czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 40

17.10.2013r, szpital, 10:10

Odliczałam już sekundy aby wyjsc z tego obskurnego miejsca. Szpital nie należał do kwater, które chętnie odwiedzam. Gdy czuję zapach szpitalnego korytarza to dwa razy mocniej jest mi niedobrze. Czekałam za moją przyjaciółką wpatrując się w okno szpitalne. Miała mnie odebrać. Marco nie mógł tego uczynić ponieważ wypadł Mu bardzo ważny trening. Po wypadku aby dojsc do swojej dawnej świetności musiał cwiczyc za dwóch.. W duchu cieszyłam się z takiego rozwoju wydarzeń. Przez moją lekkomyślnosc teraz będę miała nad opiekuńczego Reusa nad głową.
-Gotowa?- zapytała Sim, która właśnie dotarła do szpitala.
-Tak, jasne chodźmy stąd jak najszybciej.
Ruszyłyśmy w kierunku wyjścia lecz wyraz twarzy Simone pozostawiał wiele do życzenia.
-Sim? Wszystko w porządku?
-Tak....Właściwie to nie.
-Więc?
-Chodzi o tego chłopaka z facebooka. Wiesz, bo my kręciliśmy ze sobą.
-Dlaczego ja o tym nic nie wiem, co?
-No wiesz, miałaś swoje kłopoty a ja nie chciałam Cię zadręczać.
-Ale przecież wiesz, że możesz mi wszystko mówic niezależnie od tego jak źle się dzieje w moim życiu.
-No więc tak strasznie się w Nim zauroczyłam wiesz. I z tego co wiem to On we mnie też. le okłamałam Go trochę i jak się do tego przyznałam to On uniósł się dumą i nie może mi wybaczyć. Nie rozumiem tego, po prostu Zośka. Próbowałam wszystkiego. Tak bardzo się do Niego przyzwyczaiłam, że nie wyrabiam już. Błagam nie mów mi, że znajdę kogoś innego, bo On był idealny. Dlatego chciałam mu powiedzieć prawdę.
-Przeprosiłaś Go?-
zapytałam
-Żeby to raz. Nawet nie wyobrażasz sobie czego ja jeszcze próbowałam. Teraz jestem na etapie feminizmu, rozumiesz? Ale ja nie chcę o Nim zapominać. Ja chcę z Nim byc.
-Sim ale może nie musisz z Niego rezygnować. Po prostu pokaż Mu jaką jesteś fajną osobą.
-Ale jak? Znam Go tylko wirtualnie.
-Nie pękaj maleńka tylko odwieź mnie do domu. Coś wymyślimy.
-Ale jak do domu? Reus mówił, że mam Cię odwiezc do Niego.
-Nie, nie moja droga. Ja chcę do domu. A On żartował z tym tygodniowym pobytem.

dom, 16:00

Szkoda mi było Simone. Nie miała szczęścia do facetów. Przeszukiwałam aktualnie szafkę kuchenną w celu znalezienia czegoś słodkiego, gdy rozbrzmiał się dzwonek u drzwi.
-No tak od razu mogłem wiedzieć, że tu będziesz- od progu rzekł Reus.
-A gdzie mam indziej byc? Pragnę Ci przypomnieć, że tu mieszkam.
-Zośka umawialiśmy się, że przez najbliższy tydzień pomieszkasz u mnie.
-Nie, nie. Ty to wymyśliłeś! Ja na nic się nie zgadzałam.

Jak mnie ten człowiek denerwuje. Narzuca mi swoje plany i już mam się dostosować, bo Jemu się tak podoba. No po prostu działa mi na nerwy jak nikt inny na tym świecie.
-Nawet nie zaczynaj!- stwierdził Marco opadając na krzesło.
-Pysiu- rzuciłam do blondyna -Przecież jestem tu potrzebna. Nie mogę tego wszystkiego tak zostawić.
-Wiesz co Tobie jest potrzebne? Spokój. I zero stresów. W ogóle żadnej dyskusji nie będzie. Idź się pakuj.
-Reus!

