niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 57+ EPILOG

06.01.2014r., dom, 13:00
Przygotowywanie obiadu przerwał nagle telefon.
-Tak słucham?- zapytałam.
-Pani Zofia Roztocka?
-Przy telefonie.
-Uprzejmie zawiadamiam, że została Pani wybrana do finału programu.
-Słucham?
-Proszę zgłosić się na przesłuchanie dnia ósmego stycznia w studiu nagraniowym Musician.
Odłożyłam słuchawkę nie wierząc nadal w to co usłyszałam. To miała być tylko zabawa a tutaj nagle finał. Nie, to niemożliwe. Wykonałam telefon do Ewy, by wyjawić Jej wszystko.
-Ewka?
-No co tam?
-Bo ja się dostałam.
-Gdzie?
-No do tego programu, do finału.
-No co Ty? Żartujesz?
-Nie, przed chwilą jakaś babka do mnie zadzwoniła, dostałam się!
-To wspaniale, Zosia!
-Sama nie wiem. Chyba tam nie pójdę, nie nadaję się.
-Zośka tak daleko zaszłaś. Nie rezygnuj, zrób to dla mnie.
-Zastanowię się, mam jeszcze kilka dni czasu.
-Daj znać, przepraszam Cię, muszę iść ara mnie woła.
-Pozdrów Ją ode mnie.
***
Sprzątałam w domu, choć taki naprawdę byłam hen daleko. Z rozmyślań wyrwał mnie Reusm który wparował do kuchni jak zwykle z hukiem.
-Jaki jestem głodny!
-Żadna nowość.
-Co robisz?- zapytał.
-Wiesz powinnam Cię zabić
-Dobra, przepraszam nie wiedziałem, że te spodnie farbują. Twoja bluzka była biała ale niebieska też jest ładna.
-Wrzuciłeś jeansy z moja białą bluzką do pralki?
-To nie oto się gniewasz?- zapytał zdezorientowany Reu's.
-Ty debilu! To była moja najlepsza bluzka!
-Oj kupisz sobie nową.
-Zabiję Cię kiedyś, obiecuję- wycedziłam przez zęby.
-No więc o co teraz chodzi?
-Dostałam dziś telefon. Dzwonili z tego konkursu, dostałam się do finału- rzekłam.
-Zosia!- krzyknął Marco.
-Postaw mnie na ziemi! W tej chwili!- krzyczałam wirując w powietrzu.
-Wiedziałem, że się dostaniesz.
-Blondi ja nie wiem czy tam pójdę. Przecież znów się zestresuję.
-Nawet nie chcę tego słuchać.
-Powinieneś dbać abym miała jak najmniej stresów a nie....niedobrzelcu
-To potem teraz mam zamiar coś zjeść.
-To sobie zrób- prychnęłam.
-Nie ma tak dobrze. Pomożesz mi.
***
Godzina 23.30 pora nocna spania. Roztocka nie może spać, to w tą to w tamtą. Nic nie idzie.
-Co się tak wiercisz?- zamruczał przez sen Marco.
-Spać nie mogę.
-Baranki policz.
-Jak Ci zaraz baranka zasadzę to znajdziesz się na podłodze. Przynieś mi wody.
-Zosia, zlituj się
-I przynieś od razu ogórki.!
Reus zszedł na dół spełnić moje polecenie. Wpierniczyłam cały słoik ogórków po czym położyłam się spać.
-Marco.....Marco, obudź się.
Blondyn ani drgnął więc krzyknęłam.
-Reus rodzę!
-Gdzie? Co? Jedziemy do szpitala- wyparował z łóżka Reus.
-Taki żarcik- stwierdziłam
-Chyba Cię uduszę
-Blondi muszę zjeść lody, bo nie zasnę.
-Wiesz, która jest godzina? Skąd ja Ci teraz lody wezmę.
-Nie to nie, idę sama...
-Poczekaj!- wziął kluczyki po czym ubraliśmy kurtki i skierowaliśmy się do samochodu.
-O matko!- krzyknęłam już w środku
-Co znowu?
-Jestem w piżamie
-Dobra. Ja wyjdę tylko powiedz jakie chcesz
-A więc tak waniliowe, najwięcej czekoladowych, wiśniowe, smerfowe i z bakaliami.
-To może- z każdego rodzaju wezmę- prychnął blondyn.
-Ciesz się, że to nie Ty rodzisz!
Po około dwudziestu minutach Reus przyszedł ze zdobyczą.
-Na Grenlandii byłeś po te lody?
-Jeszcze źle?!
-Dawaj a nie smęcisz.
-Boże! Nigdy więcej dzieci. Na następny poród wyjeżdżam na Jamajkę- mruknął do siebie Reus.
