piątek, 13 grudnia 2013

Rozdział 22

01.09.2013, sypialnia, 9:00

Obudziły mnie promyki słońca padające na moją twarz. Nie pamiętam jakim cudem znalazłam się w łóżku, ale patrząc na to, iż jestem w ubraniach pewnie to sprawka Marco.
Właśnie.
Spojrzałam na miejsce obok, lecz nikogo nie było.
Pewnie poszedł już na trening albo coś- pomyślałam.
-Dzień dobry. Jak się spało?- blondyn wysunął się zza drzwi siadając na skraju łóżka.
-Krótko- odrzekłam
-Chodź na dół, zrobiłem kawę.
-Kochany jesteś- pogładziłam Marco po policzku- Zaraz zejdę, tylko się przebiorę.....aaaa Marco?
-No?
-Dziękuję.
-Za co?
-Za wszystko. Za to, że zostałeś wczoraj, że mi pomagasz a przede wszystkim, ze nie odwróciłeś się ode mnie za to, ze Cię okłamałam i że przyszłeś wtedy powiedzieć co czujesz mimo, iż byłeś chory.
Marco patrzył się na mnie gdy prowadziłam swój monolog po czym przybliżył swoją głowę do mojej i odparł:
-Wiesz, dobrze, że Cię mam. To ja dziękuję, ze tu jesteś.

01.09.2013, szpital,  11:00

Weszłam do szpitala mając nadzieję, że to co wczoraj tu ujrzałam to był zły sen i dziś zobaczę swoją mamę, która będzie mnie pamiętać. Lecz gdy weszłam na salę horror powtórzył się drugi raz. Moja mama nic nie pamiętała, kompletnie nic. Mało tego, ona była przerażona gdy mnie zobaczyła jakby się bała, że zabiorę ją do domu. Dla niej teraz jestem zupełnie obcą osobą. Postanowiłam pójść zapytać się lekarza co z mamą. Musiałam chwilę poczekać, bo akurat był na obchodzie.
-Zapraszam pani Zosiu.
-Już wiadomo coś więcej?
-Właśnie zamierzamy zrobić mamie specjalistyczne badania.
-Długo to potrwa?
-Jutro będą wyniki, do tej pory trzeba poczekać.
-Czy ja mogę coś jeszcze dla niej zrobić?
-Jak na chwilę obecną w niczym jej Pani nie pomoże, cierpliwości.
-Dobrze, dziękuję. Zajrzę jeszcze na chwilę do niej.
Skierowałam się w kierunku sali, w której leżała mama. Moja rodzicielka spała w tym momencie. Usiadłam na chwilę przy niej chwytając ją za rękę.
Tak bardzo mi jej brakuje.
Chciałabym, żeby teraz uścisnęła moją dłoń i powiedziała, ze wszystko będzie dobrze, ale nic takiego się nie dzieje.
Niestety.

01.09.2013, Dortmund,  18:00

-Czemu mi nic nie powiedziałaś, że coś się dzieje?- zapytała Ewa, która wyrwała mnie z domu na spacer.
-Ewcia nie miałam do tego głowy a poza tym nawet ja nie jestem w stanie nic zrobić mimo, iż jestem jej córką. Jeszcze Ciebie miałabym w to wciągać?
-Zosia, przestań. Przecież wiem, ze Ci ciężko. Jak mój tata był chory i byłam tu a on w Polsce, nie wiedziałam co mam robić to też odchodziłam od zmysłów. Zawsze możesz na mnie liczyć.
-Kochana jesteś. Dziękuję.
-Dobra. Nie ma sprawy, Chodź, idziemy na rurki z kremem. Nie będziemy tak się smucić.

Rurki z kremem są pyszne i zawsze poprawiają mi humor, ale z Ewy można czytać jak z książki.
-Ewa, co jest?
-Nic, a co ma być?
-Nie świruj widzę, że coś nie tak.
-Nic się nie dzieje, naprawdę.
-Czy Ty naprawdę myślisz, że Ci w to uwierzę?

-Oj Zosik..Masz za mało problemów?
-Gadaj szybko co jest grane.
-No o Łukasza chodzi. Miał pauzować cały rok a on sobie wymyślił, ze już teraz zacznie ćwiczyć.
-Ewuś....
-Zosia, ja wiem. Ja to wszystko rozumiem. Jest piłkarzem, kocha to co robi, on nie umie siedzieć długo na tyłku no ale to nie było skręcenie kostki czy zapalenie oskrzeli. On jest po ciężkiej operacji. Nie wiem jak mam do Niego przemówić. 
-Ewa, no dobrze wiesz, że nie przegadasz mu do rozumu. Nie przejmuj się. Przecież jak pozwolą mu ćwiczyć to na pewno nie jakoś ostro od razu. Mają tam lekarzy, nic mu nie będzie.
-Czasem mam takie wrażenie, ze nie jestem mu potrzebna- wyżalała się Piszczkowa.
-Ewa, no co Ty za bzdury opowiadasz. Nie bierz tego tak do siebie. Przecież mimo wszystko to tylko facet. Oni czasami nie myślą co mówią, co robią. A Wy to jesteście przykładem książkowym małżeństwa wiec przestań.
Mimo wszystko postanowiłam pomóc jakoś Ewie, więc zadzwoniłam do Piszczka, by się umówić na jutro.
************************************************
Moje drogie kochane skarbeczki:**
Ałć!
Przepraszam, ze ostatnio nie komentuję blogów!
Obiecuję się poprawić. idą święta, więcej czasu będzie!
Po prostu masakraa z tą nauką i jeszcze do bram mego królestwa grypa przyszła!
Chyba sobie tampon do nosa włożę, żeby nie ciekło! :(
Miłego czytania :**
Julita

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 21

31.08.2013r, Dortmund 14:00

Pędziłam przez miasto jak szalona. Dobrze, ze odebrałam ten telefon. Dzwonili ze szpitala. Prosili, żebym przyjechała jak najszybciej. Nie dbając o to czy przechodzę na zielonym czy czerwonym świetle zmierzałam do szpitala. Jak najszybciej pognałam do pokoju lekarskiego, aby dowiedzieć się co się stało. W mojej głowie układały się już najczarniejsze scenariusze.
-Doktorze, co z mamą? Dlaczego miałam przyjechać?
-Pani mama...- zaczął lekarz
-O Boże nie...
-Nie, spokojnie, ona żyje tylko...
-Tylko co? Panie doktorze proszę nie trzymać mnie w niepewności.
-Stan jej zdrowia się pogorszył.
-Co to znaczy?
-Straciła całkowicie pamięć. Nie pamięta nawet nazwy prostych rzeczy takich hak kubek czy długopis.
-Mogę do Niej zajrzeć?
-Tak, oczywiście- zgodził się mężczyzna
Skierowałam się w stronę mamy. Leżała na łóżku i obserwowała wszystkie kąty tak jakby nie wiedziała gdzie jest.
-Mamo? Poznajesz mnie?
-Mamo?- powtórzyła moja rodzicielka
Zachowywała się jak cudzoziemiec na obczyźnie, który nie do koca rozumie co się do niego mówi.
-Tak. Jestem Zosia. Twoja córka. Pamiętasz?
-Mam córkę?
Jestem załamana.
Nie wiem co mam zrobić i to jest najgorsze.
Ta niemoc zrobienia czegokolwiek.
Po chwili przyszedł lekarz by powiadomić mnie, że dobrze by było gdyby mama została na obserwacji.
-Dobrze, panie doktorze ale moze mi Pan powiedzieć kiedy ona odzyska pamięć?
-Nie mogę tego niestety określić. Chciałbym ale nie mogę. Może tydzień, miesiąc, rok. Może zajść też taka sytuacja, że wcale jej nie odzyska. Ale w tej chwili nie jestem w stanie nic powiedzieć. Jutro zrobimy specjalistyczne badania i wszystko nam się rozjaśni. Dziś nie będę już męczyć pacjentki. I pani też powinna odpocząć.
-Panie doktorze zostanę tu przy niej.
-Nie ma takiej potrzeby, za chwilę i tak kończą się godziny odwiedzin a to w niczym jej nie pomoże. Niech pobędzie trochę sama. Może coś sobie przypomni. 
-Dziękuję.

***

Do domu postanowiłam iść piechotą mimo iż, było daleko. Gdy byłam już prawie pod domem oprzytomniałam sobie, że miałam zadzwonić do Marco. Wyjęłam telefon, by wykonać połączenie. Na wyświetlaczy pokazało mi się jedenaście nieodebranych połączeń.
Po dwóch sygnałach usłyszałam w słuchawce głos blondyna:
-Zosia?
-Przepraszam, ze tak późno dzwonię.
-Nie szkodzi. Gdzie jesteś?
-Koło domu. Dlaczego pytasz?
W tym momencie rozłączyło mi rozmowę.
-Bo czekam tu na Ciebie od godziny- stwierdził Marco, który wyłonił się zza tarasu.
-Czekałeś tu tak długo?
-Nie wiedziałem co się dzieje. Tak szybko dziś uciekłaś.
-Przepraszam- odrzekłam po czym zaczęłam płakać.
-Chodź tu, co się dzieje?....Zosik, nie płacz-blondyn mnie przytulił a ja wtedy jeszcze bardziej się rozpłakałam. -Masz klucze? Wejdziemy do środka- oznajmił Reus.
Po zrobieniu nam herbaty Marco usiadł obok mnie.
-Powiesz mi co się stało?- zapytał
-Moja mama mnie nie pamięta, rozumiesz? Ona się tak na mnie patrzyła jakbym była zupełnie obca. Była taka niedostępna. Lekarz mi jeszcze powiedział, ze niewiadomo kiedy odzyska pamięć. Może być tak, że w ogóle...- łzy ciekły mi strumieniem.

