piątek, 27 września 2013

Rozdział 12

14.08.2013r, w drodze na SIP, 11:00

Marco Reus mnie pocałował.
Simone oszaleje.
Nie no bez przesady. Chciał tylko pomóc, zrobił to żeby Karol się odczepił.
Prawda?
Ta myśl nie daje mi spokoju, muszę z nim porozmawiać.
Reus tak jak i reszta chłopaków przebierali się w szatni. Załatwię tę sprawę więc po treningu.
Gdy sprzątałem poczułem wibracje w kieszeni wiec wyjęłam telefon. Był tam sms.
Jeden ale jakże treściwy.
                                     Nieładnie tak puszczać się po katach z piłkarzykami. Ilu jeszcze zaciągnęłaś do                                                 łóżka? Ale wybaczam Ci tę zdradę, bo Cie kocham.
                                            Twój na zawsze- Karol
Jaką zdradę?
Jakie puszczać?!
Tego już było za wiele
-Odbierz ten cholerny telefon Karol!-byłam wściekła na tego idiotę
-Słucham?
-No i bardzo dobrze, że słuchasz. Wbij sobie do tego pustego łba, ze my nie będziemy już razem. Rozumiesz? Nie będziemy. Amen!
-To przez tego blondyna, tak?
-Żegnam- stwierdziłam po czym rzuciłam telefonem
Chyba dość głośno krzyczałam bo wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
-Panowie przerwa- zarządził Klopp
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu
-Zosia?- zapytał Reus- Zośka, zostaw tą miotłę.
-A Ty czego ode mnie chcesz?- wrzasłam na blondyna- Przepraszam, poniosło mnie
-Co jest?
-...
-Karol, tak?
Pokiwałam twierdząco głową.
-Marco to co wczoraj było...to tylko tak, żeby Karol się odczepił prawda?
Blondyn spojrzał głęboko w moje oczy i rzekł:
-Tak. Oczywiście, że tak.
-Przepraszam, muszę już iść, mam dziś przesłuchanie na uczelni. Chyba nie dam rady tam wystąpić.
-Wiesz co? Pójdę Cię odprowadzić.
-A trening?
-I tak dziś już nie pogram, coś mi się w stopę stało.
-A dasz radę iść?
-No jasne, najwyżej weźmiesz mnie na barana.
-Bardzo śmieszne. Boki zrywać- uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Wreszcie się uśmiechnełaś. Nie jest Ci zimno?- zapytał Marco
-No brawo geniuszu. Jest!
-Trzymaj- Reus podał mi swoją kurtkę.
-Oj Reus. Ciągle noszę Twoje rzeczy.
-Od następnego razu pobieram opłatę.
-W porządku, w takim razie następnego razu nie będzie- zaśmialiśmy się obydwoje.
Dalszą drogę pokonaliśmy w milczeniu. Głównie dlatego, ze tak się stresowałam, ze nie byłam w stanie racjonalnie myśleć.
-To tutaj. Dzięki za odprowadzenie- rzekłam do Marco i ruszyłam do środka.
Dopiero w poczekalni zauważyłam, ze nie oddałam mu kurtki.
Czekałam na moją kolej i czekałam...
Myślałam, ze tam zakwitnę i gdy została jeszcze jedna osobą przede mną to po prostu stamtąd uciekłam.
Na zewnątrz oparty o barierkę stał nadal Marco.
-A co Ty tu jeszcze robisz?
-Tak myślałem, że zwiejesz. Chodź- złapał mnie za rękę i pociągnął tam skąd przyszłam.
-Ale ja nie chcę, nie nadaje się do tego.
-Oni to ocenią czy się nadajesz czy nie.
-No właśnie i tego się...- przerwałam bo zobaczyłam atak biegnących fanek, które krzyczały Marco Reus!
-Chodź tu się schowiemy- blondyn pociągnął mnie do schowka na szczotki.
Staliśmy tak ściśnięci jak sardynki w puszce aż Reus przemówił:
-Zamknij oczy.
-Po co?
-No zamknij
-Wyobraź sobie sale pełną ludzi
-No?
-I Ciebie na scenie. Co czujesz?
-Że mdleję. Wszyscy się na mnie gapią. Zafałszowałam i wszyscy rzucają we mnie zgniłymi pomidorami.
-Dobra, otwórz lepiej te oczy.
-Też tak na początku miałem, że wychodząc na stadion pełen ludzi stresowałem się tak, ze masakra i jeszcze trzeba było pokazać się z jak najlepszej strony ale wiesz co? W takim momencie zamykasz na chwilę oczy, otwierasz i wyobrażasz sobie, że wszyscy są nago a Ty jedna ubrana i to oni mają się wstydzić a nie Ty.
-Marco, boję się.
-Wiem. Ale idź bo Ci kolejka przepadnie.
-Ok, idę.
Poszłam do sali numer dziewięć, akurat wywoływali moje nazwisko.
Już miałam zacząć śpiewać gdy poczułam ogromny ucisk w gardle. Popatrzyli się na mnie jakbym była jakimś muzealnym eksponatem po czym przewodniczący komisji rzekł:
-Spokojnie, jeszcze raz.
Wtedy zamknęłam na chwilę oczy, otworzyłam je po chwili po czym wyobraziłam sobie wszystkich nago.
W miarę przyzwoitości oczywiście.
I zaśpiewałam najlepiej jak umiałam.
-Dziękujemy, nasza decyzja powinna być dostarczona pocztowo w ciągu pięciu dni roboczych.
-Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia- odrzekli
W dali zauważyłam stojącego Reusa.
-Marco! Udało się! Byli nadzy....i...i...
-Zaśpiewałaś?
-Tak! I to jak! Ja Cię....Przecież...Ja nigdy....

