ujrzeć CV, dowód osobisty i książeczkę zdrowia?
-Oczywiście. Proszę- byłam przygotowana, wiec podałam mężczyźnie wymagane dokumenty.
-Dobrze. Wszystko się zgadza, więc ustalmy tak. Jutro godzina dziesiąta trzydzieści. Spotkamy się na stadionie. Oprowadzę, wytłumaczę co i jak. No i oczywiście od przyszłego tygodnia może Pani zaczynać.
-Dziękuję bardzo. Nawet nie zdaje Pan sobie sprawy ile ta oferta dla mnie znaczy.
-Nie ma sprawy. Do zobaczenia jutro.
-Do widzenia- odrzekł i szczęśliwa wyszłam z gabinetu.
Tym razem rozglądałam się uważnie, żeby czasem na kogoś nie wpaść.
I
tutaj następuje niespodzianka.
Udało mi się to.
Zosiu- robisz postępy.

Zbliżając się do domu uprzytomniałam, że w lodówce to już tylko żarówka świeci więc weszłam do pobliskiego marketu. Obładowana zakupami usiadłam na chwilę na ławeczce przed sklepem z telewizorami. Puszczali akurat jakieś reklamy. Po chwili w tychże oto wielkich telewizorach nastąpiły wydarzenia sportowe i komentator ogłosił:
"Kilka dni temu BVB wygrała z Bayernem Monachium 4:2"
Przykułam się do TV, gdy usłyszałam, ze mecz odbył się na SIP. W miejscu, które miało być moją placówką robotniczą. I wtedy komentator dodał:
"Po samobójczej bramce gracza z Bayernu, strzale Ilklaya Gundogana i dwóch bramkach Marco Reusa..."
Widzieliście kiedyś przygłupiego szympansa?
Nie?
To szkoda, że nie byliście tam ze mną. Bo tak właśnie wyglądałam, jak jakaś nienormalna małpa.
Oczy prawie mi z orbit wyszły, usta otworzyły się nadzwyczaj szeroko i tak jakoś przez pięć minut tępo wpatrywałam się w telewizor.

Roztocka! Pobudka.
No helloł- staranowałam gwiazdę Bundesligi
Ha!
I to dwa razy!
Wujek Konrad na pewno byłby ze mnie dumny.
No kurczę.
Czego ja się spodziewałam. Jestem Zośka "PRZYPAŁ" Roztocka.
Przecież u mnie to normalne.
No, widziałam Go dziś, wchodził do tunelu. No ty ciemnoto!
Przecież jasne, że jest piłkarzem, po co miałby wchodzić do szatni. Dostarczać jedzenie?
O matko! Jak ja się tam pokażę.
Wiem! Założę sobie turban na głowę i będę udawać arabkę.
Roztocka- to jest myśl. Niech Cię licho....
----------------------------------------------------
Cześć skarbeczki:**
Jutro meczyk!!!!
Się nie mogę doczekać:)
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze i obserwacje, wyświetlenia,. Wiele to dla mnie znaczy:)
Buziam Was:***
Julita

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 2

30.07.2013 Dortmund, godz. 11:30

Czas mijał szybko, za szybko. Za dwa dni powinnam złożyć deklarację. Tylko co ja mam wybrać. Rozmyślając Zosia wzięła ulotki do ręki.

MEDYCYNA-  nieeee
FIZJOTERAPIA- o never! Nikogo masować nie będę!

O mamo...KOSMETOLOGIA, PEDAGOGIKA, PSYCHOLOGIA- to wszystko nie dla mnie. Chyba powinnam wybrać coś co jest najbardziej związane z moimi zainteresowaniami. Więc szukajmy dalej. Nagle wzrok mój przykuła żółta karteczka z napisem: UNIVERSITY DORTMUND- Wydział muzyczny z połączeniem tańca i teatru.
Ohoho! Brzmi ciekawie. Tylko jest jeden problem, jak ja Zosia Roztocka będę miała występować przed kilka dziesiątkami studentów?
Trudno. Ryzyk- fizyk.
Albo to albo nic.
Może w końcu uda mi się przestać wstydzić publiczności?

31.07.2013, Uniwersytet

Wychodzę z tej organizacji w której to tak gnębią studentów.
Poszło.
Zapisałam się.
Za dwa tygodnie mam przesłuchanie przed trzy- osobową komisją. Chcą sprawdzić co potrafię. Mam tylko nadzieję, że nie padnę tam na zawał. I coś z siebie wyduszę- w końcu to tylko trójka ludzi. Ach!
Skoro już jestem na mieście to pójdę do biura pracy. Może znajdzie się coś dla mnie. Za tydzień u mamy zjawi się opiekunka, trzeba będzie ją opłacić. Z mamą nie jest wesoło. Czasem nie pamięta jak się nazywam, czasem zachowuje się jak gdyby nigdy nic a czasami w ogóle się nie odzywa.