Marco otarł je z mojego policzka ujmując mą twarz w swoje dłonie:
-Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Nie ma innej opcji. Słońce, nie płacz proszę..
-Marco? Zostaniesz dziś ze mną?
-Zostanę- blondyn odsunął kosmyk włosów za moje ucho po czym pocałował mnie w czoło.
****************************
Cześć mordeczki mooje! :*
I jak tam po Mikołajkach?
Wyprezentowane :)
Hhahah<33
U mnie było zacnie, aż weny dostałam więc napisałam! ;)
Miłego weekendu :*
Julita

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 20

31.08.2013r, sypialnia 7:00

Jeszcze miesiąc wakacji mi został. Dogadałam się z prezesem, że będę mogła pracować po zajęciach. Ale dziś postanowiłam się w końcu wyspać. Tak naprawdę to nie zamierzam dziś się ubierać. Po prostu leżę i nic nie robię. Ale mój plan jak zwykle nie wypalił.
Smacznie sobie śpię.
7:00 rano,
A tu  drzwi.
Pomyślałam, że to listonosz więc nie mam zamiaru otwierać. Lecz ktoś jest dobitnie namolny. Dzwoni i dzwoni. Z moim Szopenem na głowie i w pidżamie poszłam otworzyć.
-Reus? Co Ty tu robisz?- zdziwiłam się gdy ujrzałam blondyna w drzwiach.
-No ubieraj się, idziemy biegać.
-Że co proszę?
-Masz dziesięć minut!
-Żartujesz sobie prawda? Prima aprilis czy co?
-Dziewięć minut!
Rany boskie co on znowu wymyślił! Poszłam po jakieś luźniejsze rzeczy i związałam niesforne kosmyki włosów.
-Czas minął!- krzyknął blondyn z dołu.
-Idę!
Moja kondycja zostawiała wiele do życzenia. Biegłam dziesięć minut z językiem na wierzchu. Nie miałam siły już przebierać nogami ale Marco jak widać nie zamierzał kończyć.
-Długo jeszcze?- zapytałam.
-Przecież to dopiero rozgrzewka.
Pomyślałam sobie, że jeszcze chwilę a zęby zgubię i dlaczego ja dałam się namówić na to całe bieganie.
-Marco tuptajmy gęsiego, bo tu jest wąsko w tym parku- postanowiłam przechytrzyć Reus'a.
-Dobra porobimy kilka kółek dookoła tego placu.
-Świetnie.
Puściłam Go przodem a sama zatrzymałam się i usiadłam na ławce ledwo zipiąc. Miałam nadzieję, że się nie zorientuje i nie zawróci po mnie. Na szczęście to nie nastąpiło.
Po dziesięciu minutach siedzenia doszłam do siebie. Dosiadł się do mnie chłopak z zapytaniem:
-Przepraszam, wiesz może która godzina?
-7:30
-Dziękuję. Jeszcze jedno: singielka?
-MHM-MHM- chrząknął Marco, który wyłonił się przed nami.
-To ja idę dalej- powiedział nieznajomy
-No ejj. Spłoszyłeś mi delikwenta- powiedziałam do Marco wskazując palcem za odchodzącym chłopakiem.
-Udam, że tego nie słyszałem. A tak poza tym to co tu tak siedzisz? Biegnę, gadam do siebie jak głupi, odwracam się a Ciebie nie ma.
-Nie dam się więcej namówić na to całe bieganie.
-Jeszcze trochę i dojdziesz do wprawy.
-Żadne jeszcze trochę, następnego razu nie będzie. I jeżeli myślisz, że...- nie dałam rady dokończyć zdania, bo Marco zgiął mnie wpół i przerzucił sobie przez ramię jak worek ziemniaków.
-Pożałujesz tego grubasie!- krzyczałam
-Co powiedziałaś?
-Grubas! Grubas!
-Wcale nie jestem gruby!
-Puść mnie ale to w tej chwili!
-Nie! Wchodzimy tu- blondyn skierował się do cukierni.
-Dzień dobry. Dwie szarlotki i dwie kawy na wynos poproszę.
Ekspedientka patrzyła się jak na debili zerkając na nas. Reus postanowił mnie postawić na ziemi.
-Świr- stwierdziłam
-Nie zapominaj, że wiem, iż masz gilgotki.
-Co za terrorysta.
Usiedliśmy w parku wcinając szarlotkę i popijając pyszną latte.
W międzyczasie zadzwonił mój telefon, który wyrwał mnie od pysznego deseru. Wyświetlił mi się prywatny numer. Mimo tego, iż nie odbieram takich połączeń coś mnie tchnęła aby wcisnąć zieloną słuchawkę.
-Tak, słucham?......Oczywiście zaraz będę....Do zobaczenia- zakończyłam połączenie.

-Co jest?- zapytał Marco
-Muszę iść, szybko, natychmiast. Zadzwonię później do Ciebie, obiecuję- pocałowałam Reusa w policzek przekazując mu moją latte.
-Ale Zośka!- krzyknął Marco.
-Zadzwonię!
************************************************
No moje kochane!
Mam nadzieję, że się cieszycie że są razem i wogóle ale....
Julita jest podłym człowiekiem hahah i nie ma długo sielanki!
CO BĘDZIE DALEJ!
Nie powiem..
Czytajcie a się dowiecie!
Buziaki:**
Julita

piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 19

29.08.2013r, dom, 17:00

Po kilku minutach przyjechała karetka i zaczęli wybudzać Marco. Podłączyli mu kroplówkę.
-Jest odwodniony- stwierdził jeden z sanitariuszy.
Po chwili Reus się obudził, lecz był nadal blady jak ściana.
-Jak się Pan nazywa?- począł sprawdzać Go lekarz.
-Reus. Marco Reus.
-Ile Pan widzi palców?
-Trzy.
-Dobrze, zabieramy  do szpitala. Jest Pan osłabiony. Przyjmowane dziś były jakiekolwiek płyny?
-Nie. Nie miałem czasu. Czy ten szpital jest konieczny?
-Jest  pełno letniość więc  decyzja należy do Pana.
-Dobrze, więc Przepraszam za fatygę ale nie pojadę z Wami do szpitala.
-Dobrze to my  w takim razie się zbieramy.
Marco w tej chwili zaczął podnosić się z łóżka.
-Uważaj! Co robisz? Czemu nie pojechałeś do tego szpitala?
-Muszę Ci coś powiedzieć- zaczął blondyn
-I to nie mogło zaczekać?
-Nie. O rany, kręci mi się  w głowie.
-Marco  usiądź. Zrobię Ci herbaty.
Blondyn usiadł na kanapie a ja po chwili weszłam z parującym napojem do pokoju.
-Co to?
-Nie bój się, nie otrujesz się.
-Nie o to chodzi. Ładnie pachnie- zaśmiał się Marco.
-Herbata z miętą i gruszką. Pyszna, spróbuj.
-Zosia... Muszę Ci coś powiedzieć.
-Marco, nie powinieneś się przemęczać.
-Daj dokończyć. Myślałem, że jesteś z Karolem i byłem taki wściekły, że nawet Leitnerowi się oberwało. Nie wiedziałem, ze kłamałaś.
-Przepraszam, po prostu się przestraszyłam.
-Zosia, nie gniewam się na Ciebie. Nie byłbym nawet w stanie.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć Marco. Jestem totalnie rozbita, rozumiesz? Nawet nie umiem się określić.

-Zaufaj mi proszę. Nie wszyscy są tacy jak Karol. Nie chcę Cię skrzywdzić, chcę być przy Tobie w każdym momencie Twojego życia.
-Marco, wybacz tak bardzo boję się zaufać ludziom a co jeśli ja coś spieprzę?
-Zosik Ty? Nie znam bardziej wrażliwszej osoby od Ciebie.
Mam chyba ostatnio jakieś gorsze dni, bo zaczęłam szlochać.
-Ej, czemu płaczesz?- zapytał Reus
-Nie wiem- odparłam
-Chodź tu głuptasie- stwierdził Reus otwierając swoje ramiona.
-Teraz masz całą mokrą koszulkę przeze mnie.
-Nie przejmuj się- stwierdził Marco.
Blondyn pochylił głowę, żeby potrzeć nosem czubek mojego nosa. Wtedy musnęłam nieśmiało jego wargi.

Po prostu tak samo z siebie wyszło. Oddał pieszczotę równie delikatnie a już po chwili zasmakowaliśmy namiętnego pocałunku.

