23.12.2013r.,
Dom, 13:00
Przez
ostatni miesiąc bardzo urósł mi brzuch. Zdziwiło mnie to przecież
jestem dopiero w początkowej fazie ciąży. Lekarz natomiast mówił,
że to normalne, jutro wigilia. Reus uparł się, że wybierzemy się
do Jego rodziców. Niekoniecznie mi się ten pomysł podobał. To
pierwsze święta, które spędzę bez mamy.
-Marco
spędźmy razem tę wigilię a potem pojedziesz do rodziców na
święta.
-Kochanie,
samą mam Cię tu zostawić? Nie ma mowy.
-Ale...Przecież
to nic takiego.
-Zosia...święta
są po to by Je spędzać z rodziną.
-Właśnie
Reus, nie mam rodziny.
-Nie
mów tak. Masz mnie, niedługo będziemy rodziną. Moi rodzice też
Cię pokochali.
-No
dobrze skoro nalegasz ale Marco proszę podjedźmy jeszcze raz na
cmentarz.
-Dobrze
słonko, chodź zbieramy się.
Gdy
zakładaliśmy kurtki do drzwi ktoś zaczął gwałtownie pukać.
-Caro?-
zdziwił się Marco a ja rozpoznałam tę blondynkę, Ona niedawno
szukała Reus'a.
-Musimy
porozmawiać- odrzekła Bohs. spoglądając na mnie tak jakby chciała
mi dać znać, że nie jestem tu mile widziana.
-To
ja poczekam w samochodzie- rzekłam do blondyna.
-Zostań.
Nie mam nic do ukrycia przed Tobą. Caro to jest Zosia, moja
narzeczona a to jest Carolin moja była.
-No
więc Marco nie wiem jak mam to powiedzieć. Powinnam zrobić to
cztery lata temu.- stwierdziła Caro.
Oho,
teraz zacznie śpiewkę, że powinni być razem, że źle zrobiła i
żałuje. Bla bla bla. Nie miałam zamiaru tego słuchać.
-Mamy
dziecko- wypaliła blondynka.
Oboje
spojrzeliśmy na Carolin.
-Ale
jak? To było cztery lata temu. Dlaczego mi nie powiedziałaś?-
pytał Reus.
-Nie
wiem, przepraszam. Dziecko nie powinno wychowywać się bez ojca-
stwierdziła patrząc na mnie.
Nie
byłam w stanie na Nią patrzeć. Dlatego też wzięłam torebkę i
postanowiłam wyjść.
-Zośka!
-Idę
do mamy, cześć.
***
Wracałam
z cmentarza z wielkim ociągnięciem. Miałam nadzieje, że Reus'a
nie będzie w domu aczkolwiek myliłam się.
-Czemu
tak długo?- od progu zaatakował mnie Marco.
-Zasiedziałam
się na cmentarzu.
-Gdzie?
Cały czas tam siedziałaś?Jest grudzień dziewczyno. temperatura na
minusie a Ty jesteś w ciąży!
-Daj
spokój, jestem zmęczona.
Rozsiadłam
się na kanapie kładąc nogi na sofie. Blondyn usiadł obok mnie.
Pogładziłam się po widocznym już ciążowym brzuchu i zapytałam:
-Marco,
co teraz?
-Jak
to co? Odpocznij trochę i jedziemy do rodziców.
-Reus
ja nie o tym. Masz dziecko.
-Tutaj
też je mam- położył rękę na moim brzuchu.
-Marco,
ja dużo o tym myślałam. Caro ma rację, dziecko potrzebuje ojca.
Ja dam sobie radę, wyprowadzę się stąd. Oddaję- zdjęłam z
palca pierścionek zaręczynowy w poszłam do łazienki. Zamykając
się na suwak usiadłam na podłodze płacząc.
-Zosia,
otwórz...Proszę Cię otwórz.
Rozpłakałam
się jak małe dziecko, które nie może dostać zabawki. Ukryłam
twarz w dłoniach, żeby Marco nie słyszał moich szlochów. Reus
chyba odpuścił, bo usłyszałam jak odchodzi od drzwi, lecz po
chwili do mych uszu dobiegł dźwięk zgrzytu zamka. No tak, miał
dodatkowy klucz.