Nie miałam oczywiście prawa głosu, gdyż zostałam siłą wciągnięta na górę aby przygotować walizkę.

u Reusa, 20:10

Oglądałam razem z Marco jakąś ckliwą komedię gdy zaburczało mi w brzuchu.

-Blondi?
-No?
-Mam do Ciebie wielką ale to przeogromną prośbę.
-Nie puszczę Cię do domu.
-No wiem przecież. Ja nie o tym.
-A o czym?-
zapytał blondyn nie odrywając wzrok od telewizora.
-Jestem głodna.
-No to chodź. Co od razu nie mówisz?


Marco postanowił pochwalić się swymi dokonaniami kulinarnymi. I nawet Mu to nieźle wychodziło. W przeciwieństwie do mnie, gdy potrafiłam spalic nawet wodę na herbatę. Mój tata zawsze się śmiał, że muszę wyjsc za mąż za kucharza bo cienko mnie widzi w przyszlosci. Zawsze udawałam wtedy, że się obrażam, bo niby co w tym wielkiego ugotowac głupi obiad. Blondyn właśnie doprawiał sałatkę gdy ktoś postanowił odwiedzić jego apartament.
-Otworzysz?- zapytał Reus.
Podeszłam do drzwi, aby wpuscic gościa.
-Robert? Wejdź. Właśnie zamierzamy jesc kolację. Dołączysz?
-Nie chciałbym przeszkadzac. Może wpadnę później?
-Nie wygłupiaj się. Marco za bardzo wczuł się w rolę Top Chefa i wyczuwam, że we dwójkę sami tego nie ogarniemy. Pomożesz?
-Skoro tak prosisz to nie mogę chyba odmówić, prawda?
-Masz rację, nie wypuszczę Cię bez konsumpcji.


********************************************************************************************
Och, taki byle jaki mi wyszedł.
O niczym kompletnie. Chyba jednak tragiczne wątki lepiej mi wychodzą:)
Muszę to przemyśleć hahhaha :D
Zapraszam również na drugiego bloga gdzie już jest jedynka: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/
Pozdrawiam,
Julita ♥

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 39

16.10.2013r, kawiarnia, 17:10.

-No więc? Chyba nie przyszliśmy tu aby tylko delektować się kawą, prawda?- zapytałam spoglądając na Marco.
-Musisz byc taka wredna?
-Najwidoczniej- odburknęłam. -Więc o czym mieliśmy rozmawiać?
-Dobrze wiesz o czym. Przepraszam jeśli Cię uraziłem ale wiesz co o tym myślę.
-Marco przestań. Znów to samo...Za dużo mam na głowie? No przestań wreszcie. Mieliśmy się chyba pogodzić a nie roztrząsac sprawę na nowo.
-Dobrze- przytaknął blondyn. -Uznajmy, że to wszystko się nie zdarzyło, ok?
-No na to się mogę zgodzić. Przepraszam spieszę się do pracy.
-Zośka, poważnie?!
-Reus! Nie patrz się tak na mnie. Muszę lecieć. Pa.

*Oczami Marco*

I  odeszła sobie zbytnio nawet się nie żegnając. Czy naprawdę przesadzam? Czy to takie dziwne, że się o Nią martwię? No dobrze, rzeczywiście może trochę ponosi mnie. Tak to jest, jak się do kogoś za bardzo przyzwyczaimy to potem bardzo ciężko się odzwyczaić. Umówiłem się dziś na piwo z Robertem więc pomału będę się zbierał z tej kawiarni.