30.08.2013r, sypialnia, 10:30

Budząc się poczułam mocne objęcie wokół własnej talii. Reus trzymał mnie jakby się bał, że ucieknę.
-Marco?
-?
-Co teraz będzie?
-To zależy od tego czy pozwolisz mi pobyć w swoim życiu.
-A co jeśli się zgodzę?
-To wtedy będziemy naprzystojniejszą parą pod słońcem- zaśmialiśmy się obydwoje
-Chyba Cię kocham wiesz?- pocałowałam blondyna w nos.
-Chyba? To ja wiem co zrobić, żeby było na pewno.
Reus zaczął mnie gilgotać.
A, że Roztocka ma wszędzie gilgotki, gdzie to możliwe to już pokładałam się ze śmiechu.
-Reus przestań! Dobra! Już jestem pewna!
-Chciałaś coś powiedzieć?- nie przestawał mnie gilgotać.
-Tak, kocham Cię głupku.
-Na pewno?
-Tak, przestań- Marco wysłuchał moich próśb i przestał mnie dręczyć.
-Idę zrobić coś do jedzenia.
Poszłam w stronę kuchni aby przygotować posiłek. Gotowała mi się już woda w czajniku gdy zobaczyłam Reusa w drzwiach.
-Ejj, wczoraj byłeś ledwo żywy, nie wstawaj!
-Spokojnie, nic mi nie będzie. Co jemy?
-Masz grypę żołądkową, powienieneś jeść lekkie rzeczy dlatego zjesz dziś płatki, ja ogarnę sobie omlecik.
-Nie masz serca kobieto.
-Też Cie kocham blondasku- poczochrałam jego blond czuprynkę.

***

-Pyszne płatki, co nie?- zapytałam
-Delicje- rzeknał Marco- Muszę zbierać się do domu.
-No sam nie pojedziesz. Jesteś jeszcze słaby.
-Zosik...
-Nie gadaj tyle, jesteś skazany na moją obecność.
****************************************************
Hej:**
Kto mnie wielbi? hahahahah
No nie mogłam już patrzeć jak się męczą i zrobiłam tak, że są razem!
Kto się cieszy?
Pisze w komentarzu!!!!!!
Kocccham ♥
Was
oczywiście!
Buziaki:*
Julita

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 18

29.08.2013r, impreza u Mo, 2:10

Poszłam w kierunku wyjścia, ale zahaczyłam jeszcze o łazienkę. Wychodząc z niej drogę zatarasował mi Marco.
-Przepraszam- rzekłam chcąc wyminąć Reusa, lecz położył dłoń na ścianie uniemożliwiająć mi to.
-Przepraszam! Chcę wyjść!- powtórzyłam
-Nie przyszłaś z Karolem? A może czai się gdzieś co?
-Wypuść mnie Reus.
-Nie możesz mi odpowiedzieć na jedno proste pytanie. Może towarzystwo Ci nie odpowiada co? Jakoś z Leitnerem sobie rozmawiasz bez problemu.
-Nie pieprz głupot Marco.
Ruszyłam przed siebie, lecz blondyn złapał mnie za nadgarstek:
-Przestań rozumiesz? Po co tu za mną przylazłeś. Ostatnio powiedziałeś, że nie istnieję dla Ciebie i, że bardzo się cieszysz więc z łaski swojej daj mi spokój- wyrwałam się Reusowi trzaskając za sobą drzwiami.

***

29.08.2013r, sypialnia, 11:00

Bezsenne noce to chyba  moja specjalność. Łzy ciekną mi ciurkiem o czymkolwiek bym nie pomyślała. Mam wszystkiego dość. Trzymając telefon w dłoniach wykasowałam bez zastanowienia numer Marco. Ubrałam się szybko i poszłam z niechęcią do pracy. Na stadionie siedziała Ewa z Sarą. Przyszły poobserwować Łukasza, który po dość długim czasie powrócił do lekkich treningów.
-Zosia, coś blado wyglądasz- stwierdziła Piszczkowa
-Nic mi nie będzie. Po prostu nie wyspałam się już drugi dzień z rzędu.
-To na pewno o to chodzi?- zapytała brunetka
-Tak. Tylko i wyłącznie- skłamałam -przepraszam Ewcia ale muszę już iść
-Tak jasne, nie zatrzymuję.
Szłam w kietunku mojego sektora i nie zauwazyłam Marco na boisku więc odetchnęłam z ulgą. Pewnie jest tak skacowany, że nie dał rady dziś przyjść. Zresztą patrząc na resztę chłopaków też przydałoby im się wolne.

29.08.2013r, dom, 16:00

Dziś jakoś szczególnie długo zostałam w pracy. Opornie mi szło. Powracając do domu wstąpiłam po bułki, bo myślałam, że umrę z głodu. Jak odkluczyłam drzwi od razu położyłam się na łóżku. Myślałam, ze nogi mi odpadną. Po dziesieciominutowym leżeniu powziełam myśl aby sporządzić sobie śniadanie. Moja mama wyjątkowo dziś dobrze sie czuła więc zarządziłam dziś, że przygotuje coś do jedzenia i pooglądamy jakiś ciekawy film jak za starych dobrych czasów.
Gdy akcja powoli się rozkręcała usłyszałam dzwonek do drzwi.
-No akurat teraz?- zapytałam
-Idź otwórz, pewnie znów listonosz- stwierdziła moja rodzicielka
-Tak, słu....- urwałam gdy zobaczyłam Marco, który wyglądał na naprawdę mocno skacowanego i ledwie trzymał się ściany.
-Co chcesz?!
-Wpuścisz mnie?- zapytał
-Marco, myślę, że wszystko juz sobie wyjaśniliśmy 
-Zosik, proszę.
Zrobiło mi się zwyczajnie żal blondyna, ledwo stał na nogach więc wpuściłam Go do środka.
-Coś widzę kaca nie wyleczyłeś- powiedziałam zmieniając temat.
-To nie kac, złapałem gdzieś grypę żołądkową ale nieważne Zosik muszę Ci coś powiedzieć.
-No to słucham, mów.
-Nie chciałem wtedy, żeby tak wyszło.
-Daj spokój powiedziałeś co myslałeś.
-Wcale nie. Zosia, ja wiem, że jesteś z Karolem i okey nie cierpię Go ale szanuję Twój wybór ale gdyby coś nie tak pamietaj, że jestem obok ok? Tylko o to proszę. Mogę czekać w nieskończoność.
-Marco...Ja, ja.
-Nie musisz nic mówić, rozumiem.
-Poczekaj. Ja skłamałam. Nie jestem z Karolem.
-Co? Dlaczego?
-Bałam się, że się w Tobie zakocham a kolejnego zawodu miłosnego bym nie przeżyła.

-Zosik....- zaczął Marco lecz zrobił się blady jak ściana i osunął sie na podłogę.
-Marco! Obudź się! Słyszysz?!- dotknęłam czoła Reusa, było gorące.
-Cholera, masz gorączkę- rzekłam do wciąż nieprzytomnego Marco. Sprawdziłam czy oddycha ale na szczęście puls był w porządku. Dorwałam się szybko do telefonu by zadzwonić po karetkę.
-Dzień dobry.....Potrzebna karetka na Widerstrasse 13, stracił przytomnośc....tak, oddycha.....Dobrze, poczekam.
Próbowałam cucić Marco ale on nadal leżał nieprzytomny.
***********************************************************
Heeeejos:)
Wiem, wiem zlinczujecie mnie, że tak późno aLe przepraszam nie mam na nic czasu:)
Haha<33
Usunęłam Rose z obsady haha bo zostałaby zgładzona przez Was:)
Pozdrawiam:)
Julita


piątek, 8 listopada 2013

Rozdział 17

27.08.2013r, SIP, 13:00

-Mógłbyś trochę uważać!- krzyknął Reus
-Marco o co Ci chodzi?!
-O nic- prychnął Marco
-Masz coś do mnie? To mi to powiedz!- teraz również krzyczał Mo
-Odwal się- powiedział Reus
-Chłopcy spokój!- zarządził Klopp -Koniec na dzisiaj, jazda do szatni.
Przypatrywałam się jak piłkarze schodzą z boiska. Na dobrą sprawę skończyłam pracę więc postanowiłam iść już do domu.
W zasadzie nie miałam na dziś żądnych planów toteż zadzwoniłam do Sim.
-Hej Simone, co robisz?
-Tak właściwie to się nudzę.
-No to wbijaj do mnie, skończyłam pracę.
-No nareszcie kochanieńka, myślałam że umrę z nudów.
Simone dwa razy nie trzeba było mówić, że jest okazja do świętowania. Po dziesięciu minutach rozradowana wpadła do mojego domu, w ręku z butelką wina i moimi ulubionymi czekoladkami.
-Moja uzdolniona studentko gratulacje- zostałam wyściskana przez Sim.
Siedziałyśmy tak do rana i rozmawiałyśmy o wszystkim. Oczywiście nie upiłam się tak bardzo wiedząc, że mam iść na imprezę do Mo. Udawałam przed Sim, ze podnoszę kieliszek do góry. Na szczęście Sim to nie Piszczek- dało się ją oszukać. Padnięta padła na łóżko.

28.08.2013r, przygotowania na imprezę do Mo, 18:00

-Ty to masz życie...- stwierdziła Sim- Ale powiedz jak Ty to zrobiłaś, ze nie masz kaca? Ja umieram.....wody!
-Ma się ten wrodzony talent- zaśmiałam się.
-Dobra, zbieram się do domu Zosik, cześć.
-No hej pijaku.

Ubrana i uczesana i jako tako wyglądająca ruszyłam w kierunku Leitnera. Nie chciało mi się zbytnio iść tam, no ale przecież obiecałam. Weszłam i zauważyłam w oddali Ewę. Odetchnęłam z ulgą, że chociaż Piszczkowie będą- ludzie z którymi nie sposób się nudzić.
-O przyszłaś- usłyszałam za plecami głos Moritza
-A miałam wybór?
-No nie, poczekałbym jeszcze dziesięć minut i w razie braku twojej obecności pojechałbym po Ciebie osobiście.
-No widzisz, nie musisz się nigdzie fatygować.
Moritz parsknął śmiechem, czym również ja mu odpowiedziałam. W tym samym momencie drzwi się otworzyły i i wszedł Marco a za nim jakaś długonoga blondynka usilnie trzymająca się Go pod ramię tak jakby nie umiała chodzić na tych szczudłach.