Zanim dojechaliśmy na miejsce to pół lodów już nie było. Nagle zachciało mi się tak spać, że myślałam iż nie wyrobię.
-Chyba zaraz zasnę- stwierdziłam gdy staliśmy na światłach.
-Co ja mam powiedzieć. Jutro o ósmej mam trening.
-Tylko mnie nie budź- stwierdziłam
-Czy ja kiedykolwiek Cię obudziłem?
-Tak, niejednokrotnie.
-Ciekawe kiedy.
-Na przykład wtedy gdy brałeś prysznic i pokazywałeś swoje zdolności wokalne. Z samego rana to był jakiś horror.
-Nie przesadzaj nie było tak źle.
-Było tragicznie.
***
08.01.2014r., przesłuchanie.
Chyba mam pierwsze symptomy stanu przed zawałowego. Przed chwilą byłam na przesłuchaniu młodych talentów. Nie wiedziałam jak to zrobiłam ale zaśpiewałam i wiecie co? Teraz razem z innymi czekam za wynikami. Takiego stresu to ja przed maturą nie miałam. Właściwie nie wiem dlaczego, przecież i tak tego nie wygram. Może to przez te ciążę tak się wszystkim przejmuję.
-Zofia Roztocka- krzyknął głos z oddali.
Otrzeźwiłam się na chwilę słysząc wszędzie gromkie brawa.
-Zofia Roztocka. Może Pani podejść bliżej?- zapytała kobieta.
Nie wiedząc co się ze mną dzieje stanęłam na wprost kobiety.
-Gratulacje, wygrywa Pani nasz konkurs. W nagrodę 50.000 złotych oraz dwudziestominutowy udział w programie Dzień Dobry Bardzo co poranek. Stałam jak wryta trzymając czek z wygraną. Fotoreporter natomiast robił zdjęcia. Nie ma co na pewno korzystnie na nich wyszłam. Gdy towarzystwo rozpłoszyło się trochę wyszłam na powietrze. Od razu rozdzwonił się mój telefon z gratulacjami. Gdy zakończyłam konwersację ujrzałam przede mną Marco.
-Nie wierzę- położyłam głowę na Jego obojczyku.
-Widzisz? A mówiłem, ze wygrasz.
-Nie wierzę- powtórzyłam chyba jeszcze sto razy te słowa dzisiaj.
09.01.2014r., salon.
Marco pakował się na mecz, który odbyć się miał w Berlinie. Najwidoczniej nie cieszył się na ten wyjazd. Był małomówny i wszystko robił od niechcenia.
-Reus, co jest?
-Nic, po prostu tresuję się przed meczem- skłamał lecz wiedziałam kiedy to robi.
- A tak na prawdę?- zapytałam gdy rozbrzmiał się mój telefon. Odebrałam. Kolejna propozycja w TV show.
-Widzisz teraz tak już będzie.- stwierdził Marco nadal pakując walizkę.
-Jak?
-Zabiorą mi Ciebie.
-Marco co Ty wygadujesz? Chodź tutaj- odwróciłam Go przodem trzymając za dłonie.
-Zaczną się jakieś koncerty, nie będziemy się w ogóle widywać.
-Skąd Ci to przyszło do głowy? Owszem, ośmieliłam się ale nie na tyle, żeby koncertować. Robię to dla własnej przyjemności. Propozycję w TV przyjęłam ale to tylko dwie godziny w ciągu dnia. Nie będę musiała już sprzątać na stadionie.
-Czyli nie wybierasz się nigdzie?
-Bez Ciebie nie idę.


*5 miesięcy później*
Odpoczywam w domu po wyczerpującym porodzie, który trwał dwie godziny. Susan i Brian są już na wiecie, zadowoleni śpią wygodnie w łóżeczkach. Tak się cieszę, że ich mam. Marco nie może nacieszyć się bliźniakami. Każdą wolną chwilę spędzamy razem, za miesiąc mam zaplanowany termin ślubu. A dziecko Caro po odbiorze wyników okazało się nie być dzieckiem Marco.
*
*
*
Czy to koniec historii Marco i Zosi? Nie, to dopiero początek ich drogi. Mimo wszystkich trudności z jakimi musieli się zmierzyć będą razem. Na dobre i na złe.
KONIEC
**************************************
Dziękuje, dziękuję , dziękuję! Moim wszystkim Kochanym czytelnikom za czytanie tego bloga!
Jest maksymalnie ciężko mi kończyc tego bloga ale cóz. Chyba już nadeszła najwyższa pora. 
Trzymajcie się:* Jeszcze raz dziękuję za wszystko :)