u Lewandowskiego, 18:00

-Hej blondasku. Wejdź, co tak stoisz jakbyś jakąś straszną, grubą  babę zobaczył?
-Widzę dobry humor Cie nie opuszcza grubasie- odparłem.
-Ej, mówiłem, żebyś tak na mnie nie mówił i chwila, chwila gdzie się podział Twój optymizm?- zapytał Lewy.
-Daj spokój.
-Czyli dziewczyna...
-Zośka ostatnio nie ma na nic czasu.
-Ma kogoś- stwierdził Robert
-Przestań prowadzić te swoje domysły.
-No co? Nie ma dla Ciebie czasu tak? Bo poświęca Go komuś innemu.
-Lewandowski, przestaniesz?!
-Dobra już. Mów co się dzieje.
-No co mam Ci mówic? Nie chcę byc jakimś gburem, który zabrania dziewczynie na jakiekolwiek zajęcia ale martwię się.
-Aż tak źle?- zapytał napastnik
-Niby się pogodziliśmy dziś ale co z tego jak ledwo się dogadaliśmy a tu Ona myk zebrała się do pracy.
-Ojoj stary, nie wiem nawet jak Ci pomóc. W tych sprawach nie jestem dobrym psychologiem kochanie.
-Wiem kochanie. Przyszedłem się napic a nie wyspowiadać- rzekłem gdy w kieszeni rozbrzmiał mój telefon.
Po krótkiej rozmowie rzuciłem do Lewego.
-Muszę lecieć. Szybko!
-Gdzie? Marco! Co się stało?!
-Do szpitala. Robert innym razem!

szpital, 19:30

Biegłem przed siebie jak szalony gdy usłyszałem w słuchawce, że Zosia leży na oddziale. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Głos z telefonu poinformował mnie tylko, że blondynka leży nadal nieprzytomna i więcej informacji nie mogą udzielić przez telefon. Zapominając, że przecież przyjechałem do Roberta samochodem biegłem co sił w nogach. Na szczęście szpital był niedaleko więc pokonanie drogi nie zajęło mi dużo czasu. Zawładnęły mną wstrząsające uczucia. Jeszcze przed chwilą rozmawiałem z Nią a teraz leży nieprzytomna. Jak to możliwe? Co się stało?- natłok myśli kotłował się wciąż w mojej głowie. Moje przypuszczenia co do zamartwianie się o Zośkę jednak nie były bezpodstawne. Nie chcąc myslec A nie mówiłem byłem przerażony coraz bardziej. Teraz liczyło się tylko żeby dostać się do Niej.

-Jestem panie doktorze. Co się stało?- zapytałem lekarza.
-To zwykle omdlenie na szczęście. Proszę się nie martwic.- stwierdził medyk.
-Mogę Ją zobaczyć?
-Tak, oczywiście. Sala nr 8.
-Dziękuję.

***

Stanąłem niepewnie pod sala z numerkiem 8 nie wiedząc czego się spodziewać. Z szybszym biciem serca weszłem do środka. Zosia wpatrując się w okno podniósła wzrok na drzwi w których znalazłem się w tym momencie.
- Dzień dobry słoneczko. Co to się właściwie stało, co?- zapytałem głaszcząc policzek blondynki.
-Nic. Po prostu nie wyspałam się i tyle.
-Tak, tak i dlatego zemdlałaś? Naprawdę nadal uważasz, że wszystko jest ok?
-Jak najbardziej- stwierdziła Roztocka
-Zośka! Nawet mnie nie denerwuj! Od dziś będzie inaczej, rozumiesz?
-Inaczej to znaczy jak?- zapytała Zośka.
-To znaczy mniej pracy, mniej stresu, zrozumiano?
-Łatwo Ci powiedzieć. Jak ja to mam niby uczynić. Sklonowac się?
-Nie bądź taka uparta, bo tym razem też nie odpuszczę.
-Przywiążesz mnie do kaloryfera?
-Jak będzie trzeba to tak-przytaknąłem.
-Kiedy stąd wyjdę?- zapytała dziewczyna.
-Załatwiłem Ci wypis na jutro.
-Dlaczego nie dzisiaj? Przecież już wszystko ok.
-Wie o tym, ale wróciłabyś do domu i znając Ciebie zajęła byś się sprzątaniem albo jeszcze czymś lepszym.
-Słucham?! Specjalnie załatwiłeś mnie mi dzień gratis w szpitalu?
-Tak i mam jeszcze jedną niespodziankę. Jutro na cały tydzień zabieram Cię do siebie.
-Żartujesz? Chcesz mnie pilnować? A mama?
-O Nią się nie martw, załatwię Jej profesjonalną opiekę.
-Ughhhh. Możesz mi przypomnieć dlaczego jeszcze z Tobą jestem?
-Bo jestem najlepszy.
-I skromny- dodała.
*************************************************
Kocham Was:********
Te 7 komentarzy przekonało mi i otwieram nowe opowiadanie.
Adres macie tu: http://kochac-nie-znaczy-miec.blogspot.com/
Najpóźniej w poniedziałek ukaże się prolog. 2 głównych bohaterów  dodałam już do zakładki BOHATEROWIE. W Spamie możecie tam podawać rowniez namiary na siebie i informować o nowych rozdziałach, :)