Mina całkowicie mi zrzedła tym bardziej poczułam jak ta Barbie mierzy każdego wzrokiem i wydawało mi się, że jej oczy jakoś na mnie stanowczo za długo patrzą.
Poszłam w stronę Piszczków, bo atmosfera się napięta zrobiła.
Towarzystwo zadziwiająco szybko było w stanie upojenia alkoholowego. Borussen zdecydowanie co do jednego miało za słabą głowę. A Piszczek to mógłby bezapelacyjnie zostać ich kapitanem. Jakże dziwacznie wyglądał w tej sytuacji:
Razem z Lewym udawali tygryska i prosiaczka, którzy poszukiwali Błaszczykowskiego twierdząc, że zgubili gdzieś Kubusia Puchatka.
Połowa spała już pod stołami więc powzięłam decyzję aby pójść do domu. Obróciłam się i oczywiście wpadłam na kogoś. Zresztą nie byłabym sobą gdybym tego nie zrobiła.
Była to nowa zdobycz Reusa.
-Przepraszam- rzekłam
-Uważaj Rose ona lubi często wpadać na kogoś- stwierdził zalany Marco
Puściłam tą uwagę mimo uszu.
-To Ty jesteś Zosia?- zapytała dziewczyna
-Tak, to ja.
-Ach to więc Ty latasz z tym mopem po stadionie. Wiesz ja bym tak nie mogła. Moje biedne paznokcie. Musiałabym pracować non stop w rękawiczkach. Wyobrażasz to sobie jak zniszczyłabym sobie ręce? No ale skoro takie twoje hobby to nie wnikam- stwierdziła Rose.

Co za wredna małpa! Co ona sobie wyobraża, ze robię to dla przyjemności?
A Marco stoi obok i nic nie mówi. Dobrze wiedział dlaczego tam pracuję, nawet nie kazał jej się zamknąć. Już chciałam iść do domu ale byłam taka wściekła, że odszczekałam jej:

-Po pierwsze nie latam z mopem tylko z miotłą więc nie wiem po co miałyby Ci być potrzebne rękawiczki, po drugie nie mam w życiu tak dobrze, że mam super długie nogi, zrobię maślane oczy i już mam wszystko w zasięgu ręki- mówiąc to spojrzałam na Reusa- Żegnam państwa.
***************************************************
Moje kochane:****
Dodałam ten rozdział po wielkim opóźnieniu!
Przede wszystkim dziękuję za miłe słowa:)
Zwłaszcza: Kalinie, Zuzie, Luśce, Tosi, Luizie, Piszczu26, no i  Sylwii:**
Każdemu z osobna chciałabym podziękować ale  nie dam rady:)
Przekroczyliśmy już 6 tysiączków! Totalny obłęd jak dla mnie:)
Cieszę się, że ktoś to w ogóle czyta i się dziwię, przecież to totalne dno!
No a co do rozdziału zaczyna się coś dziać miedzy Marco a Zośką:**
Pozdrawiam:)
Miłego weekendu;)
Jestem Miszczem Painta!!!!!
I nawet buziaczek na końcu wyszedł:)





piątek, 1 listopada 2013

Ogłoszenie

Moje najukochańsze czytelniczki:)

Niestety ale w tym tygodniu nie dodam rozdziału!

Powód?

Mądra Julita( tzn..ja:D)

Nie zabrała zeszytu a tam wszystko było napisane:(

Teraz jestem u Babci 30 km od domu wiec nie mam jak nawet Go zdobyć:D

Mam nadzieje, ze wybaczycie:)

Pozdrawiam:**

Odpoczywać tam w weekendzik:*

Tulaski od Chłopaków dla Was:**

piątek, 25 października 2013

Rozdział 16

26.08.2013r, przystanek 16:00

Po tygodniowym pobycie w Berlinie czas było wyruszyć w podróż powrotną do Dortmundu. Pożegnałam się z Weroniką i wsiadłam do autobusu mając nadzieję, że tym razem obędzie się bez zbędnych niespodzianek. Zajmując swoje miejsce zauważyłam znajomą twarz. Mianowicie był to Leitner. Moritz Leitner.
-Hej. Chyba Cie znam- rzucił na powitanie siadając obok.
-Tak się składa, że ja Cie chyba też.

Czas w towarzystwie znacznie szybciej leci toteż nawet się nie zorientowałam, że dobijamy do Dortmundu.
-Poczekaj, zadzwonię do chłopaków, mieli po mnie przyjechać- stwierdził Mo
-Jasne, dzwoń.
-Mario?.....usłyszałam głos dzwoniącego chłopaka- Już możecie po mnie wyjeżdżać..Weź Reusa po drodze i myślę, że za 20 minut będę na miejscu.

Na dźwięk nazwiska Reus aż mi serce podskoczyło.
-Zosia? Gdzie mieszkasz? Moze podrzucić Cię gdzieś?- zapytał nagle Leitner.
-Nie, nie. Dziękuję. Umówiłam się z przyjaciółką, ze mnie odbierze- skłamałam by nie jechać z nimi autem.
Rzeczywiście. Droga do celu zajęła nam 20 minut. Miałam zamiar tak wmieszać się w tłum aby Reus mnie nawet nie zauważył ale niestety jestem taka zdolna, ze nie udało mi się to. Nasze oczy spotkały się na chwilę i po raz kolejny nie wiedziałam co robić. Więc spuściłam wzrok, rzuciłam krótkie cześć Leitnerowi po czym  wyminąwszy Gotzeusa ruszyłam do domu.

27.08.2013r, sypialnia  10:00

Całą noc spać nie mogłam. Moje myśli wciąż krążyły wokół blondyna. To jak pierwszy raz na niego wpadłam, potem drugi raz na SIP, jak mnie pijaną odprowadził do domu i został na noc, jak pocałował przed Karolem, jak dzięki niemu dałam radę zaśpiewać przed szanownym jury. Dlaczego wciąż o nim myślę? Przecież to nikt ważny, prawda?
Obiecałam sobie, ze żaden facet już nie zajmie ani troszkę miejsca w mojej głowie.
Czy ja się zakochałam?
Wmawiam sobie, że nie. Ale dlaczego w takim razie nie mogę przestać o nim myśleć? Dlaczego unikam Go jak ognia bojąc się co wydarzy się jutro. I dlaczego nie mogę spojrzeć mu w oczy po tym jak Go okłamałam?
W głowie ciągle siedzą mi jego słowa: "Myślałem, ze jesteś inna ale wiesz co? Cieszę się, że tak się skończyło. Dla mnie już nie istniejesz. Nie znamy się."
Nie będę już mu wchodzić w drogę. Może i się zakochałam ale widocznie to musi się skończyć prędzej niż się zacznie.
Także rozdział MARCO REUS uważam za zamknięty.
Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Wstałam aby otworzyć i ku moim oczom ukazał się listonosz, który trzymał w ręku wielką kopertę.
-Pani Zosia Roztocka?- zapytał
-Tak
-Proszę tu podpisać. Polecony dla Pani.

Odebrałam od mężczyzny list i zajrzałam do środka po czym przeczytałam:
"Ogłaszamy, iż Pani Zofia Roztocka po przesłuchaniu dostała się do naszej uczelni na kierunek muzyczny z połączeniem tańca i teatru.
Pierwsze zajęcia organizacyjne zaczynamy o godz. 19.00  pierwszego października"

Myślałam, że ze szczęścia do nieba podskoczę. Dostałam się na mój wymarzony kierunek!
Chociaż ta jedna rzecz poszła zgodnie z planem. Zadzwoniłam od razu do Sim, aby poinformować ją o przebiegu zdarzeń.
-No to trzeba uczcić!- stwierdziła blondynka po czym poinformowała mnie, że za pół godziny będzie u mnie.
-Simone! Chwila! Chwila! Ja muszę iść do pracy! Spotkajmy się wieczorem u mnie, dobrze?

Po ustaleniu szczegółów zaczęłam przygotowywać się do pracy. Jakoś wyjątkowo nie miałam na nic ochoty więc szybko zrobiłam sobie koka na głowie i specjalnie nie malując się pognałam na Idunę.
Gdy weszłam na stadion piłkarze już mieli trening. Prześlizgnęłam się niezauważalnie do mojego sektora i zaczęłam sprzątać.
-I co dotarłaś jakoś do domu?- z pracy wyrwał mnie głos Leitnera.
-Tak, dałam radę.
-Wiesz co, mam propozycję. Robię jutro imprezę. Przyjdziesz prawda?
-Wiesz co Mo...Nie wiem, chyba....
-Ale no weź mnie nie denerwuj nawet, musisz być i już.

