piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 22

01.09.2013, sypialnia, 9:00

Obudziły mnie promyki słońca padające na moją twarz. Nie pamiętam jakim cudem znalazłam się w łóżku, ale patrząc na to, iż jestem w ubraniach pewnie to sprawka Marco.
Właśnie.
Spojrzałam na miejsce obok, lecz nikogo nie było.
Pewnie poszedł już na trening albo coś- pomyślałam.
-Dzień dobry. Jak się spało?- blondyn wysunął się zza drzwi siadając na skraju łóżka.
-Krótko- odrzekłam
-Chodź na dół, zrobiłem kawę.
-Kochany jesteś- pogładziłam Marco po policzku- Zaraz zejdę, tylko się przebiorę.....aaaa Marco?
-No?
-Dziękuję.
-Za co?
-Za wszystko. Za to, że zostałeś wczoraj, że mi pomagasz a przede wszystkim, ze nie odwróciłeś się ode mnie za to, ze Cię okłamałam i że przyszłeś wtedy powiedzieć co czujesz mimo, iż byłeś chory.
Marco patrzył się na mnie gdy prowadziłam swój monolog po czym przybliżył swoją głowę do mojej i odparł:
-Wiesz, dobrze, że Cię mam. To ja dziękuję, ze tu jesteś.

01.09.2013, szpital,  11:00

Weszłam do szpitala mając nadzieję, że to co wczoraj tu ujrzałam to był zły sen i dziś zobaczę swoją mamę, która będzie mnie pamiętać. Lecz gdy weszłam na salę horror powtórzył się drugi raz. Moja mama nic nie pamiętała, kompletnie nic. Mało tego, ona była przerażona gdy mnie zobaczyła jakby się bała, że zabiorę ją do domu. Dla niej teraz jestem zupełnie obcą osobą. Postanowiłam pójść zapytać się lekarza co z mamą. Musiałam chwilę poczekać, bo akurat był na obchodzie.
-Zapraszam pani Zosiu.
-Już wiadomo coś więcej?
-Właśnie zamierzamy zrobić mamie specjalistyczne badania.
-Długo to potrwa?
-Jutro będą wyniki, do tej pory trzeba poczekać.
-Czy ja mogę coś jeszcze dla niej zrobić?
-Jak na chwilę obecną w niczym jej Pani nie pomoże, cierpliwości.
-Dobrze, dziękuję. Zajrzę jeszcze na chwilę do niej.
Skierowałam się w kierunku sali, w której leżała mama. Moja rodzicielka spała w tym momencie. Usiadłam na chwilę przy niej chwytając ją za rękę.
Tak bardzo mi jej brakuje.
Chciałabym, żeby teraz uścisnęła moją dłoń i powiedziała, ze wszystko będzie dobrze, ale nic takiego się nie dzieje.
Niestety.

01.09.2013, Dortmund,  18:00

-Czemu mi nic nie powiedziałaś, że coś się dzieje?- zapytała Ewa, która wyrwała mnie z domu na spacer.
-Ewcia nie miałam do tego głowy a poza tym nawet ja nie jestem w stanie nic zrobić mimo, iż jestem jej córką. Jeszcze Ciebie miałabym w to wciągać?
-Zosia, przestań. Przecież wiem, ze Ci ciężko. Jak mój tata był chory i byłam tu a on w Polsce, nie wiedziałam co mam robić to też odchodziłam od zmysłów. Zawsze możesz na mnie liczyć.
-Kochana jesteś. Dziękuję.
-Dobra. Nie ma sprawy, Chodź, idziemy na rurki z kremem. Nie będziemy tak się smucić.

Rurki z kremem są pyszne i zawsze poprawiają mi humor, ale z Ewy można czytać jak z książki.
-Ewa, co jest?
-Nic, a co ma być?
-Nie świruj widzę, że coś nie tak.
-Nic się nie dzieje, naprawdę.
-Czy Ty naprawdę myślisz, że Ci w to uwierzę?

-Oj Zosik..Masz za mało problemów?
-Gadaj szybko co jest grane.
-No o Łukasza chodzi. Miał pauzować cały rok a on sobie wymyślił, ze już teraz zacznie ćwiczyć.
-Ewuś....
-Zosia, ja wiem. Ja to wszystko rozumiem. Jest piłkarzem, kocha to co robi, on nie umie siedzieć długo na tyłku no ale to nie było skręcenie kostki czy zapalenie oskrzeli. On jest po ciężkiej operacji. Nie wiem jak mam do Niego przemówić. 
-Ewa, no dobrze wiesz, że nie przegadasz mu do rozumu. Nie przejmuj się. Przecież jak pozwolą mu ćwiczyć to na pewno nie jakoś ostro od razu. Mają tam lekarzy, nic mu nie będzie.
-Czasem mam takie wrażenie, ze nie jestem mu potrzebna- wyżalała się Piszczkowa.
-Ewa, no co Ty za bzdury opowiadasz. Nie bierz tego tak do siebie. Przecież mimo wszystko to tylko facet. Oni czasami nie myślą co mówią, co robią. A Wy to jesteście przykładem książkowym małżeństwa wiec przestań.
Mimo wszystko postanowiłam pomóc jakoś Ewie, więc zadzwoniłam do Piszczka, by się umówić na jutro.
************************************************
Moje drogie kochane skarbeczki:**
Ałć!
Przepraszam, ze ostatnio nie komentuję blogów!
Obiecuję się poprawić. idą święta, więcej czasu będzie!
Po prostu masakraa z tą nauką i jeszcze do bram mego królestwa grypa przyszła!
Chyba sobie tampon do nosa włożę, żeby nie ciekło! :(
Miłego czytania :**
Julita