A co do rozdziału to przestraszyłyście mnie. Sobie myślę no jak nic mnie ukatrupią więc ich pogodziłam. Cieszycie się?
No to znajcie me dobre serducho ♥
Ale nie myślcie sobie, że będzie tak malinowo! o Nie. Zresztą delikatnie mnie już poznałyście więc wiecie, że całkowity zwrot akcji jest możliwy :)

A no i ten wiecie co jaram się jak Reksio szynką, za 2 tygodnie wyjeżdżam na 4 dni z przyjaciół ką nad jezioro... SAME!!! Się tak cieszę, że hoho!
To taki pierwszy wypad bez rodziny:)

o to trzymajcie się i zagadajcie również na 2 bloga. Mam nadzieję, że się spodoba :***

wtorek, 20 maja 2014

ZAPYTANKO

Mam rozpisane kilkanaście rozdziałów innego opowiadanka.

Stad moje pytanie, czy byłby ktoś chętny do czytania?

Czy może najpierw skończyć to? Mam tutaj przewidziane ok 70 rozdziałów.

Piszcie szczerze bo nie wiem czy jest sens zakładania nowego bloga :)

Opowiadanie byłoby oczywiście o Marco :)

czwartek, 15 maja 2014

Rozdział 38

sypialnia, 10.10.2013r, 23:00

Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czułam się jak idiotka. Dosłownie. Czy wszystko musi być takie skomplikowane? Ubrałam się szybko i pospacerowałam w kierunku domu Sim. Zaspana blondynka otworzyła mi drzwi.
-Zosia? A co Ty tutaj robisz o tej porze?
-Musimy porozmawiać- odrzekłam
-Co Ty taka blada? Wejdź
-Dlaczego najpierw mówię a potem myślę, co?- zapytałam retorycznie.
-O co chodzi?
*
*
*
*
*
*
*
*
-No i wtedy rzucił cześć i wyszedł- streściłam Sim wydarzenie sprzed godziny.
-Zośka przecież wiem, że nie chciałaś tego powiedzieć.
-Co z tego? Stało się.
-Musisz Go przeprosić. Nie unoś się honorem tylko po prostu porozmawiaj z Nim jutro.
-Masz rację. Tak właśnie zrobię.

SIP, 11.10.2013r, 14:15

Wyczekiwałam Reusa przed szatnią czatując na Niego jak jakiś paparazzi. Gdy Go zobaczyłam moja odwaga jakoś dziwnie od razu prysła. Lecz gdy przechodził wysiliłam się na:
-Porozmawiamy?
-Nie mamy o czym- rzucił oschle.
-Naprawdę tak sądzisz?
-Tak właśnie uważam. Nie mamy już o czym- powtórzył z hukiem wchodząc do szatni.
Zarówno zdziwiona jak i zła na siebie opuściłam stadion aby ponownie udać się do Simone. Wchodząc z impetem do Jej pokoju na przywitanie rzekłam:
-Po co Cie posłuchałam. Trzeba było jednak unieść się honorem i nic nie robić.
-Aż tak źle?- zapytała moja przyjaciółka
-Powiedział, że nie mamy już o czym rozmawiać, rozumiesz?
-Na pewno nie myślał tego na poważnie.
-Sim, on nawet na mnie nie spojrzał. Powiedział to i ruszył do szatni, wiesz? Nie obejrzał się za sobą!
-Zosia, przejdzie Mu. Dajcie sobie czas.
-Nie! Jestem na Niego wściekła. Wszystko zrozumiałabym. Gdyby powiedział, że nie chce teraz rozmawiać albo musi wszystko przemyśleć a On po prostu uciekł od problemu bo tak jest  łatwiej, prawda? Już nigdy w życiu się do Niego nie odezwę.