Wywróciłam oczami i zgodziłam się w końcu przyjść na party do Moritza.
Piłkarz kazał mi dać mój telefon po czym zapisał mi swój numer i adres w telefonie. Widziałam kątem oka jak całą sytuację obserwuje Marco, który siedział z Mario na ławce.
-Leitner! Koniec przerwy!- krzyknął Klopp

Po kilku minutach gry Mo kontuzjowany zszedł na ławkę. Obserwowałam wszystko z trybun, gdyż czekałam na resztę aby iść posprzątać szatnię. Biedny Moritz nie mógł stanąc na prawą stopę, gdyż bolała Go kostka.
Sprawcą tego był Marco Reus.....Nie wiedzieć czemu.....
-------------------------------------------------------------
Cześć Kochane:**
Co tam u Was?
Jak w szkole?:)
HAHAHAH
Chciałam podziękować za miłe słowa pod poprzednim rozdziałem odnośnie mojego leku przed krowami:"D
Jesteście WIELKIE!
Pozdrawiam:**
Julita

piątek, 18 października 2013

Rozdział 15

18.08.2013r, SIP, 14:50

Szłam na Idunę jak na skazanie.
Mijałam piłkarzy ze zwieszoną w dół głową. Czas dłużył mi się niemiłosiernie długo. To wszystko mnie przerasta. Ale co ja mam teraz zrobić? Nic już na to nie poradzę.
Postanowiłam wyjechać na tydzień gdzieś by odpocząć od tego wszystkiego. Pojadę do Berlina do mojej starej znajomej, którą znałam jeszcze z Polski.
Musiałam jeszcze tylko skombinować sobie urlop, ale myślę, że to nie będzie problem.
Po pracy skierowałam się w stronę gabinetu prezesa. Zapukałam delikatnie do drzwi po czym usłyszałam donośne "PROSZĘ".
Uchyliłam drzwi i na moją osobę skierowały się dwie pary oczu. Oprócz prezesa w fotelu  siedział też Reus.
-To może ja przyjdę później. Nie będę przeszkadzać- powiedziałam modląc się aby móc stąd jak najszybciej wyjść.
-Pani Zosiu proszę, coś ważnego?- zapytał prezes.
-Tak. Właściwie nie- weszłam do środka.- Wyjeżdżam do Berlina- poczułam wzrok blondyna na sobie  tak jakby się bał, że wyjeżdżam na zawsze ale nie odwróciłam się w jego stronę- Na tydzień. Da rade załatwić urlop?
-Tak. Oczywiście. Nie ma sprawy- odrzekł prezes
Obróciłam się na pięcie i popędziłam jak najprędzej do domu. O niczym bardziej nie marzyłam jak tylko, żeby znaleźć się jak najdalej stąd.

19.08.2013r, Dom, 17:00

Spakowana, gotowa do podróży siedzę sobie spokojnie w autobusie słuchając przez MP3 muzyki. Uwielbiam jeździć w takie długie trasy. Podziwiając widoki minęła mi już godzina jazdy. Nagle kierowca stanął na środku drogi. Wyszedł z pojazdu i po jakichś dziesięciu minutach wrócił aby oznajmić:
-Przykro mi ale dalej nie pojedziemy.
Słowa te spotkały się z jakim wielkim oburzeniem u reszty pasażerów:
-Ale jak to? Do Berlina jeszcze dwadzieścia kilometrów.
-Autobus dalej nie pojedzie, bo opona jest przebita. Za duży ciężar pojazdu, nie dowiezie nas do Berlina.
Wszyscy zaczęli po kolei wysiadać. Po prostu jedna wielka masakra. Nikogo nie znam, wszyscy rozeszli się w różne strony. Co ja mam teraz zrobić. Jeszcze jak na złość wzięłam tą walizkę, którą trzeba nieść w ręku. Czemu głupia nie wzięłam tej, którą mozna ciągnąć po drodze?
Zaraz, zaraz od czego ma się telefon?
Zadzwonię do kogoś z Dortmundu może zdoła mi pomóc. Wszystko byłoby ładnie, pięknie gdybym nie zapomniała naładować tego złomstwa.
Tragedia, kompletna tragedia!
Naokoło wszędzie lasy, żadnego domu w pobliżu. Robię się coraz głodniejsza i przerażona zarazem myślą spędzenia nocy w lesie.

***

Ściemniało się powoli. Byłam przerażona jak nigdy w życiu, modliłam się tylko, żeby nie napadł mnie tu ktoś w tej dziczy.
Maszerując przez ten ogromny las natknęłam się na pastwisko na którym pasły się krowy.
Nie były przywiązane a ja muszę koło nich przejść. Mam wrażenie, że wszystkie się na mnie patrzą a choćby jeden gwałtowny ruch może pogorszyć sprawę. Powtarzam sobie po cichutku:
-Spokojnie, spokojnie to tylko zwierzęta- lecz gdy jedna zamuczała to myślałam, że zawału dostanę.
Po chwili zauważyłam jak w moją stronę zmierza bryczka z końmi. Zaczęłam machać rękami, aby się zatrzymała. Pan był na tyle miły, ze zabrał mnie do pobliskiego miasta. Na szczęście stamtąd mam szybko kolejny autobus do Berlina. Mam nadzieję, że już bez żadnych niespodzianek.

19.08.2013r, Berlin, 20:00

Na szczęście dotarłam, co prawda z opóźnieniem ale jestem. Jeszcze tylko kawałek dzieli mnie od domu mojej koleżanki- Weroniki. Co prawda jak przechodziłam przez pasy to ledwo co uszłam z życiem, bo by mnie potrącili ale przeżyłam. Teraz siedzę tu z Werką przy kubku ciepłego kakao i rozmawiamy sobie jak za starych czasów.
-Więc po co tak na prawdę przyjechałaś?- zapytała dziewczyna
-Weruś stęskniłem się za Tobą po prostu.
-Zosik, znamy się nie od dziś, gadamy często na skype'ie i nie wciśniesz mi bajki, że przyjechałaś tu dlatego, bo Ci nie uwierzę.
-No dobra jak zwykle mnie przejrzałaś.
-Więc o co chodzi?
-Czy ja zawsze muszę ściągać na siebie pecha?
-Przystojny chociaż?
-Kto?- zapytałam
-Ten pech!
-To nie o to chodzi.
-Akurat. Opowiedz mi o tym w takim razie.
Opowiedziałam Weronice wszystko od A do Zet. Nie pomijając żadnego faktu.
-Kochasz Go?- zapytała Werka
-Nie.
-To co tak się użalasz?
Nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
-Czyli jednak- stwierdziła moja przyjaciółka.
-Czy Wy wszyscy musicie mieć zawsze rację? Wera zrozum ja się boję. A zresztą teraz to i tak już koniec.

-Zosia....
-Skończmy rozmawiać na ten temat. Przyjechałam tu dla relaksu a nie analizować swoje życie ok?
-Ok.
--------------------------------------------------------------------
Cześć Kochane!!;)
Dziękuję po raz setny za wszystkie komentarze, wyświetlenia, obserwacje!!!!;)
Przepraszam za to co wyżej- rozdział do kiru, ale musiałam to napisać:)
Historia zdarzyła się naprawdę i to mi!
Co prawda nie podróżowałam po Berlinie a w Polsce ale to wszystko mi się zdarzyło;p
I panicznie się bałam;p
Wiem, na pewno śmiejecie się teraz z tego mojego lęku przed krowami ale co zrobić hahah:D
Teraz sama się z tego Śmieję:D
I dziękuje Weronice!!:D
Pozdrawiam
Julita




piątek, 11 października 2013

Rozdział 14

16.08.2013r, sypialnia, 10:00

Mój błogi sen przerwała Simone, która wpadła aby powiadomić mnie, że idzie na zakupy i to ja właśnie mam jej dotrzymać towarzystwa.
-Sim, przestań. Nigdzie nie idę.
-Zosik no, musisz, musisz! Weź no proszę Cię. Z kim mam pójść?
-No dobra daj mi dwadzieścia minut
-Dziesięć!
-Piętnaście!
-Odliczam!- krzyknęła Sim

Przyodziałam na siebie spodenki i koszulkę. Zapowiadał się bardzo gorący dzień.
-Dobra, możemy iść.
-No w końcu.

***

Przeszliśmy chyba pół Dortmundu a Simone jak nic nie kupiła tak nie kupiła.
-Zosia, Zosia..Tu ziemia!
-Co?- zapytałam
-Chodzimy już dwie goziny a Ty nie odezwałaś się ani słowem.
-Przepraszam.
-Ty mnie nie przepraszaj tylko powiedz o co chodzi.
-O nic. Naprawdę.
Gdyby Simone wzrokiem umiała zabijać, leżałabym już trupem.
-Taa sraty taty gacie w kraty. Nie pójdziemy do domu, dopóki mi nie powiesz co jest grane.
-Sim, naprawdę nie mam ochoty o tym teraz gadać.
-Zosia, ja Cię nie puszczę dopóki mi nie powiesz, jasne? A teraz grzecznie wchodzimy do tej kawiarni i opowiadasz mi jak na spowiedzi. 
Weszłyśmy do środka zamawiając ciepłe kakao. Zaczęłam rozglądać się po ścianach.
-Zosik, nie udawaj, że podziwiasz wystrój wnętrz.Gadaj!
-No bo...Chodzi o Karola.
-O tego durnia?
-Tak, właśnie jego. Spotkałam Go wczoraj.
-I co chciał ten palant?
-Nawtykał mi trochę.
-Czyli?
-Ogólnie? To powiedział, że jestem do niczego i na końcu stwierdził, że i tak do niego wrócę.
-Okey. Co za idiota. Domyślam się, że miłych słów tam nie używał w tej konwersacji. Biedna moja- stwierdziła Simone chwytając mnie za rękę.
Sim dała sobie spokój w zadawaniu niewygodnych pytań dla mnie a ja odetchnęłam z ulgą, że nie muszę jej wszystkiego tłumaczyć.

