sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 20

31.08.2013r, sypialnia 7:00

Jeszcze miesiąc wakacji mi został. Dogadałam się z prezesem, że będę mogła pracować po zajęciach. Ale dziś postanowiłam się w końcu wyspać. Tak naprawdę to nie zamierzam dziś się ubierać. Po prostu leżę i nic nie robię. Ale mój plan jak zwykle nie wypalił.
Smacznie sobie śpię.
7:00 rano,
A tu  drzwi.
Pomyślałam, że to listonosz więc nie mam zamiaru otwierać. Lecz ktoś jest dobitnie namolny. Dzwoni i dzwoni. Z moim Szopenem na głowie i w pidżamie poszłam otworzyć.
-Reus? Co Ty tu robisz?- zdziwiłam się gdy ujrzałam blondyna w drzwiach.
-No ubieraj się, idziemy biegać.
-Że co proszę?
-Masz dziesięć minut!
-Żartujesz sobie prawda? Prima aprilis czy co?
-Dziewięć minut!
Rany boskie co on znowu wymyślił! Poszłam po jakieś luźniejsze rzeczy i związałam niesforne kosmyki włosów.
-Czas minął!- krzyknął blondyn z dołu.
-Idę!
Moja kondycja zostawiała wiele do życzenia. Biegłam dziesięć minut z językiem na wierzchu. Nie miałam siły już przebierać nogami ale Marco jak widać nie zamierzał kończyć.
-Długo jeszcze?- zapytałam.
-Przecież to dopiero rozgrzewka.
Pomyślałam sobie, że jeszcze chwilę a zęby zgubię i dlaczego ja dałam się namówić na to całe bieganie.
-Marco tuptajmy gęsiego, bo tu jest wąsko w tym parku- postanowiłam przechytrzyć Reus'a.
-Dobra porobimy kilka kółek dookoła tego placu.
-Świetnie.
Puściłam Go przodem a sama zatrzymałam się i usiadłam na ławce ledwo zipiąc. Miałam nadzieję, że się nie zorientuje i nie zawróci po mnie. Na szczęście to nie nastąpiło.
Po dziesięciu minutach siedzenia doszłam do siebie. Dosiadł się do mnie chłopak z zapytaniem:
-Przepraszam, wiesz może która godzina?
-7:30
-Dziękuję. Jeszcze jedno: singielka?
-MHM-MHM- chrząknął Marco, który wyłonił się przed nami.
-To ja idę dalej- powiedział nieznajomy
-No ejj. Spłoszyłeś mi delikwenta- powiedziałam do Marco wskazując palcem za odchodzącym chłopakiem.
-Udam, że tego nie słyszałem. A tak poza tym to co tu tak siedzisz? Biegnę, gadam do siebie jak głupi, odwracam się a Ciebie nie ma.
-Nie dam się więcej namówić na to całe bieganie.
-Jeszcze trochę i dojdziesz do wprawy.
-Żadne jeszcze trochę, następnego razu nie będzie. I jeżeli myślisz, że...- nie dałam rady dokończyć zdania, bo Marco zgiął mnie wpół i przerzucił sobie przez ramię jak worek ziemniaków.
-Pożałujesz tego grubasie!- krzyczałam
-Co powiedziałaś?
-Grubas! Grubas!
-Wcale nie jestem gruby!
-Puść mnie ale to w tej chwili!
-Nie! Wchodzimy tu- blondyn skierował się do cukierni.
-Dzień dobry. Dwie szarlotki i dwie kawy na wynos poproszę.
Ekspedientka patrzyła się jak na debili zerkając na nas. Reus postanowił mnie postawić na ziemi.
-Świr- stwierdziłam
-Nie zapominaj, że wiem, iż masz gilgotki.
-Co za terrorysta.
Usiedliśmy w parku wcinając szarlotkę i popijając pyszną latte.
W międzyczasie zadzwonił mój telefon, który wyrwał mnie od pysznego deseru. Wyświetlił mi się prywatny numer. Mimo tego, iż nie odbieram takich połączeń coś mnie tchnęła aby wcisnąć zieloną słuchawkę.
-Tak, słucham?......Oczywiście zaraz będę....Do zobaczenia- zakończyłam połączenie.