Galeria handlowa, 16.10.2013r, 16:00

Kolejne dni upływały jakoś tak bezpłciowo. Nie zwracałam uwagi na Reusa, choć czasem w domu dopadała mnie straszna melancholia i musiałam wynajdywać sobie dodatkowe zajęcia aby nie zwariować. Wędrując obok półki z nabiałem ujrzałam Go. Siegał właśnie po mleko gdy odwróciłam swój wózek i skręciłam w inną uliczkę. Chciałam jak najszybciej wydostać się z tej galerii. Zapomniałam nagle po co tu przyszłam i kierowałam się do kasy aby opróżnić zawartość koszyka. Wtedy poczułam czyjąś rękę, która zatrzymuje mój pojazd.
-Poczekaj.
Wysiliłam się na chamskie:
-Czego chcesz?
-Tak będziemy teraz rozmawiać?- zapytał Marco.
-Możemy w ogóle tego nie robić a zresztą gdy sięgam pamięcią wstecz to raczej nie mamy o czym już więc żegnam- chciałam iść lecz Reus skutecznie mi to uniemożliwił.
-Przestań.

-Nie to Ty przestań. Przez taką błahostkę, że nie miałam dla Ciebie czasu wywiązała się taka awantura i po co to wszystko? Chciałam Cię tylko przeprosić a Ty stwierdziłeś, że nie mamy już tematów do rozmowy. No świetnie, naprawdę.
-Proszę Cię porozmawiajmy.
-No przecież rozmawaiamy- stwierdziłam.
-Zosia.....
-No co?
-Usiądźmy tam i po prostu napijmy się kawy, dobrze?- blondyn wskazal na kawiarnię znajdującą się nieopodal.
***************************
Cześć robaczki?
Jak myślicie pogodzą się w końcu czy nie?
To zależy od mojego nastroju :) Hue hue
Dziekuję za każdy komentarz, ten z groźbą jak i z prośbą :)

Jesteście WIELKIE!
Buziaki:)

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 37

04.10.2013r, szpital, 16:00

Oczami Marco:


Ból całego ciała wyrwał mnie ze snu. W pomieszczeniu było widno. Uniosłem dłoń aby dotknąć obolałej jeszcze głowy i wtedy natknąłem się na drzemiącą Zośkę, która drgnęła i uniosła głowę.
-Nie śpisz?
-Chcę pić
-Już- wstała z podłogi i chwyciła butelkę z szafki. -Usiądziesz?
Oparłem się na łokciach odrywając klatkę piersiową od łóżka.
-Jak się czujesz?- zapytała Zosia
-Dobrze słoneczko. A dlaczego Ty śpisz na podłodze?
-Nie śpię tylko tak jakoś wyszło. Już niedługo stąd wyjdziesz. W domu będzie Ci wygodniej.
-Usiądź przy mnie, tutaj- poklepałem materac.

Zosia zajęła miejsce na brzegu szpitalnego łóżka. Chwyciłem jej rękę aby usiadła bliżej.
-Nie powinieneś się przemęczać- szepnęła
-Twoja bliskość mnie nie męczy. Cieszę się, że jesteś już wolna.
-Tylko jaką cenę za to zapłaciłeś.
-To nie ma znaczenia. Ważne, że Go zamknęli- wtedy dostrzegłem bladość policzków, zapuchnięte powieki oraz zmęczone oczy Zosi.
-Zosik, jedź do domu, wyśpij się.
-Nie ma mowy. Nie chcę żebyś był sam- stwierdziła Roztocka.
-Zosiu- przeczesałem palcami Jej włosy. -Jesteś zmęczona, pewnie dawno nie jadłaś nic ciepłego, musisz o siebie dbać.
-Odpocznę jak wrócisz do sił.- lubiłem troskę Zosi i jej obecność. Najchętniej wcale nie rozstawałbym się z Nią. Ale przecież nie może mieszkać w szpitalu.