16.08.2013r, SIP, 15:00

Jurgen Klopp zahaczył mnie w przejściu na stadion wyrywając mnie z zamyślenia.
-Dzień dobry Zosiu.
-Dzień dobry.
-Dziś wieczorem jest impreza sportowa, przyjdź tam- trener wcisnął mi do ręki kartkę z adresem.
-Trenerze nie wiem czy to dobry pomysł.
-Ale nie ma ale...Masz być i koniec- oznajmił oddalając się do swego auta.

16.08.2013r, impreza, 22:25

Gdy weszłam do środka wszyscy byli już lekko podchmieleni.
-Zosia! Co tak długo? Chodź się z nami napić!- krzyknął Goetze wyławiając mnie z tłumu.
Nie było nigdzie w pobliżu Marco więc podeszłam do nich.
Wypiłam dwa może trzy drinki po czym miałam zamiar ulotnić się do łazienki aby im uciec, bo przecież z nimi pić się nie da.
Szłam przed siebie szukając w torebce telefonu.
Oczywiście nie patrzyłam przed siebie i trach! zderzyłam się z kimś.
-Przepraszam- rzuciłam po czym chciałam iść dalej.
-No tak..cześć i już mnie nie ma.- podniosłam do góry głowę i obróciłąm się do tyłu.
Zauważyłam Reusa, który był zalany jak ja wtedy.
-No nie patrz tak na mnie. Idę już, bo jeszcze czasem Karol gdzieś czyha za rogiem- Marco zbliżył się na niebezpieczną odległość.
-Jesteś pijany. Odejdź.
-Tak cholera! Jestem pijany. Bo wiesz co? Nie rozumiem Cię. Jak możesz być z takim dupkiem. Myślałem, że się przyjaźnimy. A facet mówi Ci, że masz się ze mną nie zadawać i Ty robisz co on chce. No ale trudno, żegnam- stwierdził po czym poszedł do chłopaków.
Po chwili jednak powrócił:
-Myślałem, że jesteś inna ale wiesz co? Cieszę się, że tak to się skończyło. Dla mnie już nie istniejesz. Nie znamy się.

Brawo Roztocka! Brawo
Twój genialny plan jest przecudowny.
Odechciało mi się wszystkiego.
Po prostu wzięłam nogi za pas i wyszłam stamtąd.
A właściwie wybiegłam jak najdalej.

17.08.2013r, kawiarnia, 14:00

-Zosiu, on był pijany, przestań sie zadręczać.....
Tylko Ewie mogłam powierzyć swoja tajemnicę. Mogłam jej zaufać.
-No właśnie Ewcia, człowiek pijany mówi to co naprawdę myśli.
-Nie mogę patrzeć jak jesteś taka przygnębiona. A tak właściwie to wróciłaś do tego całego Karola?
-Oszalałaś? Oczywiście, że nie.
-No to dlaczego mu skłamałaś?
Popatrzyłam na brunetkę niewiedząc czy powiedzieć jej prawdę czy nie.
-Bo sie bałam.
-Czego?
-Że sie w nim zakocham.
-Chyba już na to za późno co?
-Ewa, nie kocham Go. I nie będziemy razem rozumiesz?
-Dobrze już, nie denerwuj się. Wszystko będzie dobrze.
-Chciałabym.
------------------------------------------
Hej Wam:**
Wymęczona jestem strasznie:D
Ale dałam radę cos nabazgrać!;)
Specjalnie dla Was:*
Pozdrawiam
Julita

piątek, 4 października 2013

Rozdział 13

14.08.2013r, sypialnia, 22:00

Wchodząc do sypialni poczułam wibrację w kieszeni kurtki. Był to telefon Marco.
Mimowolnie wyjęłam Go.
SMS od Mario Goetze.
Wiem, że nie powinnam ale nacisnęłam ODCZYTAJ.

Skoro się zakochałeś to jej to powiedz

Nie wiedzieć dlaczego poczułam się tak jakoś dziwnie. Odłożyłam ten telefon ale moja ciekawość wzięła nade mną górę. Weszłam w historię wiadomości aby wywnioskować w kim to Reus się zakochał.
Nie musiałam zbyt dużo czytać- jeden SMS rozwiązał sprawę:

Mario, ja jej powiedziałem, że to nic dla mnie nie znaczyło, ale to nie prawda. Co robić? Pomóż...
                                                                                                                                   
A więc to tak...
A ja głupia myślałam, że to tylko nic nie znaczący pocałunek w obronie mnie przed Karolem.Muszę jakos wybić mu to z głowy. Nie mogę się po raz kolejny zakochać, nie po tym co doświadczyłam z Karolem.
Nie jestem gotowa.
Tylko co robić?
Powiedzieć Reusowi :
"no sorry, ale przypadkiem przeczytałam sms-a o tym, że mnie kochasz. Wybij to sobie z głowy"
To przecież chore.
Dlaczego moje życie musi być tak skomplikowane?
No dlaczego?

15.08.2013, SIP, 14:15

Już po treningu. Muszę mu oddać tą kurtkę. Co równa się z tym, że muszę się z nim zobaczyć.
Dobra Zośka uspokój się, oddasz mu kurtkę i po sprawie.
Z szatni powoli zaczęli wyłaniać się piłkarze.
Gdy zauważyłam uśmiechniętego Reusa
wzięłam dwa głębokie wdechy i podeszłam do Niego.
-Hej- zaczęłam nieśmiało
-Cześć
-Oddaje kurtkę- mówiłam wpatrując się w swoje trampki.
-Dzięki
-No to ten...Ja już pójdę.
-Zosia zaczekaj.
Przystanęłam na chwilę wiedząc, że ta rozmowa nie przyniesie nic dobrego.
-Może wybierzemy się dzisiaj gdzieś?
-Przepraszam ale nie mam czasu.
-No to może jutro?
-Jutro też nie dam rady.
-W takim razie chodź podrzucę Cię do domu.
-Marco, nie spotkamy się ani dzisiaj, ani jutro, ani nigdy, rozumiesz? Do domu pójdę sama a nasze rozmowy będą ograniczały się do powiedzenia sobie cześć.
-Zosia....Co się stało?
-Nic- odwróciłam głowę w drugą stronę.
-Zrobiłem coś złego?
Nastała krępująca cisza.
-Nie- odrzekłam w końcu- przepuść mnie spieszę się- wyminęłam blondyna po czym kierowałam się do wyjścia.
-Nie możesz się tak zachowywać. Proszę Cię tylko o jedno. Wytłumacz mi o co chodzi a dam Ci spokój do końca życia.
Zamknęłam na chwilę oczy, zrobiłam głęboki wdech i podeszłam spowrotem do blondyna.
-Ja, ja...Ty nie.....Karol Cię nie lubi.
-Co ma do tego Karol?
-Wróciłam do Niego- wypaliłam.


O Boże. Gdybym była na miejscu Pinokia, mój nos miałby co najmniej 3 metry.
Widziałam jak Reus chciał coś powiedzieć, ale nic nie mówił. Jego oczy były takie smutne.
I zdołało się w nich ujrzeć pustkę.
Odeszłam stamtąd bo poczułam się okropnie. Tak jakby coś umarło.
Bo przecież umarło.
Zraniłam Go.
Jestem idiotką.
Wystarczyłoby się przyznać co wczoraj zobaczyłam.
Wyjaśnilibyśmy sobie, że nigdy nie będziemy razem i po sprawie.
Ale nie......
Ja musiałam jak zawsze coś spieprzyć.

15.08.2013r, park, 21:00

Szłam przed siebie puszczając z MP3 jakieś totalne smęty, jakby miało mi to pomóc w czymkolwiek.
Było już ciemno więc postanowiłam zawrócić. Nie należałam do tych odważnych osób, które to niczego się nie boją.
Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam......Karola? Tak Karola.
-Co Ty tu robisz? Śledzisz mnie?
-A co czekasz na tego swojego kochasia co?- zapytał
-Nie Twój zasrany interes. Mówiłam, że masz się odczepić! Nie rozumiesz co się do Ciebie mówi?!
-Daj spokój Zosiu, prędzej czy później słynna gwiazda Bundesligi Cię zostawi. Kto by chciał być z taką niezrównoważoną szarą myszką, która sprząta stadiony? Proszę Cię....
Moje oczy zaszkliły się nadzwyczaj szybko. Karol tylko krążył wokół mnie i prowadził swój monolog.
-No co? Taka jest prawda nie? I co zrobi biedna wrażliwa dziewczyna jak ją Reus zostawi? Żyletka, tabletki czy dzika rozpacz? Będziesz gruba, brzydka i nikt Cię nie będzie chciał. Ale nie martw się, zawsze będę przy Tobie i jak zostaniesz sama to wrócisz do mnie. Prędzej czy później....- te słowa Karol szepnął mi już do ucha i odszedł.
A ja stałam jak sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam robić, nie wiedziałam komu się zwierzyć.
To było chamskie...
I tak bardzo zabolało.
Nienawidzę Go.
Może miał rację.
Może będę gruba, brzydka, nikt mnie nie będzie chciał ale na pewno do niego nie wrócę.
PO MOIM TRUPIE!!!
-------------------------------------------
Cześć robaczki!
Wreszczie weekendzik:)
Dziekuję Wam za wszystkie miłe komentarze;)
Kochane jesteście<33
Pozdrawiam:)
Julita

