31.12.2013r.,
dom, 17:00
Święta
minęły wesoło i spokojnie. Miło jest mieć to uczucie, że ma się
rodzinę. Można na każdego liczyć bez wyjątku, niezależnie od
tego jaki jesteś i co zrobiłeś. Rozpoczęły się przygotowywania
do Sylwestra, wcale nie miałam ochoty iść. Reus nie dawał za
wygraną. Właśnie, Reus.
-Marco!
Panienko już trzydzieści minut tam siedzisz, ile można układać
głupią grzywkę.
-Tylko
nie głupią- wyłonił się blondyn.
-Ronaldo
może od Ciebie brać lekcje.
-Urodź
już bo dłużej tego nie wytrzymam.
-Jeszcze
chwila a sam będziesz się zabawiał na tej imprezie.
-Przecież
żartuję!
Miałam
uszykowaną kreację już dawno temu ale zresztą tak czy siak
wyglądam jak ciężarówka. Wściekła wparowałam do salonu gdzie
Reus grał w Fifę.
-Nigdzie
nie idę- usiadłam na kanapie.
-Co
się znowu stało?- Marco wywrócił oczami na co ja zaczęłam
rzewnie płakać.
-Nie
dotykaj mnie! Jestem gruba, w nic się już nie mieszczę. W tym
badziewiu wyglądam jakbym się taśmą owinęła.
-Jesteś
w ciąży a nie gruba.
-Co
nie zmienia faktu, że nie mam w czym iść
-Zosia...
-Idź
sobie sam, znajdź kogoś do tańca- pomaszerowałam na górę
położyć się do łóżka.
**OCZAMI
MARCO**
Nie
dało rady Jej uspokoić. Tak jakby nie miała w sobie wyłącznika.
Postanowiłem zadzwonić do Ewy, bo sam nie dam rady.
-Ewcia,
pomocy. Wiem, że jest sylwester. Nie chcę psuć zabawy ale
potrzebuję pomocy. Przyjedziesz?
-Jasne,
Łukasza i tak jeszcze nie ma. Zaraz będę.
W
ciągu piętnastu minut Piszczkowa dotarła. W międzyczasie nie
byłem u Zosi, żeby Jej dodatkowo nie denerwować.
-Gdzie
Ona jest?- zapytała brunetka wiedząc już o co chodzi.
-Na
górze.
Docierając
na miejsce zobaczyliśmy z Ewą zrozpaczoną dziewczynę użalającą
się nad swoją garderobą.
-Zosik
co jest?- zapytała Ewa
-Jestem
do niczego- łkała blondynka
-Pożyczę
Ci moją sukienkę, chcesz?- zagadnęła żona Łukasza -Mam jedną
zieloną jak byłam z Sarą w ciąży.
-Nigdzie
nie idę.
-Zosik
przestań, Marco będzie przykro, że nie chcesz z Nim iść.
-Niech
sam idzie.
-Zostawisz
Go w tłumie napalonych fanek?
-Może
znajdzie bardziej zrównoważoną ode mnie-rozpłakała się po raz
czwarty chyba dziś.
-Ja
jadę po suknię a Ty weź się w garść, ok?
***
31.12.2013r.,
dom, 19:00
-Mogę
na chwilę?- zapytał blondyn opierając się o framugę drzwi z
kubkiem herbaty w dłoniach.
Pokiwałam
potakująco głową.
-Nie
musimy tam iść, skoro nie chcesz.
-Cieszyłeś
się przecież, że pójdziesz.
-Jak
mam iść sam to nigdzie się nie wybieram.
-Ale...
-Ćśś-
uciszył mnie namiętnym pocałunkiem podczas którego zawsze miałam
motyle w brzuchu. -Przynieś mi kosmetyczkę, proszę. Nie będziemy
się kisić w sylwestra tutaj.
Zdziwiony
Reus popatrzył na mnie jak na wariatkę.
-Kochanie,
idź po tą kosmetyczkę, bo mam tak nieustabilizowane hormony, że
jeszcze dziesięć razy mogę zmienić zdanie.
Gdy
Ewa dotarła byłam już w pełni gotowości. Sukienka była
prześliczna i nieco luźniejsza od mojego worka.
***
-Zatańczy
Pani?-ledwo weszłam do pomieszczenia a już jakiś mężczyzna
porwał mnie na parkiet i szczerze powiedziawszy to musiałam iść
do wc. W ciąży z moim pęcherzem musiałam tam co chwila biegać.
Ale mężczyzna tak mnie skołował, że przetańczyłam z Nim dwa
kawałki.
Wychodząc
z toalety ujrzałam opartego o drzwi znów tego faceta.
-Co
Pan tu robi?
-Muszę
o Ciebie dbać.
-To
znaczy?
-Jesteś
moim aniołem i jesteś w ciąży.Wychowamy to dziecko.
-O
Boże jaki palant- szepnęłam i uciekłam szybko szukając Marco.
Popijał
drinka rozmawiając z Mo przy barze.
-Marco
ratuj!- stwierdziłam przerażona.
-Co
się stało?