-Co jest?- zapytał Marco
-Muszę iść, szybko, natychmiast. Zadzwonię później do Ciebie, obiecuję- pocałowałam Reusa w policzek przekazując mu moją latte.
-Ale Zośka!- krzyknął Marco.
-Zadzwonię!
************************************************
No moje kochane!
Mam nadzieję, że się cieszycie że są razem i wogóle ale....
Julita jest podłym człowiekiem hahah i nie ma długo sielanki!
CO BĘDZIE DALEJ!
Nie powiem..
Czytajcie a się dowiecie!
Buziaki:**
Julita

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 19

29.08.2013r, dom, 17:00

Po kilku minutach przyjechała karetka i zaczęli wybudzać Marco. Podłączyli mu kroplówkę.
-Jest odwodniony- stwierdził jeden z sanitariuszy.
Po chwili Reus się obudził, lecz był nadal blady jak ściana.
-Jak się Pan nazywa?- począł sprawdzać Go lekarz.
-Reus. Marco Reus.
-Ile Pan widzi palców?
-Trzy.
-Dobrze, zabieramy  do szpitala. Jest Pan osłabiony. Przyjmowane dziś były jakiekolwiek płyny?
-Nie. Nie miałem czasu. Czy ten szpital jest konieczny?
-Jest  pełno letniość więc  decyzja należy do Pana.
-Dobrze, więc Przepraszam za fatygę ale nie pojadę z Wami do szpitala.
-Dobrze to my  w takim razie się zbieramy.
Marco w tej chwili zaczął podnosić się z łóżka.
-Uważaj! Co robisz? Czemu nie pojechałeś do tego szpitala?
-Muszę Ci coś powiedzieć- zaczął blondyn
-I to nie mogło zaczekać?
-Nie. O rany, kręci mi się  w głowie.
-Marco  usiądź. Zrobię Ci herbaty.
Blondyn usiadł na kanapie a ja po chwili weszłam z parującym napojem do pokoju.
-Co to?
-Nie bój się, nie otrujesz się.
-Nie o to chodzi. Ładnie pachnie- zaśmiał się Marco.
-Herbata z miętą i gruszką. Pyszna, spróbuj.
-Zosia... Muszę Ci coś powiedzieć.
-Marco, nie powinieneś się przemęczać.
-Daj dokończyć. Myślałem, że jesteś z Karolem i byłem taki wściekły, że nawet Leitnerowi się oberwało. Nie wiedziałem, ze kłamałaś.
-Przepraszam, po prostu się przestraszyłam.
-Zosia, nie gniewam się na Ciebie. Nie byłbym nawet w stanie.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć Marco. Jestem totalnie rozbita, rozumiesz? Nawet nie umiem się określić.

-Zaufaj mi proszę. Nie wszyscy są tacy jak Karol. Nie chcę Cię skrzywdzić, chcę być przy Tobie w każdym momencie Twojego życia.
-Marco, wybacz tak bardzo boję się zaufać ludziom a co jeśli ja coś spieprzę?
-Zosik Ty? Nie znam bardziej wrażliwszej osoby od Ciebie.
Mam chyba ostatnio jakieś gorsze dni, bo zaczęłam szlochać.
-Ej, czemu płaczesz?- zapytał Reus
-Nie wiem- odparłam
-Chodź tu głuptasie- stwierdził Reus otwierając swoje ramiona.
-Teraz masz całą mokrą koszulkę przeze mnie.
-Nie przejmuj się- stwierdził Marco.
Blondyn pochylił głowę, żeby potrzeć nosem czubek mojego nosa. Wtedy musnęłam nieśmiało jego wargi.

Po prostu tak samo z siebie wyszło. Oddał pieszczotę równie delikatnie a już po chwili zasmakowaliśmy namiętnego pocałunku.

30.08.2013r, sypialnia, 10:30

Budząc się poczułam mocne objęcie wokół własnej talii. Reus trzymał mnie jakby się bał, że ucieknę.
-Marco?
-?
-Co teraz będzie?
-To zależy od tego czy pozwolisz mi pobyć w swoim życiu.
-A co jeśli się zgodzę?
-To wtedy będziemy naprzystojniejszą parą pod słońcem- zaśmialiśmy się obydwoje
-Chyba Cię kocham wiesz?- pocałowałam blondyna w nos.
-Chyba? To ja wiem co zrobić, żeby było na pewno.
Reus zaczął mnie gilgotać.
A, że Roztocka ma wszędzie gilgotki, gdzie to możliwe to już pokładałam się ze śmiechu.
-Reus przestań! Dobra! Już jestem pewna!
-Chciałaś coś powiedzieć?- nie przestawał mnie gilgotać.
-Tak, kocham Cię głupku.
-Na pewno?
-Tak, przestań- Marco wysłuchał moich próśb i przestał mnie dręczyć.
-Idę zrobić coś do jedzenia.
Poszłam w stronę kuchni aby przygotować posiłek. Gotowała mi się już woda w czajniku gdy zobaczyłam Reusa w drzwiach.
-Ejj, wczoraj byłeś ledwo żywy, nie wstawaj!
-Spokojnie, nic mi nie będzie. Co jemy?
-Masz grypę żołądkową, powienieneś jeść lekkie rzeczy dlatego zjesz dziś płatki, ja ogarnę sobie omlecik.
-Nie masz serca kobieto.
-Też Cie kocham blondasku- poczochrałam jego blond czuprynkę.