piątek, 27 września 2013

Rozdział 12

14.08.2013r, w drodze na SIP, 11:00

Marco Reus mnie pocałował.
Simone oszaleje.
Nie no bez przesady. Chciał tylko pomóc, zrobił to żeby Karol się odczepił.
Prawda?
Ta myśl nie daje mi spokoju, muszę z nim porozmawiać.
Reus tak jak i reszta chłopaków przebierali się w szatni. Załatwię tę sprawę więc po treningu.
Gdy sprzątałem poczułem wibracje w kieszeni wiec wyjęłam telefon. Był tam sms.
Jeden ale jakże treściwy.
                                     Nieładnie tak puszczać się po katach z piłkarzykami. Ilu jeszcze zaciągnęłaś do                                                 łóżka? Ale wybaczam Ci tę zdradę, bo Cie kocham.
                                            Twój na zawsze- Karol
Jaką zdradę?
Jakie puszczać?!
Tego już było za wiele
-Odbierz ten cholerny telefon Karol!-byłam wściekła na tego idiotę
-Słucham?
-No i bardzo dobrze, że słuchasz. Wbij sobie do tego pustego łba, ze my nie będziemy już razem. Rozumiesz? Nie będziemy. Amen!
-To przez tego blondyna, tak?
-Żegnam- stwierdziłam po czym rzuciłam telefonem
Chyba dość głośno krzyczałam bo wszystkie oczy zwrócone były na mnie.
-Panowie przerwa- zarządził Klopp
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu
-Zosia?- zapytał Reus- Zośka, zostaw tą miotłę.
-A Ty czego ode mnie chcesz?- wrzasłam na blondyna- Przepraszam, poniosło mnie
-Co jest?
-...
-Karol, tak?
Pokiwałam twierdząco głową.
-Marco to co wczoraj było...to tylko tak, żeby Karol się odczepił prawda?
Blondyn spojrzał głęboko w moje oczy i rzekł:
-Tak. Oczywiście, że tak.
-Przepraszam, muszę już iść, mam dziś przesłuchanie na uczelni. Chyba nie dam rady tam wystąpić.
-Wiesz co? Pójdę Cię odprowadzić.
-A trening?
-I tak dziś już nie pogram, coś mi się w stopę stało.
-A dasz radę iść?
-No jasne, najwyżej weźmiesz mnie na barana.
-Bardzo śmieszne. Boki zrywać- uśmiechnęłam się mimowolnie.
-Wreszcie się uśmiechnełaś. Nie jest Ci zimno?- zapytał Marco
-No brawo geniuszu. Jest!
-Trzymaj- Reus podał mi swoją kurtkę.
-Oj Reus. Ciągle noszę Twoje rzeczy.
-Od następnego razu pobieram opłatę.
-W porządku, w takim razie następnego razu nie będzie- zaśmialiśmy się obydwoje.
Dalszą drogę pokonaliśmy w milczeniu. Głównie dlatego, ze tak się stresowałam, ze nie byłam w stanie racjonalnie myśleć.
-To tutaj. Dzięki za odprowadzenie- rzekłam do Marco i ruszyłam do środka.
Dopiero w poczekalni zauważyłam, ze nie oddałam mu kurtki.
Czekałam na moją kolej i czekałam...
Myślałam, ze tam zakwitnę i gdy została jeszcze jedna osobą przede mną to po prostu stamtąd uciekłam.
Na zewnątrz oparty o barierkę stał nadal Marco.
-A co Ty tu jeszcze robisz?
-Tak myślałem, że zwiejesz. Chodź- złapał mnie za rękę i pociągnął tam skąd przyszłam.
-Ale ja nie chcę, nie nadaje się do tego.
-Oni to ocenią czy się nadajesz czy nie.
-No właśnie i tego się...- przerwałam bo zobaczyłam atak biegnących fanek, które krzyczały Marco Reus!
-Chodź tu się schowiemy- blondyn pociągnął mnie do schowka na szczotki.
Staliśmy tak ściśnięci jak sardynki w puszce aż Reus przemówił:
-Zamknij oczy.
-Po co?
-No zamknij
-Wyobraź sobie sale pełną ludzi
-No?
-I Ciebie na scenie. Co czujesz?
-Że mdleję. Wszyscy się na mnie gapią. Zafałszowałam i wszyscy rzucają we mnie zgniłymi pomidorami.
-Dobra, otwórz lepiej te oczy.
-Też tak na początku miałem, że wychodząc na stadion pełen ludzi stresowałem się tak, ze masakra i jeszcze trzeba było pokazać się z jak najlepszej strony ale wiesz co? W takim momencie zamykasz na chwilę oczy, otwierasz i wyobrażasz sobie, że wszyscy są nago a Ty jedna ubrana i to oni mają się wstydzić a nie Ty.
-Marco, boję się.
-Wiem. Ale idź bo Ci kolejka przepadnie.
-Ok, idę.
Poszłam do sali numer dziewięć, akurat wywoływali moje nazwisko.
Już miałam zacząć śpiewać gdy poczułam ogromny ucisk w gardle. Popatrzyli się na mnie jakbym była jakimś muzealnym eksponatem po czym przewodniczący komisji rzekł:
-Spokojnie, jeszcze raz.
Wtedy zamknęłam na chwilę oczy, otworzyłam je po chwili po czym wyobraziłam sobie wszystkich nago.
W miarę przyzwoitości oczywiście.
I zaśpiewałam najlepiej jak umiałam.
-Dziękujemy, nasza decyzja powinna być dostarczona pocztowo w ciągu pięciu dni roboczych.
-Dziękuję. Do widzenia.
-Do widzenia- odrzekli
W dali zauważyłam stojącego Reusa.
-Marco! Udało się! Byli nadzy....i...i...
-Zaśpiewałaś?
-Tak! I to jak! Ja Cię....Przecież...Ja nigdy....

-Dobrze już. Chodź idziemy stąd.
Byłam tak szczęśliwa, że całą drogę trajkotałam jak najęta.
-Zosia, chyba tu mieszkasz.
-Już? O kurczę. Ale się zagadałam. To do jutra.
-Paa- odrzekł blondyn
-Marco! A kurtka?- zapytałam zauważając na sobie męską odzież.
-Jutro oddasz.
-Okey!
--------------------------------------------------------
No to dwónasteczka <33
Podoba się?
Bo mi średnio...
Miało być inaczej ale cóż...
Buziaki:**
Julita

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 11

12.08.2013r, Impreza Piszczkowa, 1:10

-Karol?! A co Ty tu robisz?- zapytałam
-Szukałem Cię
-Skąd wiedziałeś, że tutaj jestem i skad w ogóle się wziałeś w Dortmundzie?
-Zosia, musimy pogadać
-Nie tutaj- rzekłam wyprowadzajac Karola na zewnątrz- Więc co tu robisz?
-Przyjechałem do Dortmundu specjalnie dla Ciebie.
-Co Ty w ogóle mówisz do mnie człowieku.
-Zosik, jesteśmy dla siebie stworzeni
-O rany, teraz Ci się przypomniało, jakoś nie pamiętałeś o tym całując się z jakąś panną w klubie- wkurzona zaczęłam iść przed siebie.
-To była pomyłka, ile razy mam Ci to powtarzać.
-W ogóle nie musisz mi tego mówić a jedyną pomyłką byłeś Ty.
Nasza debata skończyła się pod moim domem. Zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem i poszłam na górę. Byłam niesamowicie zła na tego debila.
Nie kochałam Go.
Nie wiem po co tu przyjeżdżał.

Tylko mi imprezę zepsuł.
Właśnie, impreza- wyszłam bez żadnego słowa. Wyjęłam telefon z torebki aby powiadomić Piszczkową, ze już się nie zjawię. Na wyświetlaczu ujrzałam dwa nieodebrane połączenia i sms-a.
Nadawcą wszystkiego była Ewa.
Napisałam jej sms-a by się nie martwiła:
                                                     Ewcia, musiałam wyjść. Jutro Ci wszystko wytłumaczę. Dzis już nie                                                                 przyjdę.
Po kilku minutach doczekałam się odpowiedzi:
                                              Szkoda, że już się nie zjawisz. To w takim razie spotkajmy się jutro o                                                      11.00
                                             w tej kawiarni co wtedy. Dasz radę?
Pora mi odpowiadała wiec się zgodziłam.