-Przepraszam
mógłbyś nie dotykać mojego anioła?- nagle przed nami wyrósł
znów ten palant.
-Słucham?!-
mój narzeczony ze zdziwienia wstał.
-To
co słyszałeś blondasie!- facet najwyraźniej był wzburzony i
pijany.
-Marco,
Marco uspokój się- starałam się odciągnąć mojego narzeczonego
od tego obleśnego typa.
-Pan
już chyba ma dosyć- stwierdził Mo wyprowadzając pod ramie
mężczyznę.
-No
widziałaś debila?
-Niestety,
poszedł za mną do łazienki.
-Co?!
Jaki zboczeniec! Ja Mu zaraz pokażę!
-Przestań!
Zaraz wybije północ. Zatańczymy?
-Chodź,
nie spuszczam Ciebie już z oka dziś.
31.12.2014r.,
23:50, sylwester.
Marco
dalej rozrzewniał się nad tym, że facet ciągle się na mnie gapi.
-Reus
ale weź tą rękę- stwierdziłam
-Co?
-No
trzymasz rękę na moim tyłku.
-Muszę
zaznaczyć swoje terytorium, chyba nie?- oznajmił wpatrując się
wciąż w mężczyznę.
-Rany!
Czy chociaż przez chwilę możesz przestać o tym myśleć!
Zachowujesz się jak dziecko.
-Dobra,
przepraszam.
-Dziesięć,
dziewięć, osiem- usłyszeliśmy w oddali.
-Chodź
na zewnątrz, zaczyna się - stwierdziłam nadal obrażona.
Wyszliśmy
przed budynek aby powitać nowy rok. Gdy zegar wybił minutę przed
północą zatonęłam z blondynem w namiętnym pocałunku.
Rozkoszowaliśmy się tą chwilą aż wystrzeliły petardy.
-Szczęśliwego
Nowego Roku- szepnęliśmy do siebie przyglądając się kolorowym
fajerwerkom, które przybierały różnorakie barwy.
Staliśmy
tak jeszcze chwilę i gdy zrobiło się naprawdę zimno zmierzyliśmy
do środka.
-Toast
w Nowym Roku!- krzyknął rozradowany Leitner roznosząc kieliszki.
Oczywiście
wzięłam sok z racji mojego stanu. W sumie cieszyłam się, że nie
mogę pić. Widząc w jakim stanie są pozostali stwierdzam, że
jutro będzie niezły zgon.
04.11.2013r.,
przychodnia, 11:00
Dziś
był dzień w którym miałam dowiedzieć się czy noszę chłopca
czy dziewczynkę. Od samego rana wszyscy obsypują mnie sms-ami.
Marco ma dziś trening a potem badania na ojcostwo dziecka Caro więc
pewnie się nie zjawi. No trudno, przecież to nie koniec świata.
Oczywiście przybyłam za wcześnie na poczekalnię i umierałam z
nudów.
-Marco
a co Ty tu robisz?- zapytałam dostrzegając sylwetkę blondyna.
-Przyszedłem
na USG.
-Przecież
po badaniach masz od razu trening, spóźnisz się.
-Pani
Zofia Roztocka?- zapytała lekarka.
-Wchodzimy-
oznajmił Marco.
-Proszę
się położyć i odsłonić brzuch- nakazał medyczka.
Posłusznie
zrobiłam to o co prosiła trzymając Reus'a za rękę. Patrzeliśmy z
wyczekiwaniem na kobietę, która w pewnym momencie zdjęła okulary
by bliżej przyjrzeć się płodowi.
-Coś
nie tak?- zapytałam
-Wszystko
w porządku, proszę się nie martwić.
-To
chłopiec czy dziewczynka?- niecierpliwił się Marco.
-Jakby
to powiedzieć..to i to.
Nic
nie rozumiejąc spojrzałam na blondyna.
-Będą
mieć państwo bliźniaki, chłopca i dziewczynkę.
Marco
zaniemówił z wrażenia, ja się natomiast popłakałam.
-Chcecie
usłyszeć jak serduszka biją?
Skinęliśmy
głową potakująco gdy po chwili usłyszeliśmy bicie dwóch małych
serc. Dostałam buziaka w czoło po czym Marco powiedział:
-Możemy
dostać zdjęcie?
-Oczywiście,
zaraz drukuję.
***
Wieczorem
w ciszy przy kominku siedzieliśmy wpatrując ię w zdjęcie jak w
ósmy cud.
-Wiedziałam,
że jestem za gruba jak na jedno dziecko.
-Zosia,
a nie powinnaś jeść więcej? Skoro masz dwa niemowlaki?
-Nie
głuptasie. Chcesz żebym wyglądała jak ciężarówka?
-Wiesz,
cieszę się bardzo, że Was mam.
Złapałam
się nagle za brzuch pochylając się do przodu.
-Zosia?
Co Ci jest?
-Daj
rękę.
Położyłam
dłoń blondyna na swoim brzuchu.
-Kopie.
To mój mały chłopiec. Będzie piłkarzem zobaczysz.
********
Przedostatni już :c
Za niedługo epilog i niestety koniec :c
AAle zaparszam serdecznie na drugiego bloga.