-Zośka
nic Ci nie jest?- zapytała zauważając, że siedzę na podłodze.
Płakałam
tylko co chwila nie mogąc się opanować.
-Ćśś
już dobrze- przytulił mnie blondyn.
-Oszalałaś,
chcesz mnie zostawić? Jestem aż taki beznadziejny?
-Marco
ale...
-Kocham
Cię, czy Ty to rozumiesz? Nikogo tak w życiu nie kochałem. Kocham
Cię, Kocham Was- pogłaskał dłonią po moim brzuchu.
-Ja,
ja...- jąkałam się coraz bardziej.
-Chodź,
nie wygłupiaj się. Zmarzłaś, napijesz się herbaty?
-Marco
co z nimi?- zapytałam
-Wezmę
za nie odpowiedzialność ale dopiero gdy zrobię testy, rozumiesz?
Nie mam pewności jak na razie. Zdradzała mnie przecież...
-A
jeśli?....
-Słoneczko
co przed chwilą powiedziałem? Nie zostawię Was, a poza tym, nie
kocham Jej, co miałbym z Nią być? Nie rób mi już tego bo nerwowo
nie wytrzymam- twierdził zakładając na mój palec pierścionek.
-Jutro
pojedziemy do rodziców, teraz musimy odpocząć. Chodź.
***
Odetchnęłam
z ulgą. Jak mogłam pomyśleć, że dam sobie sama radę. Bez
Reus'a. Nie wytrzymałabym psychicznie. Przecież nie istnieję bez
Niego. Wkurza mnie często tak, że najchętniej wystawiłabym Go po
przecenie na allegro ale jak mam bez Niego funkcjonować? To On mnie
zmienił na lepsze. Będę Mu wdzięczna do końca życia.
24.12.2013r,
sypialnia, 9:00
Obudziłam
się wtulona w Reus'a jak w pluszowego misia.Marco nie spał już
bawiąc się moimi kosmykami włosów.
-Cześć
aniołku- pocałował mnie w czoło.
-Długo
już nie śpisz? Która godzina?
-Dziewiąta.
-Już?
Czemu mnie nie obudziłeś? Mieliśmy jechać z samego rana do Twoich
rodziców.
-Spokojnie,
musisz dużo odpoczywać. Zostań jeszcze chwilę- oznajmił
zacieśniając ręce wzdłuż mego ciała.
-Kochanie
mogłabym tak wieczność ale musimy się zbierać.
-Masz
rację, idź pod prysznic a ja zrobię jakieś śniadanko.
-Gdzie
ja Cię znalazłam co?- zapytałam całując w czoło mojego
narzeczonego.
***
Podróże
samochodowe były dla mnie bardzo męczące. Co chwila
zatrzymywaliśmy się na postój, gdyż miewałam duszności.
-Cholera,
w takim tempie dojedziemy tam w nowy rok!-lamentowałam.
-Spokojnie,
bez Nas nie zaczną.
-Powinnam
pomóc Twojej mamie. Jedź szybciej.
-Zosia
wyluzuj, nie poznaję Cię słonko.
-No
pięknie jeszcze czerwone. Może ja poprowadzę?
-Chciałbym
Ci przypomnieć, że dosłownie minute temu zatrzymaliśmy się, bo
Ci słabo było.
-Nie
moja wina, że jeździć nie potrafisz.
-Ja?!-
zdziwił się Reus.
-No
jeździsz jak baba, nie obrażając kobiet oczywiście.
-Tylko
z racji tego, ze nosisz moje dziecko nie strzelę focha.
***
Docierając
do rodzicieli Reus'a cieszyłam się w duchu. W sumie była dopiero
godzina piętnasta na pewno będę mogła jeszcze przy czymś pomóc.
Głupio mi było tak być u Nich na tej wigilii, jak strzała
wystrzeliłam z tego samochodu prawie, że biegnąc w kierunku domu.