***

-Pyszne płatki, co nie?- zapytałam
-Delicje- rzeknał Marco- Muszę zbierać się do domu.
-No sam nie pojedziesz. Jesteś jeszcze słaby.
-Zosik...
-Nie gadaj tyle, jesteś skazany na moją obecność.
****************************************************
Hej:**
Kto mnie wielbi? hahahahah
No nie mogłam już patrzeć jak się męczą i zrobiłam tak, że są razem!
Kto się cieszy?
Pisze w komentarzu!!!!!!
Kocccham ♥
Was
oczywiście!
Buziaki:*
Julita

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 18

29.08.2013r, impreza u Mo, 2:10

Poszłam w kierunku wyjścia, ale zahaczyłam jeszcze o łazienkę. Wychodząc z niej drogę zatarasował mi Marco.
-Przepraszam- rzekłam chcąc wyminąć Reusa, lecz położył dłoń na ścianie uniemożliwiająć mi to.
-Przepraszam! Chcę wyjść!- powtórzyłam
-Nie przyszłaś z Karolem? A może czai się gdzieś co?
-Wypuść mnie Reus.
-Nie możesz mi odpowiedzieć na jedno proste pytanie. Może towarzystwo Ci nie odpowiada co? Jakoś z Leitnerem sobie rozmawiasz bez problemu.
-Nie pieprz głupot Marco.
Ruszyłam przed siebie, lecz blondyn złapał mnie za nadgarstek:
-Przestań rozumiesz? Po co tu za mną przylazłeś. Ostatnio powiedziałeś, że nie istnieję dla Ciebie i, że bardzo się cieszysz więc z łaski swojej daj mi spokój- wyrwałam się Reusowi trzaskając za sobą drzwiami.

***

29.08.2013r, sypialnia, 11:00

Bezsenne noce to chyba  moja specjalność. Łzy ciekną mi ciurkiem o czymkolwiek bym nie pomyślała. Mam wszystkiego dość. Trzymając telefon w dłoniach wykasowałam bez zastanowienia numer Marco. Ubrałam się szybko i poszłam z niechęcią do pracy. Na stadionie siedziała Ewa z Sarą. Przyszły poobserwować Łukasza, który po dość długim czasie powrócił do lekkich treningów.
-Zosia, coś blado wyglądasz- stwierdziła Piszczkowa
-Nic mi nie będzie. Po prostu nie wyspałam się już drugi dzień z rzędu.
-To na pewno o to chodzi?- zapytała brunetka
-Tak. Tylko i wyłącznie- skłamałam -przepraszam Ewcia ale muszę już iść
-Tak jasne, nie zatrzymuję.
Szłam w kietunku mojego sektora i nie zauwazyłam Marco na boisku więc odetchnęłam z ulgą. Pewnie jest tak skacowany, że nie dał rady dziś przyjść. Zresztą patrząc na resztę chłopaków też przydałoby im się wolne.