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 21

31.08.2013r, Dortmund 14:00

Pędziłam przez miasto jak szalona. Dobrze, ze odebrałam ten telefon. Dzwonili ze szpitala. Prosili, żebym przyjechała jak najszybciej. Nie dbając o to czy przechodzę na zielonym czy czerwonym świetle zmierzałam do szpitala. Jak najszybciej pognałam do pokoju lekarskiego, aby dowiedzieć się co się stało. W mojej głowie układały się już najczarniejsze scenariusze.
-Doktorze, co z mamą? Dlaczego miałam przyjechać?
-Pani mama...- zaczął lekarz
-O Boże nie...
-Nie, spokojnie, ona żyje tylko...
-Tylko co? Panie doktorze proszę nie trzymać mnie w niepewności.
-Stan jej zdrowia się pogorszył.
-Co to znaczy?
-Straciła całkowicie pamięć. Nie pamięta nawet nazwy prostych rzeczy takich hak kubek czy długopis.
-Mogę do Niej zajrzeć?
-Tak, oczywiście- zgodził się mężczyzna
Skierowałam się w stronę mamy. Leżała na łóżku i obserwowała wszystkie kąty tak jakby nie wiedziała gdzie jest.
-Mamo? Poznajesz mnie?
-Mamo?- powtórzyła moja rodzicielka
Zachowywała się jak cudzoziemiec na obczyźnie, który nie do koca rozumie co się do niego mówi.
-Tak. Jestem Zosia. Twoja córka. Pamiętasz?
-Mam córkę?
Jestem załamana.
Nie wiem co mam zrobić i to jest najgorsze.
Ta niemoc zrobienia czegokolwiek.
Po chwili przyszedł lekarz by powiadomić mnie, że dobrze by było gdyby mama została na obserwacji.
-Dobrze, panie doktorze ale moze mi Pan powiedzieć kiedy ona odzyska pamięć?
-Nie mogę tego niestety określić. Chciałbym ale nie mogę. Może tydzień, miesiąc, rok. Może zajść też taka sytuacja, że wcale jej nie odzyska. Ale w tej chwili nie jestem w stanie nic powiedzieć. Jutro zrobimy specjalistyczne badania i wszystko nam się rozjaśni. Dziś nie będę już męczyć pacjentki. I pani też powinna odpocząć.
-Panie doktorze zostanę tu przy niej.
-Nie ma takiej potrzeby, za chwilę i tak kończą się godziny odwiedzin a to w niczym jej nie pomoże. Niech pobędzie trochę sama. Może coś sobie przypomni. 
-Dziękuję.

***

Do domu postanowiłam iść piechotą mimo iż, było daleko. Gdy byłam już prawie pod domem oprzytomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Marco. Wyjęłam telefon, by wykonać połączenie. Na wyświetlaczy pokazało mi się jedenaście nieodebranych połączeń.
Po dwóch sygnałach usłyszałam w słuchawce głos blondyna:
-Zosia?
-Przepraszam, ze tak późno dzwonię.
-Nie szkodzi. Gdzie jesteś?
-Koło domu. Dlaczego pytasz?
W tym momencie rozłączyło mi rozmowę.
-Bo czekam tu na Ciebie od godziny- stwierdził Marco, który wyłonił się zza tarasu.
-Czekałeś tu tak długo?
-Nie wiedziałem co się dzieje. Tak szybko dziś uciekłaś.
-Przepraszam- odrzekłam po czym zaczęłam płakać.
-Chodź tu, co się dzieje?....Zosik, nie płacz-blondyn mnie przytulił a ja wtedy jeszcze bardziej się rozpłakałam. -Masz klucze? Wejdziemy do środka- oznajmił Reus.
Po zrobieniu nam herbaty Marco usiadł obok mnie.
-Powiesz mi co się stało?- zapytał
-Moja mama mnie nie pamięta, rozumiesz? Ona się tak na mnie patrzyła jakbym była zupełnie obca. Była taka niedostępna. Lekarz mi jeszcze powiedział, ze niewiadomo kiedy odzyska pamięć. Może być tak, że w ogóle...- łzy ciekły mi strumieniem.

Marco otarł je z mojego policzka ujmując mą twarz w swoje dłonie:
-Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Nie ma innej opcji. Słońce, nie płacz proszę..
-Marco? Zostaniesz dziś ze mną?
-Zostanę- blondyn odsunął kosmyk włosów za moje ucho po czym pocałował mnie w czoło.
****************************
Cześć mordeczki mooje! :*
I jak tam po Mikołajkach?
Wyprezentowane :)
Hhahah<33
U mnie było zacnie, aż weny dostałam więc napisałam! ;)
Miłego weekendu :*
Julita