13.08.2013r, Kawiarnia, 11:00
-Dlaczego wczoraj tak szybko wyszłaś?
-Miałam pewien problem...
-Możesz jaśniej?
-Mój były przyjechał do Dortmundu i przyszedł tam wczoraj. Rozumiesz? On myśli, że my będziemy razem.
-Nie kochasz Go?
-Ja Go nie cierpię. Kiedyś myślałam, że nie mogę bez niego żyć a teraz patrzeć nie mogę na niego.
-I co on zamierza cie odzyskać?
-Na to wygląda ale to juz po moim trupie.
-Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Okey, zamawiamy jakieś duże ciacho na poprawę nastroju.
13.08.2013r, SIP, 14:30

Wszystko jest nie tak jak trzeba. Karol przyjechał...
A jutro mam przesłuchanie na uczelni.
Boze! To już jutro.
Nie mam wybranego repertuaru, nie mam nic i nie wiem jak poradzę sobie z tremą. Chyba nie dam rady.
Nie pójdę tam.
-Cześć- usłyszałam
-Hej! Co tu jeszcze robisz?- zapytałam
-Zbieram się do domu. Podwieźć Cię gdzieś?- zapytał Marco
-Nie, przejdę się ale dzięki- szybko wyminęłam blondyna i ruszyłam w stronę furtki.
Gdy byłam już na drodze usłyszałam obok trąbienie klaksonu. Spojrzałam w bok i ujrzałam jadącego wolno Reusa, który właśnie otwierał szybę.
-No co tak będziesz szła. Wsiadaj, jadę w twoją stronę.
-Ale jesteś upierdliwy. Powiedziałam, że nie chcę. Muszę się dotlenić.
Marco wcisnął gaz i pojechał przed siebie. Bez żadnego słowa. Chyba się obraził. Kurczę, głupio wyszło. Nie chciałam, żeby tak zabrzmiało.
Jednakże z moich rozmyślań wyrwał mnie ten sam człowiek, który rzekomo się na mnie obraził.
-Mogę się z Tobą tlenić?- zapytał
-Gdzie masz samochód?
-Na parkingu. To co idziemy?
-No skoro już musisz- spojrzałam na blondyna.
Nie byłam zbyt skora do rozmowy.
To wszystko za bardzo mnie przytłaczało.
-Zosik, chora jesteś?
-Co?
-Pytam się czy chora jesteś? Dlaczego nic nie mówisz? Normalnie buzia Ci się nie zamyka.
-Nieważne. Nie jestem chora i wcale dużo nie gadam!
-Dlaczego wczoraj tak szybko uciekłaś? Nawet nie zdążyliśmy pogadać.
-Mój były tam był. Ja Go nienawidzę a on tu sobie przyjechał jak gdyby nigdy nic. I jeszcze jutro mam przesłuchanie na uczelnię. Boję się.
-Zosik, nie przejmuj się tak. A ten Twój były się odczepi, zobaczysz.
-O wilku mowa- stwierdziłam spoglądając na mój dom przed którym stał nikt inny jak Karol.
-To on?
-Niestety.
Stałam teraz do Marco tyłem. W pewnym momencie poczułam szarpnięcie jak mnie obraca do siebie i całuje.

Na początku byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam co robić ale później dla dobra sprawy odwzajemniłam pocałunek wplatając swoją rękę w czuprynkę Marco.
Gdy skończyliśmy nie mogłam uspokoić oddechu:
-To tego....dziękuję za pomoc-wypaliłam i poszłam do siebie trącając ramieniem Karola, który wybałuszył oczy i przeniósł je na mnie.
-----------------------------------------
No to takie wymyśliłam
Mam nadzieję, ze się podoba:)
Buziak:*





         

poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 10

12.08.2013, sklep spożywczy, 11:10

Kasując moje zakupy z koszyka, zauważyłam w kolejce znajomą twarz.
-Ewa?
-Oo Zosia, fajnie Cię widzieć. Nie pogadałyśmy ostatnio na imprezie-stwierdziła Piszczek
-No niestety. Jakoś nie było okazji.
-No ale może teraz masz chwilkę?Za rogiem podają pyszną latte.
-W sumie czemu nie, chodźmy.

Porozumiewałam się z Piszczkową świetnie. Ewa jest starsza ode mnie o 4 lata, ale nie przeszkadzało mi to w niczym
-Zosik, ja muszę już iść bo Sarę od kilku dni łapie kolka i chcę zobaczyć jak tam nowa opiekunka sobie radzi.
-Ojej, biedactwo. Musisz koniecznie kiedyś się nią pochwalić.
-Na pewno. Wiesz co? W ogóle to dzis u nas jest impreza. Zapraszam Cie gorąco, co prawda Sara będzie spała u sąsiadki bo nie chcę jej obudzić. A imprezy z naszymi znajomymi, uwierz mi..nie należą do najgrzeczniejszych- zaśmiała się Ewa.
-Dzisiaj? Bardzo chętnie- odrzekłam- tylko podaj mi adres.
-No tak, adres, widzisz jaka jestem zakręcona?- Ewa na serwetce zaczęła pisać miejsce zamieszkania- i masz tu mój numer telefonu w razie czego.- uścisnęłyśmy się na pożegnanie i każda poszła w swoją stronę.
Cieszę się niezmiernie, że poznałam tak pozytywną osobę. Nadajemy na tych samych falach.
Zmierzając ku domowi układałam już sobie plan, co dzisiaj włożę wieczorem na siebie.
Wchodząc do domu usłyszałam trzaskanie szafkami, przestraszyłam się, że to jakiś włamywacz, więc wzięłam z korytarza miotłę( BRAWO ZOSIU- ciekawe co masz zamiar z nią zrobić) i pomaszerowałam do kuchni.
-Simone?- zdziwiłam się widząc przyjaciółkę szukającą czegoś w lodówce.
-Głodna jestem- stwierdziła blondynka
-Jezu, jak mnie wystraszyłaś
-Masz coś na sumieniu- stwierdziła Sim mrużąc oczy
-Taa słuchaj, musisz mi pomóc. Nie mam dzis wieczorem w co się ubrać.
-A co wychodzisz gdzieś?
-Tak, na imprezę do Piszczków.
-Do tych Piszczków? zapytała Simone
-A znasz jakichś innych?
Simone jak torpeda pognała do mojego pokoju taranując przy tym wszystko co stało jej na drodze.
Gdy dotarłam na górę mój pokój wyglądał jakby przeszedł po nim huragan.
-Ta będzie idealna- oznajmiła blondynka
-Niee, Sim, nie chcę wyglądać zbyt elegancko. Ma być ładnie ale bez przesady.
-No to ta i do tego te kolczyki- stwierdziła Simone.
-Idealnie- powiedziałam po czym zaczęłam sprzątać bałagan w swoim pokoju.

12.08.2013r. posesja Piszczków, 21:00

Zanim tam wejdziesz Roztocka!
Po pierwsze:
Nie pijesz dużo! Żeby znowu nie było powtórki z rozrywki,
Po drugie:
Nie zabij się w tych butach bo będzie wstyd.
No więc postanowiłam zadzwonić do drzwi, bo pukając i tak by mi nikt nie otworzył.
Dzwoniłam i dzwoniłam ale nikt nie raczył podejść.
Nacisnęłam delikatnie na klamkę i usłyszałam donośną muzykę.
-Zosia przyszła!- krzyknęła Ewa- Kochani przedstawiam Wam Zośkę.
Każdy po kolei przyszedł się przywitać i zapoznać. Jedni byli mniej, drudzy bardziej wstawieni.
-My się chyba znamy- stwierdził Marco podając mi drinka.
-Chcesz mnie  upić?- zapytałam spoglądając na kieliszek.

-No jasne. Upije Cię, potem będę musiał Cię odprowadzić do domu a na końcu znów wylądujemy razem w łóżku- zaśmiał się blondyn.
-Nie doczekanie Twoje- rzekłam do chłopaka i pognałam do Ewy, która ruchem ręki wołała mnie do siebie.

Impreza była po prostu bombowa. Tańczyłam z wszystkimi po kolei, nie czułam się wcale jak intruz czy coś. Wszyscy byli po prostu tak mili i weseli, że nie dało się ich nie lubić. Miałam dużo nie pić, lecz Łukasz uwziął się na mnie i co chwilę do mnie podchodził z coraz to nowszą dostawą alkoholu i wiadomości:
-Zosik, ze mną się nie napijesz?No weź bo będzie mi smutno- Piszczek zrobił minę zbitego psa.
-Piszczuś już z Tobą piłam, pamiętasz? I to cztery razy!
-Zosia, to już ostatni, dawaj. Opowiem Ci coś. Jak byłem mały to spadłem z drzewa i wtedy tak bolało..Rany boskie Zośka wyobrażasz sobie co to za ból?- zalany Piszczek jeszcze chwila i będzie rzewnie płakał.
-Łukasz, dobrze już- pogłaskałam Go po plecach widząc w jakim jest stanie ale w duchu pękałam ze śmiechu.
-A kiedyś jak mnie użądliła osa...-zaczął piłkarz
-Dobra, dobra zanim opowiesz pół swojego życiorysu to moze posprzątałbyś po swoim koledze, który zamierzał robić fikołki na tapczanie, tylko trochę zboczył z trasy taranując miskę z chipsami.
-Widzisz? Nie żeń się, nikt Cię nie rozumie! szepnął mi do ucha Piszczek.
Haha. To mi nie grozi!
-Co tam mówisz? Znów mnie obgadujesz tak? Chyba jadę do mamy!- stwierdziła z ironią Ewa.
-Ewa!Nie! Nie wyjeżdżaj! Ja Cię kocham!- Piszczek uczepił się nogi Ewy jak małe dziecko wstydzące się nieznajomego- Nigdzie Cie nie puszczę.
-Piszczek wstawaj i weź mi tutaj już nie pij...
W tym samym czasie podszedł do mnie Mario, który zapytał:
-Zosik, co nie mówiłaś, ze z kimś przyszłaś?
-Z kim niby?
-No jakiś kolo czeka na Ciebie tam- wskazał palcem pokazując na męską sylwetkę.
-Zaraz wracam-stwierdziłam po czym udałam się w stronę chłopaka.
------------------------------------------------
Cześć mordki:**
Dziękuje Wam za te wyświetlenia:)
O maj gasz i za wszystko:)
Jutro Piszczuniu nasz miszczuniu u Wojewódzkiego!
Haa<33
Uwielbiam Go
Będę oglądać A WY?
BUZIAKI:**
JULITA