-Dobrze już. Chodź idziemy stąd.
Byłam tak szczęśliwa, że całą drogę trajkotałam jak najęta.
-Zosia, chyba tu mieszkasz.
-Już? O kurczę. Ale się zagadałam. To do jutra.
-Paa- odrzekł blondyn
-Marco! A kurtka?- zapytałam zauważając na sobie męską odzież.
-Jutro oddasz.
-Okey!
--------------------------------------------------------
No to dwónasteczka <33
Podoba się?
Bo mi średnio...
Miało być inaczej ale cóż...
Buziaki:**
Julita

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 11

12.08.2013r, Impreza Piszczkowa, 1:10

-Karol?! A co Ty tu robisz?- zapytałam
-Szukałem Cię
-Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem i skad w ogóle się wziałeś w Dortmundzie?
-Zosia, musimy pogadać
-Nie tutaj- rzekłam wyprowadzajac Karola na zewnątrz- Więc co tu robisz?
-Przyjechałem do Dortmundu specjalnie dla Ciebie.
-Co Ty w ogóle mówisz do mnie człowieku.
-Zosik, jesteśmy dla siebie stworzeni
-O rany, teraz Ci się przypomniało, jakoś nie pamiętałeś o tym całując się z jakąś panną w klubie- wkurzona zaczęłam iść przed siebie.
-To była pomyłka, ile razy mam Ci to powtarzać.
-W ogóle nie musisz mi tego mówić a jedyną pomyłką byłeś Ty.
Nasza debata skończyła się pod moim domem. Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i poszłam na górę. Byłam niesamowicie zła na tego debila.
Nie kochałam Go.
Nie wiem po co tu przyjeżdżał.

Tylko mi imprezę zepsuł.
Właśnie, impreza- wyszłam bez żadnego słowa. Wyjęłam telefon z torebki aby powiadomić Piszczkową, ze już się nie zjawię. Na wyświetlaczu ujrzałam dwa nieodebrane połączenia i sms-a.
Nadawcą wszystkiego była Ewa.
Napisałam jej sms-a by się nie martwiła:
                                                     Ewcia, musiałam wyjść. Jutro Ci wszystko wytłumaczę. Dzis już nie                                                                 przyjdę.
Po kilku minutach doczekałam się odpowiedzi:
                                              Szkoda, że już się nie zjawisz. To w takim razie spotkajmy się jutro o                                                      11.00
                                             w tej kawiarni co wtedy. Dasz radę?
Pora mi odpowiadała wiec się zgodziłam.