***4 dni później***OCZAMI ZOSI***


Marco szybko wracał do zdrowia i sprawności. Nie chciał być dla nikogo ciężarem więc skrzętnie ukrywał, że jeszcze odczuwa ból. On o tym nie wie ale to widzę.Lekarze zapewniali, że wszystko jest w porządku a dyskomfort oraz osłabienie wynikają z uszkodzenia mięśni, które muszą wrócić do dawnej sprawności.

sypialnia 10.10.2013r, 22:10


Kładłam się już spać gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zeszłam więc na dół by otworzyć.
-Marco? A co Ty tu robisz o tej porze?.....Wejdź- wpuściłam blondyna do środka.- Napijesz się czegoś?
-Tak...Nie.....Soku- wybełkotał Reus.
-Więc jak na studiach?....-Jak się czujesz?- zapytaliśmy w tym samym czasie.
-Na studiach ok- odparłam.
- U mnie też lepiej....Dobra powiem prosto z mostu....
-Tak?
-Zośka nie wiem co się u Ciebie dzieje, nie widujemy się prawie w ogóle. Coś nie tak?- zapytał Marco.
-Nie, wszystko w porządku tylko po prostu dopóki jest początek semestru to pracuję więcej, bo później będzie sesja i nie będę miała czasu.
-Więc to tylko o kasę chodzi?
-No właściwie to tak.
-Przecież wiesz, że nie musisz wcale pracować. Ja mogę....
-O nie. Po tych wszystkich przeżyciach nie mam zamiaru już od nikogo brać pieniędzy.
-Zosiu rozumiem. Po prostu kiedyś było inaczej. Ja chodziłem na treningi. Ty też pracowałaś i był na wszystko czas.
-Marco, masz takie odczucia bo siedzisz obecnie w domu. Nie możesz trenować. Naprawdę zrozum.
-Martwię się o Ciebie po prostu. Za dużo pracujesz- stwierdził blondyn.
-Na pewno o to chodzi? Bo wydaje mi się, że po prostu chodzi o to, że nie masz co robić a mnie nie ma w pobliżu. Nie bądź egoistą.
-Słucham?! Naprawdę myślisz, że jestem aż takim bufonem, żeby tylko o sobie myśleć? Nie wiem czy pamiętasz dlaczego nie mogę trenować!
-Bo dałeś się napaść temu psychopacie.

-Tak? To przepraszam, że w ogóle próbowałem ratować Ci tyłek! Cześć- rzucił Reus po czym wyszedł z domu.
*********************************
Cześć Skarbki :**
Matko tak mnie szantażowałyście :D
Poczułam się zagrożona i przywróciłam Marco do życia :)
Ale to nie koniec problemów!
W ogóle przed chwilą oglądałam reklamę w której występuje Lewy z Anią i jestem zniesmaczona.
Totalny chłam....Jasno na białym widać, jakby Lewy przeszedł tylko z powodu większej kasy:(
Pozdrawiam :**

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 36

03.10.2013r, dom, 08:00

Oczami Marco


Drzemałem na fotelu gdy w telefonie rozległ się dzwonek.
-Panie Reus? Wiemy kim on jest. To Karol Zieliński.
-Zabiję gnoja.
-Spokojnie wiemy gdzie On jest. Jeśli ma Pan czas proszę być za piętnaście minut na komisariacie.
Dwa razy nie trzeba było mi tego mówić. Ubrałem buty i pojechałem na posterunek.

***

-Jednostka policyjna namierzyła Go w opuszczonym domu pod Dortmundem- zrelacjonował mi policjant.
-No to na co czekamy?- zapytałem
-Oczywiście. Już jedziemy- stwierdził funkcjonariusz po czym wsiadając do auta wszyscy ruszyli pod Dortmund.