-Pani
Roztocka, chyba o czymś Pani zapomniała.
-O
czym znowu? Nie wzięłam torby?
-O
swoim przyszłym mężu! Nie no wszystko jest ważniejsze ode mnie?-
blondyn udał obrażonego. Uśmiechnęłam się po czym złapałam Go
za rękę.
-Chodź
przyszły, niedobry mężu. Ja nie wiem czy dobrze robię wychodząc
za Ciebie.
-Coś
ze mną nie tak?
-Mam
zacząć wymieniać Twoje wady? Wybacz ale czasu nie starczy
Blondyn
chciał coś powiedzieć ale drzwi otworzyła Melanie.
-Blondasy
przyjechały!- krzyknęła w kierunku wnętrza domu po czym zbiegła
się cała rodzina.
-Dzieci
Kochane!- mama Marco uściskała nas. -Jaki masz ładny brzuszek już.
-Ciocia!
Chodź coś Ci pokażę!- krzyknął Nico ciągnąc mnie za rękę.
***
Równo
o osiemnastej rozpoczęliśmy dzielić się opłatkiem.
-Kochanie,
życzę Ci żebyś wytrzymał jeszcze ze mną troszkę. Wiem, że
jestem nieznośna ale strasznie Cię kocham. Poza tym to dużo goli,
samych wygranych meczy.
-Też
Cię kocham wiesz? Dziękuję, że przy mnie jesteś. Życzę Ci
wszystkiego co najlepsze. Słoneczko, żeby Ci na studiach się udało
i żeby maleństwo było zdrowe- położył dłoń na moim brzuchu.
Gdy
wszyscy złożyliśmy sobie życzenia usiedliśmy razem do stołu by
skonsumować posiłek. Wszystko tak pysznie wyglądało, chciałoby
się zjeść naraz lecz żołądek rzecz jasna by tego nie pomieścił.
***
Razem
z Melanie posprzątałyśmy po kolacji podczas gdy pozostali pomagali
złożyć Nico nową kolejkę. Zauważyłam, że Marco nie ma nigdzie
więc postanowiłam Go poszukać. Odnalazł się na tarasie stojąc i
patrząc w dal.
-Dlaczego
tu tak stoisz? Wejdź do środka.
-Zobacz-
pokazał mi ekran swojego telefonu. Był tam sms od Caro, który
brzmiał następująco:
"Nie
poznaję Cię Marco. Jak możesz twierdzić, że to nie Twoje
dziecko. Ale dobrze, zróbmy te badania"
-Hej,
głowa do góry Marco. Skąd miałeś wiedzieć, że była w ciąży?-
zapytałam
-I
tak czuję się jak ostatni dupek.
-Skoro
nie chcesz, nie rób tych badań.
-Ale
Zośka ja nie wiem czy to ja jestem ojcem, muszę to zrobić.
Przytuliłam
blondyna widząc wyraz Jego twarzy.
-Jestem
z Tobą, Marco to najpiękniejszy dzień w roku chodźmy do środka.
Chociaż na ten czas zapomnijmy o problemach, ok?
***
Na
dole zaczepiła mnie Melanie.
-Popatrz
na Nich, chyba bardziej cieszą się tą kolejką od Nico.
Sytuacja
była przekomiczna, trójka dorosłych facetów bawili się jak małe
dzieci.
-Wiesz
już co to będzie?- zapytała siostra Reus'a
-Nie,
po świętach mam zamiar iść na USG i się dowiedzieć.
-Cieszycie
się prawda?
-Tak,
bardzo. Na początku nie byłam taką optymistką ale teraz wiem, że
damy radę.
-Powiem
Ci coś. Nie lubiłam Caro. Uważała się za królową i miała
mojego brata głęboko gdzieś. Skłócała Nas co chwila a ja po
prostu nie mogłam patrzeć jak ktoś krzywdzi mojego braciszka. Ty
jesteś inna, widzę to. Poza tym On wciąż się uśmiecha. Dziękuję
Ci za to.