13.08.2013r, Kawiarnia, 11:00
-Dlaczego wczoraj tak szybko wyszłaś?
-Miałam pewien problem...
-Możesz jaśniej?
-Mój były przyjechał do Dortmundu i przyszedł tam wczoraj. Rozumiesz? On myśli, że my będziemy razem.
-Nie kochasz Go?
-Ja Go nie cierpię. Kiedyś myślałam, że nie mogę bez niego żyć a teraz patrzeć nie mogę na niego.
-I co on zamierza cie odzyskać?
-Na to wygląda ale to juz po moim trupie.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Okey, zamawiamy jakieś duże ciacho na poprawę nastroju.
13.08.2013r, SIP, 14:30

Wszystko jest nie tak jak trzeba. Karol przyjechał...
A jutro mam przesłuchanie na uczelni.
Boze! To już jutro.
Nie mam wybranego repertuaru, nie mam nic i nie wiem jak poradzę sobie z tremą. Chyba nie dam rady.
Nie pójdę tam.
-Cześć- usłyszałam
-Hej! Co tu jeszcze robisz?- zapytałam
-Zbieram się do domu. Podwieźć Cię gdzieś?- zapytał Marco
-Nie, przejdę się ale dzięki- szybko wyminęłam blondyna i ruszyłam w stronę furtki.
Gdy byłam już na drodze usłyszałam obok trąbienie klaksonu. Spojrzałam w bok i ujrzałam jadącego wolno Reusa, który właśnie otwierał szybę.
-No co tak będziesz szła. Wsiadaj, jadę w twoją stronę.
-Ale jesteś upierdliwy. Powiedziałam, że nie chcę. Muszę się dotlenić.
Marco wcisnął gaz i pojechał przed siebie. Bez żadnego słowa. Chyba się obraził. Kurczę, głupio wyszło. Nie chciałam, żeby tak zabrzmiało.
Jednakże z moich rozmyślań wyrwał mnie ten sam człowiek, który rzekomo się na mnie obraził.
-Mogę się z Tobą tlenić?- zapytał
-Gdzie masz samochód?
-Na parkingu. To co idziemy?
-No skoro już musisz- spojrzałam na blondyna.
Nie byłam zbyt skora do rozmowy.
To wszystko za bardzo mnie przytłaczało.
-Zosik, chora jesteś?
-Co?
-Pytam się czy chora jesteś? Dlaczego nic nie mówisz? Normalnie buzia Ci się nie zamyka.
-Nieważne. Nie jestem chora i wcale dużo nie gadam!
-Dlaczego wczoraj tak szybko uciekłaś? Nawet nie zdążyliśmy pogadać.
-Mój były tam był. Ja Go nienawidzę a on tu sobie przyjechał jak gdyby nigdy nic. I jeszcze jutro mam przesłuchanie na uczelnię. Boję się.
-Zosik, nie przejmuj się tak. A ten Twój były się odczepi, zobaczysz.
-O wilku mowa- stwierdziłam spoglądając na mój dom przed którym stał nikt inny jak Karol.
-To on?
-Niestety.
Stałam teraz do Marco tyłem. W pewnym momencie poczułam szarpnięcie jak mnie obraca do siebie i całuje.

Na początku byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam co robić ale później dla dobra sprawy odwzajemniłam pocałunek wplatając swoją rękę w czuprynkę Marco.
Gdy skończyliśmy nie mogłam uspokoić oddechu:
-To tego....dziękuję za pomoc-wypaliłam i poszłam do siebie trącając ramieniem Karola, który wybałuszył oczy i przeniósł je na mnie.
-----------------------------------------
No to takie wymyśliłam
Mam nadzieję, ze się podoba:)
Buziak:*





         

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 10

12.08.2013, sklep spożywczy, 11:10

Kasując moje zakupy z koszyka, zauważyłam w kolejce znajomą twarz.
-Ewa?
-Oo Zosia, fajnie Cię widzieć. Nie pogadałyśmy ostatnio na imprezie-stwierdziła Piszczek
-No niestety. Jakoś nie było okazji.
-No ale może teraz masz chwilkę?Za rogiem podają pyszną latte.
-W sumie czemu nie, chodźmy.