29.08.2013r, dom, 16:00

Dziś jakoś szczególnie długo zostałam w pracy. Opornie mi szło. Powracając do domu wstąpiłam po bułki, bo myślałam, że umrę z głodu. Jak odkluczyłam drzwi od razu położyłam się na łóżku. Myślałam, ze nogi mi odpadną. Po dziesieciominutowym leżeniu powziełam myśl aby sporządzić sobie śniadanie. Moja mama wyjątkowo dziś dobrze sie czuła więc zarządziłam dziś, że przygotuje coś do jedzenia i pooglądamy jakiś ciekawy film jak za starych dobrych czasów.
Gdy akcja powoli się rozkręcała usłyszałam dzwonek do drzwi.
-No akurat teraz?- zapytałam
-Idź otwórz, pewnie znów listonosz- stwierdziła moja rodzicielka
-Tak, słu....- urwałam gdy zobaczyłam Marco, który wyglądał na naprawdę mocno skacowanego i ledwie trzymał się ściany.
-Co chcesz?!
-Wpuścisz mnie?- zapytał
-Marco, myślę, że wszystko juz sobie wyjaśniliśmy 
-Zosik, proszę.
Zrobiło mi się zwyczajnie żal blondyna, ledwo stał na nogach więc wpuściłam Go do środka.
-Coś widzę kaca nie wyleczyłeś- powiedziałam zmieniając temat.
-To nie kac, złapałem gdzieś grypę żołądkową ale nieważne Zosik muszę Ci coś powiedzieć.
-No to słucham, mów.
-Nie chciałem wtedy, żeby tak wyszło.
-Daj spokój powiedziałeś co myslałeś.
-Wcale nie. Zosia, ja wiem, że jesteś z Karolem i okey nie cierpię Go ale szanuję Twój wybór ale gdyby coś nie tak pamietaj, że jestem obok ok? Tylko o to proszę. Mogę czekać w nieskończoność.
-Marco...Ja, ja.
-Nie musisz nic mówić, rozumiem.
-Poczekaj. Ja skłamałam. Nie jestem z Karolem.
-Co? Dlaczego?
-Bałam się, że się w Tobie zakocham a kolejnego zawodu miłosnego bym nie przeżyła.

-Zosik....- zaczął Marco lecz zrobił się blady jak ściana i osunął sie na podłogę.
-Marco! Obudź się! Słyszysz?!- dotknęłam czoła Reusa, było gorące.
-Cholera, masz gorączkę- rzekłam do wciąż nieprzytomnego Marco. Sprawdziłam czy oddycha ale na szczęście puls był w porządku. Dorwałam się szybko do telefonu by zadzwonić po karetkę.
-Dzień dobry.....Potrzebna karetka na Widerstrasse 13, stracił przytomnośc....tak, oddycha.....Dobrze, poczekam.
Próbowałam cucić Marco ale on nadal leżał nieprzytomny.
***********************************************************
Heeeejos:)
Wiem, wiem zlinczujecie mnie, że tak późno aLe przepraszam nie mam na nic czasu:)
Haha<33
Usunęłam Rose z obsady haha bo zostałaby zgładzona przez Was:)
Pozdrawiam:)
Julita


piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 17

27.08.2013r, SIP, 13:00

-Mógłbyś trochę uważać!- krzyknął Reus
-Marco o co Ci chodzi?!
-O nic- prychnął Marco
-Masz coś do mnie? To mi to powiedz!- teraz również krzyczał Mo
-Odwal się- powiedział Reus
-Chłopcy spokój!- zarządził Klopp -Koniec na dzisiaj, jazda do szatni.
Przypatrywałam się jak piłkarze schodzą z boiska. Na dobrą sprawę skończyłam pracę więc postanowiłam iść już do domu.
W zasadzie nie miałam na dziś żądnych planów toteż zadzwoniłam do Sim.
-Hej Simone, co robisz?
-Tak właściwie to się nudzę.
-No to wbijaj do mnie, skończyłam pracę.
-No nareszcie kochanieńka, myślałam że umrę z nudów.
Simone dwa razy nie trzeba było mówić, że jest okazja do świętowania. Po dziesięciu minutach rozradowana wpadła do mojego domu, w ręku z butelką wina i moimi ulubionymi czekoladkami.
-Moja uzdolniona studentko gratulacje- zostałam wyściskana przez Sim.
Siedziałyśmy tak do rana i rozmawiałyśmy o wszystkim. Oczywiście nie upiłam się tak bardzo wiedząc, że mam iść na imprezę do Mo. Udawałam przed Sim, ze podnoszę kieliszek do góry. Na szczęście Sim to nie Piszczek- dało się ją oszukać. Padnięta padła na łóżko.

28.08.2013r, przygotowania na imprezę do Mo, 18:00

-Ty to masz życie...- stwierdziła Sim- Ale powiedz jak Ty to zrobiłaś, ze nie masz kaca? Ja umieram.....wody!
-Ma się ten wrodzony talent- zaśmiałam się.
-Dobra, zbieram się do domu Zosik, cześć.
-No hej pijaku.