***

Jakie tu kolejki!. Tragedia.
Podchodzę do okienka ale mina jakże uprzejmej pani nie wróży nic dobrego.
-Przykro mi słoneczko. Nic na to nie poradzę- rzekła kobieta.
-Błagam. Mogę robić wszystko. Pracowałam w warsztacie samochodowym. Proszę jeszcze raz sprawdzić. Naprawdę jestem w ciężkiej sytuacji- patrzyłam już błagalnym wzrokiem na urzędniczkę.
-No dobrze, poczekaj tu chwilę- zasugerowała kobieta po czym wyszła, co spotkało się z wielkim oburzeniem u reszty oczekujących, którzy najwyraźniej bardzo się spieszyli.
Po jakimś czasie kobieta wróciła na swoje miejsce.
-Dobrze, kochanie interesowała by Cię praca w roli sprzątaczki?
Co prawda nie jest to praca marzeń, ale potrzebuję kasy!
-Taaak! Oczywiście- odpowiedziałam
-Tylko od razu mówię, że praca jest na dość dziwnych warunkach- odrzekła kobieta. Po czym dalej mówiła: -Praca jest na stadionie musiałabyś sprzątać sektory kibiców i szatnie piłkarzy. Wiąże się to z różnymi godzinami.
-Biorę!- nie zastanawiając się odrzekłam.
-Dobrze tutaj na kartce masz adres. Udaj się tam jutro na godzinę 13.00
-Jeeju. Dziękuję, dziękuję- gdyby nie ta szyba, która dzieli mnie z kobietą wyściskałabym ją.

Wybiegłam uradowana z budynku i popędziłam  do domu.
Trzeba przecież jakoś się przygotować na jutro. Zbliżał się wieczór, więc powoli się ściemniało.
------------------------------------
Mamy 2-eczkę:)
Dziękuję za wszystkie komentarze, wyświetlenia, obserwacje:)
Kocham Was:)
Julita

niedziela, 4 sierpnia 2013

ROZDZIAŁ 1

28 lipiec, 15:04, Dortmund

Home, sweet home. Jestem na miejscu. Rozpakowałam się, zawiozłam mamę do kliniki i no cóż pora zabrać się za szukanie uniwersytetu. Niestety nie wiem nawet jaki kierunek wybrać. Mam 22 lata ale nie studiowałam. W Polsce pomagałam tacie w warsztacie samochodowym.
Tak. Wiem.
To nie jest praca dla dziewczyny.
Ale ja to lubiłam.
Byłam jedyną dziewczyną na osiedlu, która potrafiła zmienić koło w samochodzie. Na pozór staram się być silna. Tylko na pozór bo naprawdę jestem za bardzo wrażliwa. Wystarczy, ze ktoś mi coś powie to przeżywam załamanie nerwowe. No ale wracając do mojego uniwersytetu to muszę iść, przynajmniej dostanę stypendium, no i będę musiała obejrzeć się za pracą. W końcu oprócz siebie mam na utrzymaniu swoja rodzicielkę. Jest załamana i niezdolna do pracy. Jak z nią rozmawiam to serce mi pęka.

29 lipiec, 10:56, Uniwersytet

-Tutaj ma Pani ulotki i zapraszamy na początku sierpnia do złożenia deklaracji- wyrecytowała do mnie Pani z dziekanatu.
Jeej, tyle tego tutaj jest...Ludzie przecież już końcówka lipca! Mam niecały tydzień na podjęcie decyzji. Bosko!
***