Porozumiewałam się z Piszczkową świetnie. Ewa jest starsza ode mnie o 4 lata, ale nie przeszkadzało mi to w niczym
-Zosik, ja muszę już iść bo Sarę od kilku dni łapie kolka i chcę zobaczyć jak tam nowa opiekunka sobie radzi.
-Ojej, biedactwo. Musisz koniecznie kiedyś się nią pochwalić.
-Na pewno. Wiesz co? W ogóle to dzis u nas jest impreza. Zapraszam Cie gorąco, co prawda Sara będzie spała u sąsiadki bo nie chcę jej obudzić. A imprezy z naszymi znajomymi, uwierz mi..nie należą do najgrzeczniejszych- zaśmiała się Ewa.
-Dzisiaj? Bardzo chętnie- odrzekłam- tylko podaj mi adres.
-No tak, adres, widzisz jaka jestem zakręcona?- Ewa na serwetce zaczęła pisać miejsce zamieszkania- i masz tu mój numer telefonu w razie czego.- uścisnęłyśmy się na pożegnanie i każda poszła w swoją stronę.
Cieszę się niezmiernie, że poznałam tak pozytywną osobę. Nadajemy na tych samych falach.
Zmierzając ku domowi układałam już sobie plan, co dzisiaj włożę wieczorem na siebie.
Wchodząc do domu usłyszałam trzaskanie szafkami, przestraszyłam się, że to jakiś włamywacz, więc wzięłam z korytarza miotłę( BRAWO ZOSIU- ciekawe co masz zamiar z nią zrobić) i pomaszerowałam do kuchni.
-Simone?- zdziwiłam się widząc przyjaciółkę szukającą czegoś w lodówce.
-Głodna jestem- stwierdziła blondynka
-Jezu, jak mnie wystraszyłaś
-Masz coś na sumieniu- stwierdziła Sim mrużąc oczy
-Taa słuchaj, musisz mi pomóc. Nie mam dzis wieczorem w co się ubrać.
-A co wychodzisz gdzieś?
-Tak, na imprezę do Piszczków.
-Do tych Piszczków? zapytała Simone
-A znasz jakichś innych?
Simone jak torpeda pognała do mojego pokoju taranując przy tym wszystko co stało jej na drodze.
Gdy dotarłam na górę mój pokój wyglądał jakby przeszedł po nim huragan.
-Ta będzie idealna- oznajmiła blondynka
-Niee, Sim, nie chcę wyglądać zbyt elegancko. Ma być ładnie ale bez przesady.
-No to ta i do tego te kolczyki- stwierdziła Simone.
-Idealnie- powiedziałam po czym zaczęłam sprzątać bałagan w swoim pokoju.

12.08.2013r. posesja Piszczków, 21:00

Zanim tam wejdziesz Roztocka!
Po pierwsze:
Nie pijesz dużo! Żeby znowu nie było powtórki z rozrywki,
Po drugie:
Nie zabij się w tych butach bo będzie wstyd.
No więc postanowiłam zadzwonić do drzwi, bo pukając i tak by mi nikt nie otworzył.
Dzwoniłam i dzwoniłam ale nikt nie raczył podejść.
Nacisnęłam delikatnie na klamkę i usłyszałam donośną muzykę.
-Zosia przyszła!- krzyknęła Ewa- Kochani przedstawiam Wam Zośkę.
Każdy po kolei przyszedł się przywitać i zapoznać. Jedni byli mniej, drudzy bardziej wstawieni.
-My się chyba znamy- stwierdził Marco podając mi drinka.
-Chcesz mnie  upić?- zapytałam spoglądając na kieliszek.

-No jasne. Upije Cię, potem będę musiał Cię odprowadzić do domu a na końcu znów wylądujemy razem w łóżku- zaśmiał się blondyn.
-Nie doczekanie Twoje- rzekłam do chłopaka i pognałam do Ewy, która ruchem ręki wołała mnie do siebie.