Ubrana i uczesana i jako tako wyglądająca ruszyłam w kierunku Leitnera. Nie chciało mi się zbytnio iść tam, no ale przecież obiecałam. Weszłam i zauważyłam w oddali Ewę. Odetchnęłam z ulgą, że chociaż Piszczkowie będą- ludzie z którymi nie sposób się nudzić.
-O przyszłaś- usłyszałam za plecami głos Moritza
-A miałam wybór?
-No nie, poczekałbym jeszcze dziesięć minut i w razie braku twojej obecności pojechałbym po Ciebie osobiście.
-No widzisz, nie musisz się nigdzie fatygować.
Moritz parsknął śmiechem, czym również ja mu odpowiedziałam. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i i wszedł Marco a za nim jakaś długonoga blondynka usilnie trzymająca się Go pod ramię tak jakby nie umiała chodzić na tych szczudłach.


Mina całkowicie mi zrzedła tym bardziej poczułam jak ta Barbie mierzy każdego wzrokiem i wydawało mi się, że jej oczy jakoś na mnie stanowczo za długo patrzą.
Poszłam w stronę Piszczków, bo atmosfera się napięta zrobiła.
Towarzystwo zadziwiająco szybko było w stanie upojenia alkoholowego. Borussen zdecydowanie co do jednego miało za słabą głowę. A Piszczek to mógłby bezapelacyjnie zostać ich kapitanem. Jakże dziwacznie wyglądał w tej sytuacji:
Razem z Lewym udawali tygryska i prosiaczka, którzy poszukiwali Błaszczykowskiego twierdząc, że zgubili gdzieś Kubusia Puchatka.
Połowa spała już pod stołami więc powzięłam decyzję aby pójść do domu. Obróciłam się i oczywiście wpadłam na kogoś. Zresztą nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła.
Była to nowa zdobycz Reusa.
-Przepraszam- rzekłam
-Uważaj Rose ona lubi często wpadać na kogoś- stwierdził zalany Marco
Puściłam tą uwagę mimo uszu.
-To Ty jesteś Zosia?- zapytała dziewczyna
-Tak, to ja.
-Ach to więc Ty latasz z tym mopem po stadionie. Wiesz ja bym tak nie mogła. Moje biedne paznokcie. Musiałabym pracować non stop w rękawiczkach. Wyobrażasz to sobie jak zniszczyłabym sobie ręce? No ale skoro takie twoje hobby to nie wnikam- stwierdziła Rose.

Co za wredna małpa! Co ona sobie wyobraża, ze robię to dla przyjemności?
A Marco stoi obok i nic nie mówi. Dobrze wiedział dlaczego tam pracuję, nawet nie kazał jej się zamknąć. Już chciałam iść do domu ale byłam taka wściekła, że odszczekałam jej:

-Po pierwsze nie latam z mopem tylko z miotłą więc nie wiem po co miałyby Ci być potrzebne rękawiczki, po drugie nie mam w życiu tak dobrze, że mam super długie nogi, zrobię maślane oczy i już mam wszystko w zasięgu ręki- mówiąc to spojrzałam na Reusa- Żegnam państwa.
***************************************************
Moje kochane:****
Dodałam ten rozdział po wielkim opóźnieniu!
Przede wszystkim dziękuję za miłe słowa:)
Zwłaszcza: Kalinie, Zuzie, Luśce, Tosi, Luizie, Piszczu26, no i  Sylwii:**
Każdemu z osobna chciałabym podziękować ale  nie dam rady:)
Przekroczyliśmy już 6 tysiączków! Totalny obłęd jak dla mnie:)
Cieszę się, że ktoś to w ogóle czyta i się dziwię, przecież to totalne dno!
No a co do rozdziału zaczyna się coś dziać miedzy Marco a Zośką:**
Pozdrawiam:)
Miłego weekendu;)
Jestem Miszczem Painta!!!!!
I nawet buziaczek na końcu wyszedł:)





piątek, 1 listopada 2013

Ogłoszenie

Moje najukochańsze czytelniczki:)

Niestety ale w tym tygodniu nie dodam rozdziału!

Powód?

Mądra Julita( tzn..ja:D)

Nie zabrała zeszytu a tam wszystko było napisane:(

Teraz jestem u Babci 30 km od domu wiec nie mam jak nawet Go zdobyć:D

Mam nadzieje, ze wybaczycie:)

Pozdrawiam:**

Odpoczywać tam w weekendzik:*

Tulaski od Chłopaków dla Was:**