Cholera, tak się zasiedziałam w tej placówce, ze zapomniałam o mamie. Już 10 minut na mnie czeka. Mam nadzieje, że na mieście nie będzie korków.
I o dziwo nie ma ich o tej porze. Spieszę się niesamowicie, mama jest pewnie bardzo słaba i jedyne o czym marzy to spać w wygodnym łóżku a nie czekać za mną w poczekalni. Wbiegam szybko do szpitala, oczywiście nie zauważając blondyna przede mną. Nie zdążyłam już wyhamować i w efekcie pyszna ciepła kawa wylądowała na jego koszulce i zarazem mojej sukience. Nie mam zbyt wiele czasu na wyjaśnienia, więc rzucam tylko krótkie:
-Przepraszam, bardzo się spieszę- i biegnę dalej nie patrząc w ogóle na chłopaka.
Z daleka zobaczyłam mamę, siedziała z pielęgniarką na korytarzu.
-O Zosik, już jesteś! Właśnie opowiadałam Twojej siostrze jaka dziś piękna pogoda- rzekła o dziwo pełna energii mama.
-Mamo, ale to nie jest moja siostra. Dobrze się czujesz?- zapytałam.
Lecz mama zaczęła opowiadać po polsku jakąś bajkę.
-Dr Kruger chciałby z panią porozmawiać- rzekła do mnie pielęgniarka.
-Oczywiście, Mogłaby pani z nią posiedzieć jeszcze chwilkę?
-Tak, jasne.
-Dziękuję- odparłam i udałam się do gabinetu lekarskiego.
Gdy zapukałam moim oczom  ukazał się przysadzisty mężczyzna w białym kitlu.
-Dzień dobry, Zofia Roztocka, chciał się ze mną Pan widzieć
-Tak. pani Zosiu sytuacja uległa zmianie- stwierdził lekarz
-Panie doktorze widziałam przed chwilą się z mamą. Nie ukrywam, że trochę się przeraziłam.
-Spokojnie. Zrobimy dokładne badania ale wydaje mi się, że mama ma chorobę Alzhaimera- oznajmił mężczyzna
-Słucham? Ale, ale...ona..przecież....jej nerki- mówiłam już półsłowkami przez zaszklone oczy.
-Naprawdę mi przykro. Musi zapewnić jej pani dodatkowa opiekę. Niestety nie możemy jej nic zrobić. Mogę jedynie przepisać leki na uspokojenie. Ale nie możemy jej operować, bo wtedy jej chore nerki przestaną funkcjonować i wtedy no wie pani...- patrzył na mnie smutnie medyk
-Umrze- odpowiedziałam sobie na to pytanie, po czym rozszlochałam się na dobre.
Po 20 minutowej rozmowie z lekarzem stwierdziłam, ze muszę się trzymać. Nie mogę się rozklejać, nie przy niej. Wyszłam z gabinetu i szłyśmy w stronę auta. Po drodze przypomniał mi się incydent z kawą. Uświadomiłam sobie, że zachowałam się okropnie. Rzuciłam blondynowi krótkie przepraszam tłumacząc, że
się spieszę. Jakby to było wystarczającym usprawiedliwieniem. Szukałam chłopaka wzrokiem po korytarzu, lecz zdałam sobie sprawę, ze nawet nie widziałam jego  twarzy. Wiem tylko, że ma blond włosy i koszulka była chyba koloru siwego. No i co teraz mam podchodzić do każdego blondyna z siwą koszulką i dopytywać się czy to Go nie staranowałam?
Muszę do domu.
Jak najszybciej.
Przemyśleć.
Działać.
Zośka!
Weź się w garść.
-----------------------------------------------------
1 rozdział za Nami:)
Czytacie- Komentujcie:)
Pozdrawiam:)
Julita
Buziaki:**

PROLOG

28 lipiec 2013r, 12:04, Olsztyn

Nadeszła wreszcie niedziela. Ten dzień, w którym wylatuję do Dortmundu. Na ile? Nie wiem. Być może na zawsze. Nie mogę się sobie nadziwić skąd ten optymizm u mnie. Przecież nie znam tam nikogo, oprócz mamy.
To może zacznę od początku...
Jestem Zosia.
Zośka Roztocka.
Mam 22 lata i jestem hmmmm. Jak to się mówi? Muzykiem? Nieeee. Po prostu uwielbiam grać na pianinie i śpiewać. Czasem uda mi się coś skomponować własnego, ale tak żeby występować przed szerszym gronem
NEVER!!!
Musiałabym chyba mieć taką pelerynę niewidkę( coś w stylu Harry'ego Pottera). Po co mi Dortmund zapytacie? Moja mama jest Niemką, tata Polakiem, ponieważ wychowywałam się w Polsce, po rozwodzie rodziców zostałam z tatą w moim Olsztynie. Lecz muszę Go opuścić...jeden telefon mamy zmienił całe moje życie. Mianowicie moja mama jest chora- niewydolność nerek. Musi jeździć na dializy, podczepiają tam ją do miliona kabelków i wtedy jej nerki pracują. Leży tam przez sześć godzin i potem odwożą ją do domu. I tak co 3 dni. Jest wtedy bardzo słaba. Muszę tam jechać, zaopiekować się nią. Chociaż tyle jestem w stanie dla niej zrobić.
----------------------------------

Tutaj łapcie mój PROLOG:)
Mam nadzieję, ze się spodoba:)
Jeśli czytacie to komentujcie, żebym wiedziała, ze chociaż ktoś to czyta:)
Pozdrawiam
Julita