Impreza była po prostu bombowa. Tańczyłam z wszystkimi po kolei, nie czułam się wcale jak intruz czy coś. Wszyscy byli po prostu tak mili i weseli, że nie dało się ich nie lubić. Miałam dużo nie pić, lecz Łukasz uwziął się na mnie i co chwilę do mnie podchodził z coraz to nowszą dostawą alkoholu i wiadomości:
-Zosik, ze mną się nie napijesz?No weź bo będzie mi smutno- Piszczek zrobił minę zbitego psa.
-Piszczuś już z Tobą piłam, pamiętasz? I to cztery razy!
-Zosia, to już ostatni, dawaj. Opowiem Ci coś. Jak byłem mały to spadłem z drzewa i wtedy tak bolało..Rany boskie Zośka wyobrażasz sobie co to za ból?- zalany Piszczek jeszcze chwila i będzie rzewnie płakał.
-Łukasz, dobrze już- pogłaskałam Go po plecach widząc w jakim jest stanie ale w duchu pękałam ze śmiechu.
-A kiedyś jak mnie użądliła osa...-zaczął piłkarz
-Dobra, dobra zanim opowiesz pół swojego życiorysu to moze posprzątałbyś po swoim koledze, który zamierzał robić fikołki na tapczanie, tylko trochę zboczył z trasy taranując miskę z chipsami.
-Widzisz? Nie żeń się, nikt Cię nie rozumie! szepnął mi do ucha Piszczek.
Haha. To mi nie grozi!
-Co tam mówisz? Znów mnie obgadujesz tak? Chyba jadę do mamy!- stwierdziła z ironią Ewa.
-Ewa!Nie! Nie wyjeżdżaj! Ja Cię kocham!- Piszczek uczepił się nogi Ewy jak małe dziecko wstydzące się nieznajomego- Nigdzie Cie nie puszczę.
-Piszczek wstawaj i weź mi tutaj już nie pij...
W tym samym czasie podszedł do mnie Mario, który zapytał:
-Zosik, co nie mówiłaś, ze z kimś przyszłaś?
-Z kim niby?
-No jakiś kolo czeka na Ciebie tam- wskazał palcem pokazując na męską sylwetkę.
-Zaraz wracam-stwierdziłam po czym udałam się w stronę chłopaka.
------------------------------------------------
Cześć mordki:**
Dziękuje Wam za te wyświetlenia:)
O maj gasz i za wszystko:)
Jutro Piszczuniu nasz miszczuniu u Wojewódzkiego!
Haa<33
Uwielbiam Go
Będę oglądać A WY?
BUZIAKI:**
JULITA






wtorek, 3 września 2013

Rozdział 9

11.08.2013r, szatnia SIP, 7:00

Obudził mnie zgrzyt zamka w drzwiach. Nareszcie się stąd wydostanę. W progu ujrzałam Jurgena, który wyglądał na bardzo zaskoczonego.
-A co Wy tu robicie? I Marco dlaczego masz na sobie damską bluzę?- zapytał trener patrząc chwilę na blondyna -Dobra, nie mam pytań- po czym wyszedł z szatni.
- To ja idę się ubrać, nie będę w tym paradować po mieście- stwierdził Marco.
Poszedł się przebrać, natomiast ja szybko ruszyłam do domu. Martwiłam się co z mamą no i musiałam się jakoś ogarnąć, bo o 10:00 trzeba wracać na SIP.

***

Na szczęście mama miała się w porządku. Jeśli tak to można nazwać, od tygodni już nic nie mówi. Lekarz stwierdził, że to normalne w jej stanie. Zdążyłam wziąć szybką kąpiel, zmienić swoja odzież i  wyszłam z domu zapominając zabrać śniadania. Przed stadionem usłyszałam głośne piip- piip. Zorientowałam się, ze ten odgłos pochodzi z mojej torebki więc zajrzałam do niej i oczywiście okazało się, że  jest kompletnie rozładowany.
Po chwili poczułam mocne dźgnięcie palcem w bok.
-Myślałem, że poczekasz rano na mnie- stwierdził Reus -Proszę- podał mi reklamówkę
W torbie znajdowała się moja bluza, piękna, pachnąca i wyprana.
-Kiedy zdążyłeś to zrobić i chwileczkę....Marco Reus umie obsługiwać pralkę?
-Bardzo śmieszne, śmiej się dalej z męskiej populacji. A w ogóle to idziesz dziś ze mną.
-Ja z Tobą? Gdzie?
-Dowiesz się po treningu. Do zobaczenia.
-Ale Marco!- krzyknęłam ale blondyn udał, ze mnie nie słyszy.

