9.11.2013r., dom, 16:00
Już po wszystkim. Masakrycznie to brzmi, dziś odbył się pogrzeb moej mamy. Było strasznie dużo ludzi, nie ma się co dziwić moja rodzicielka była dobrym człowiekiem. Dopóki mogła to pomagała ludziom. Na cmentarzu nie uroniłam ani jednej łzy natomiast gdy Marco wyszedł na trening nie wytrzymałam.Do późnego wieczora siedziałam sama dopóki ktoś nie zaczął pukać do drzwi.
-Tak?W czym mogę pomoc
-Jest Marco?- zapytała blondynka.
-Jeszcze na treningu ale niedługo już powinien wrócić. Może zaczekasz?
-Nie, przyjdę innym razem.
***
-Jestem już!- krzyknął od progu blondyn.
-W kuchni!
-Co porabiasz?
-Wzięło mnie na sałatkę. Chcesz trochę?
-Jasne
Siedziałam przy stole tępo wpatrując się w blat. Nie mogłam uwierzyć w to, że mojej mamy już nie ma i nie będzie. Grzebałam leniwie widelcem w cząstkach sałaty.
-Wiesz, schowaliśmy Hummels'owi spodenki i musiał pół godziny ich szukać. Oczywiście spóźnił się i robił karne kółka.
Nie odrywając wzroku z jakże pasjonującej sałatki podparłam się łokciem na stole.
-Zosia, słuchasz mnie w ogóle?....Zośka!
Podniosłam wzrok napotykając pytające spojrzenie Marco.
-Przepraszam, muszę się położyć.
*40 minut później*
-Słoneczko, śpisz?- kucając przy moim łóżku znalazł się blondyn.
-Nie mogę.
-Chodź, zabiorę Cię gdzieś.
-Marco, nie....Proszę, chcę zostać w domu.
-Kochanie, wybierzemy się za miasto. Jeżeli Ci się nie spodoba wrócimy natychmiast, zgoda?
Wcale nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek wycieczki, nie miałam na nic chęci. Lecz Reus'owi widocznie bardzo zależało na tym. Spoglądał na mnie tym swoim błagalnym wzrokiem.
-No dobrze już tylko muszę jeszcze do łazienki.
W ciąży często musiałam odwiedzać ubikację. Mój pęcherz nie wytrzymywał dłużej niż dwie godziny. Poza tym puchły mi nogi i bolały plecy. Mimo iż, mój brzuch był dopiero lekko zarysowany odczuwałam już pierwsze dolegliwości. Ubierając się więc w kurtki i buty wyruszyliśmy w podróż. Reus jechał bardzo ostrożnie co w połączeniu boskiego zapachu w samochodzie przyspieszyło mój sen.
*
*
*
-Zosia, Zosia- poczułam lekkie szturchnięcie.
-Zasnęłaś. Już jesteśmy- oznajmił Marco.
Rozejrzałam się rozespana.
-Ale niby gdzie?- zapytałam widząc ogromny dom przed Nami.
-Przedstawię Ci kogoś- chwytając za przegub mojej dłoni Marco wprowadził mnie do budynku. Czuł się bardzo swobodnie, jakby był u siebie. Pomieszczenia były urządzone bardzo gustownie, czuć było damską rękę. Doszliśmy do salonu w którym mężczyzna w średnim wieku czytał gazetę, natomiast kobieta cerowała skarpetki. Sprawiali bardzo miłe wrażenie, słysząc tupot stóp kobieta zaprzestała czynności podnosząc wzrok do góry.
-Marco, synku!- krzyknęła z nieukrywaną radością. Mężczyzna wyraźnie też ucieszył się z wizyty gdyż przytulił blondyna klepiąc Gi po plecach.
-Ty jesteś Zosia, prawda?- pani Reus skierowała się w moją stronę.
-Tak. Miło mi- wyciągnęłam dłoń by się przywitać.
-Marco wiele o Tobie opowiadał.
-Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
9.11.2013r., dom Reusów, 20:00
Po zjedzeniu kolacji Marco poszedł gdzieś z tatą, jak to mówi Pani Reus: załatwiać męskie sprawy. Chciałam pomóc kobiecie posprzątać po posiłku lecz stanowczo odmówiła twierdząc, że mam pozwiedzać dom. Wyszłam na taras zaczerpnąć świeżego powietrza.
-Ładny widok prawda?- zapytała kobieta wręczając mi parujący kubek. -Dlaczego jesteś taka smutna?
-Przepraszam, nie chciałam psuć nastroju. Po prostu zazdroszczę Wam, kochacie się mocno. Ja w Niemczech nie mam rodziny.
-Kochasz Marco?- zapytała nagle kobieta.
-Bardzo.
-Chodź, pokażę Ci coś.
Otwierając przede mną białe drzwi wprowadziła mnie do środka.
-To pokój mojego syna. Nie przyprowadzał tu zbyt często dziewczyn. Wiem, że nie zastąpię Ci mamy ale zawsze możesz się do mnie zwrócić. Dwie córki już mam, Ty będziesz trzecia- oczy zaszkliły mi się ze wzruszenia. To wiele dla mnie znaczyło.
-Zosia, późno się robi, jedźmy już- w drzwiach stanął blondyn.
-Zapakuję Wam ciasto- stwierdziła mama Marco opuszczając pokój.
-Dziękuję- szepnęłam na ucho Reus'a uwieszając się Mu na szyji.
-Lepiej już?- zapytał zbliżając swoje czoło do mojego.
-Mhm. Zapomniałam Ci czegoś powiedzieć.
-Że mnie kochasz i ubóstwiasz?
-Zamknij się- uśmiechnęłam się- Jakaś blondynka Cię szukała.
-Konkretnie kto?
-No nie wiem, Ty mi powiedz. Nie przedstawiła się, mówiła że innym razem przyjdzie.
*************************
niech Reus się cieszy, że Zosia nie zrobiła mu awantury, za to że nie ostrzegł jej gdzie chce ją zabrać :D i ciekawe co to za blondzia, na pewno wróci. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńCo to za blondynka? :o
OdpowiedzUsuńNamiesza? Takie zawsze mieszają.
Marco jest taki idealny. Wydaje mi się najlepszym mężczyzną na tym świecie. :)
Jego mama jest taką ciepłą kobietą. Nie dziwię się, że Marco również jest taki. :)
Czekam na kolejny. :*
Buziaki :*
Jejku Marco^^
OdpowiedzUsuńJak ja go uwielbiam <3
Ta tajemnicza blondynka.... hmmm... nwm co o tym myśleć :/
Czekam na nexta i pozdrawiam :***
Coś czuję, że blond dziewczyna namiesza, może jakiś romans Marco? :o Chyba bym go zabiła ;/ Serio.. To by było okropne! :(( Cieszę się bardzo, że mama Marco powiedziała jej tak miłe słowa, na pewno będzie jej łatwiej teraz, bynajmniej mam nadzieję. Czekam na rozwój akcji, pozdrawiam gorąco :*
OdpowiedzUsuńOjj już mi się nie podoba ta tajemnicza dziewczyna... -.- Oby tylko nie namieszała za bardzo... -.-
OdpowiedzUsuńA mama Marco taka kochana :) Niewiele jest takich osób :) Poznała ją zaledwie kilka godzin wcześniej, a już traktuje ją ja córkę :) Tylko pozazdrościć takiej teściowej!
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**
Jaki przepiękny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńMama Marco jest wspaniała <3
Mam nadzieję, że ta tajemnicza blondynka nic nie namiesza.
Już dość przecierpieli ;)
Czekam na kolejny
Buziaki ;*