***

Oczami Zosi


Obudziło mnie zimno, które dobiegało z nie domkniętych okien w pomieszczeniu. Związana grubymi linami siedziałam w rogu pokoju i modliłam się o to, by ktoś mnie stąd wyciągnął. Co jakiś czas przychodził do mnie postawny mężczyzna z jedzeniem. Lecz nie miałam zamiaru nic przełknąć. Koniec końców miałam strasznie ściśnięty żołądek. Po chwili wszyscy wbiegli do pokoju i zakleili mi usta taśmą.
Karol podszedł do mnie i rzekł:
-Nawet nie próbuj krzyczeć, jasne? Twój kochaś jest naprawdę szybki ale i tak Cię stąd nie wyciągnie. Wiec lepiej milcz jeśli nie chcesz aby coś Ci się stało.
Wszyscy siedzieli cicho jak myszy pod miotłą udawając, że w środku nikogo nie ma. W pewnym momencie usłyszano głos z megafonu:
-Karolu Zieliński wiemy, że tam jesteś. Wyjdziesz dobrowolnie albo wkroczymy tam sami!
-Cholerny piłkarzyna!- zaklął pod nosem Zieliński. -Zrobimy tak- wyprowadźcie po cichu ją tylnym wyjściem a ja wyjdę. Nie puszczę parę z gęby więc po 48h będą musieli mnie wypuścić. A tu macie adres. Tam ją przechowajcie- Karol wcisnął jednemu z mężczyzn kartkę.
Wszystko ładnie i pięknie by było tylko zapomnieli mnie ponownie związać. Cholernie się bałam ale wyboru nie było.
Gdy Karol wyszedł puściłam się za nim. i w tym momencie ujrzałam Reusa przepełnionego nienawiścią do Polaka. Gdy postanowił się na Niego rzucić z przerażeniem krzyknęłam:
-Marco nie! On ma ze sobą.....
Nóż. Tak chciałam krzyknąć ale było już za późno. Reus leżał zakrwawiony na ziemi a policja zaczęła gonić Karola, który w tym momencie uciekał w siną dal. Policjant, który został ze mną na miejscu zadzwonił po pogotowie. Ja natomiast klęczałam przy Reusie.
-Marco....proszę nie zostawiaj mnie- szlochałam podtrzymując blondynowi głowę.
-Zosia?- szeptem wydusił z siebie blondyn -Uratowałem Cię
-Tak wiem- uśmiechnęłam się przez łzy. -Nie zamykaj oczu dobrze? Obiecasz mi to?- zapytałam patrząc w brązowe tęczówki Marco.
-Kocham Cię- stwierdził Reus po czym odpłynął.
-Marco! Nie możesz! Obudź się! Słyszysz?!- szarpałam jak nienormalna za koszulkę blondyna ale On ani drgnął. W tym samym momencie oślepiło mnie światło pogotowia ratunkowego.
-Co tu się stało?-zapytał ratownik
-Został skaleczony nożem. Błagam pomóżcie mu. On się wykrwawi!- stwierdziłam załamana.
-Niech się Pani uspokoi. Zrobimy co w naszej mocy- odrzekł mężczyzna po czym zapytał czy jadę z nimi do szpitala.
-Oczywiście- oznajmiłam.
Leżał taki nieprzytomny. Zupełnie jak nie on. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Ani smutku ani rozpaczy bo o radości nie ma tutaj co mówić.
Wydawało mi się, że godziny mijają w tej poczekalni. A gdy w końcu Go wywieźli z sali operacyjnej to i tak niczego ciekawego nie dowiedziałam się od lekarza, bo przecież nie jestem rodziną. Zrezygnowana opadłam na krzesło zwieszając głowę w dół.
-Ty jesteś Zosia, prawda?-spytała się kobieta.
-W czymś mogę pomóc?- zapytałam zdziwiona patrząc w górę.
-Stephanie Reus. Mama Marco. Mój syn wiele o Pani opowiadał.
-Przepraszam.
-Za co?- zapytała siadając obok.
-To przeze mnie to wszystko. Nie powinien teraz tam leżeć. To moja wina. Ja powinnam cierpieć za Niego.
-Nie mów tak. Proszę- rzekła kobieta podając mi chusteczkę- Gdybyś była złym człowiekiem Marco by się do tego nie dopuścił- stwierdziła przytulając mnie.
**************************************************
Cześć Moje Drogie :)
Tak wiem, wiem jestem straszna :)
Mam nadzieje, ze mnie nie zlinczujecie :D
Jak myślicie Marco przeżyje?
Miłego weekendu majowego! :*

Całuski :***