11.08.2013r, Parking SIP, 16:00

-No więc gdzie mam znowu z Tobą iść?- zapytałam
-Na randkę- Reus poruszył zalotnie brwiami.
-Przepraszam, że na co?
-No nie patrz tak już. Idziemy na kawę i ciastko.
Chcąc nie chcąc poczołgałam się za blondynem do kawiarni.
Weszliśmy do srodka, podali nam menu, ale było strasznie sztywno w tym miejscu. Czułam się obco w tym miejscu.
-Marco?
-No?
-Możemy stąd iść?
-A co nie podoba się?
-Wiesz...nie bardzo.
-To dobrze. Mi tez tu jakoś nie pasuje. Chodźmy- oznajmił Reus
-Dobra. No to ja Cię zabiorę na kawę i ciastko- zaproponowałam.
Zaprowadziłam blondyna na miasto gdzie przemiła pani w budce sprzedawała rurki z kremem i przepyszne capuccino.
-Pycha- stwierdził Marco- Mogłaś od razu powiedzieć, że wolisz bardziej luzackie miejsca. Nie męczylibyśmy się tam.
-A co wyglądam na jakąś lalę, która lubi sztywna atmosferę? - uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko mogłam.
-Poczekaj. Pobrudziłaś się tu- Marco wskazał kącik ust.
-Już?
-Nie, pokaż- starł swoim kciukiem mój przepyszny krem z rurki. Przez sekundę nasze spojrzenia się spotkały, lecz zmieszana odwróciłam wzrok.
Przechadzaliśmy się tak uliczkami Dortmundu, aż naszym oczom ukazał się piękny zalew wodny. Usiedliśmy na chwilkę na pomoście, by posłuchać szumu fal.
-Pięknie tu- rzekłam- Słyszysz?
-Co mam słyszeć?- zapytał Marco
-No jak świetnie fale komponują się z wiatrem.
Marco popatrzył na mnie dziwnym wzrokiem.

-Ojej, zamknij oczy. No zamknij- rozkazałam -I słuchaj. Uwielbiam ten odgłos. Chciałabym umieć przenieść ten dźwięk na moje skrzypce. Niesamowite to jest.
-Grasz na skrzypcach?- zapytał Marco
-Tak. I wiesz co? Za 3 dni mam przesłuchanie na studia. I strasznie się denerwuję. Wstydzę się występowania przed publiką. Nie wyobrażam sobie co zrobię jak będą mi kazali wystąpić przed paroma setkami osób.
-Nie wyglądasz na taką co się wstydzi- stwierdził Marco
-Pozory mylą...Późno się zrobiło, wracajmy już.
Przeszłam parę kroków i poczułam moje paski od japonek wrzynają mi się w skórę. Załamałam się kompletnie, gdy uświadomiłam sobie jak to jeszcze daleko mam do domu.
Powoli czułam jak na stopie robi mi się odcisk. Marco był tak pochłonięty rozmową, że nie zauważył jak utykam.
-Marco, dalej nie idę- przysiadłam na ławce
-Co się stało?
-Buty mnie obtarły. Patrz- moje stopy wyglądały okropnie.
-Dobra, nie da rady. Wskakuj na plecy- oznajmił Reus
-No chyba żartujesz
-W takim razie ja idę a Ty tutaj siedź- chłopak ruszył w drogę.
-Marco! Chodź tutaj! Natychmiast! Jest już ciemno!- krzyczałam
-Wiec jak będzie?- zapytał
-Ughhhh- stanęłam na ławce, Marco stanął tyłem do mnie i wskoczyłam mu na plecy.
-Jeezu. Dziewczyno co Ty jesz?
-Eeej, wcale nie jestem gruba! I uważaj, bo Ci zaraz rozwalę tą idealną fryzurkę- stwierdziłam.
-Dobra, dobra nie marudź juz, bo spadniesz. Trzymaj się, bo muszę Cię podrzucić. Zaraz zlecisz i będziemy razem leżeć.
Wybuchnęłam śmiechem wyobrażając sobie upadek na beton ale nie chcąc kusić losu wczepiłam się mocniej w blondyna.
-Playboy New York
-Co?
-Używasz Playboy New York
-Skąd wiesz?
-Czuję.
Po 20 minutach dotarliśmy do domu.
-No to co znowu Ci wiszę przysługę?- zapytałam
-No na to wychodzi. Jak coś wymyślę to dam Ci znać.
Staliśmy tak chwilę w kompletnym milczeniu.
-No to dobranoc w takim razie- stwierdziłam
-Dobranoc.
-----------------------------------------------------
Następny:)
Boże jaki nam plan wymyślili:(
Masakrejszyn!
Ale dajemy radę:**
Mam nadzieję, że mimo szkoły dam rade obserwować  blogi!:)
Buźka:**
Julita