-Wiesz,
tak naprawdę to dzięki Niemu ja wciąż jestem szczęśliwa. On
jest wiecznym optymistą a mnie życie nie zawsze rozpieszczało.
-Mamo!
Powiedz coś tacie! Nie chce oddać mi zabawki!
-Peter!
Chodź tutaj!- krzyknęła Melanie.
-Ejj
ale nie płaczemy, jesteś już dużym chłopcem, prawda?
-Plawda.
-To
chodź zjemy sobie sami galaretkę z bitą śmietaną a tacie nic nie
damy.
-Supel!
****
Czy wszyscy mają parcie na święta? ;-; Ludzie jeszcze dwa miesiące ;-; A ja już chce jedzenie mojej babci, prezenty i święta wgl ej! ;-; Świetny rozdział <3 Szkoda tylko, że ta cholerna Caro namieszała, jak zawsze siksa jedna. Ugh. Mam nadzieję, że to nie dziecko Marco bo nwm co bym jej zrobiła :'))
OdpowiedzUsuńDużoo weny, pozdrawiam ♥
Tak piękny czas świąt... ;)
OdpowiedzUsuńAle się cieszę, że Marco okazał się być takim cudownym mężczyzną.
Caro jak zawsze musiała namieszać i to chwila przed świętami. Mam pewne obiekcje, co do ojcostwa Reusa. Nie mam pojęcia jak to się dalej potoczy, ale nie ukrywam, że zżera mnie ciekawość. :D
Czekam na kolejny. :*
Zapraszam do siebie. :3
Buziaki :*
myśle, że to nie jest dziecko Marco, ale najlepiej zrobić testy :D u mnie też święta, zapraszam do mnie :*
OdpowiedzUsuńJeeej . Ja chce już święta, noooo
OdpowiedzUsuńCaro.... co za sucz. Ona zawsze coś musi popsuć. Mam nadziję że to nie jest dziecko Marco.
A co ta Zosia? Oszalała? Przecież Marco by jej nigdy nie zostawił. A ta mu pierścionek oddaje. No oszalała! :D
Rozdział jest genialny. I taki dłuższy....... <3
Czekam na nn. ;**
Pozdrawiam.
PS Serdecznie zapraszam na nowe opowiadanie:
http://love-football-music.blogspot.com/
Już niedługo zaczynam ;)
jaki długi :D
OdpowiedzUsuńNie, to na pewno nie jest dziecko Marco!
Jacy oni są słodcy, kochani i wgl :D
Hahaha xd jakie duże dzieci :D zabrać dziecku zabawkę :P
Czekam na następny! /Paula
Rozdział cudowny i długi <3
OdpowiedzUsuńCaro ughh ;/
trudno, ja jednak wierzę, że wszystko się ułoży i będzie dobrze :)
Czekam na nexta i pozdrawiam :***
Świetny rozdział ! :D
OdpowiedzUsuńWybacz, że dawno nie komentowałam, ale niestety brak czasu.. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła :) Wszystko już nadrobiłam :))
Co do rozdziału.. To na pewno nie jest dziecko Marco.. Pieprzona Caro -.- Idiotka zawsze musi namieszać.. ://
Czekam na następny ! :*
Zapraszam : http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
Pozdrawiam. <3
Grr co za Caro! -.- Po 4 latach się łaskawie obudziła, żeby poinformować Marco, że ma syna?! Oby to nie było jego dziecko!
OdpowiedzUsuńA Zośka?! Co ona sobie myślała?! Że Marco zostawi ją i dziecko i wróci do Caro, bo też niby ma z nim dziecko?! Ojj ta Zosia :)
Haha uwielbiam ich przekomarzania :D Kobieta w ciąży miewa humorki, a Zosia to już w ogóle :D Żeby sprzedawać Marco na allegro? :D No padłam :D
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**
Szkoda Marco, pewnie źle się z tym czuje, ale dobrze, że Zośka jest przy nim.
OdpowiedzUsuńAtmosfera jaką opisałaś jest cudowna <3
Rozdział cudowny <3
buziaki ;*