poniedziałek, 13 października 2014

Rozdział 55

23.12.2013r., Dom, 13:00
Przez ostatni miesiąc bardzo urósł mi brzuch. Zdziwiło mnie to przecież jestem dopiero w początkowej fazie ciąży. Lekarz natomiast mówił, że to normalne, jutro wigilia. Reus uparł się, że wybierzemy się do Jego rodziców. Niekoniecznie mi się ten pomysł podobał. To pierwsze święta, które spędzę bez mamy.
-Marco spędźmy razem tę wigilię a potem pojedziesz do rodziców na święta.
-Kochanie, samą mam Cię tu zostawić? Nie ma mowy.
-Ale...Przecież to nic takiego.
-Zosia...święta są po to by Je spędzać z rodziną.
-Właśnie Reus, nie mam rodziny.
-Nie mów tak. Masz mnie, niedługo będziemy rodziną. Moi rodzice też Cię pokochali.
-No dobrze skoro nalegasz ale Marco proszę podjedźmy jeszcze raz na cmentarz.
-Dobrze słonko, chodź zbieramy się.
Gdy zakładaliśmy kurtki do drzwi ktoś zaczął gwałtownie pukać.
-Caro?- zdziwił się Marco a ja rozpoznałam tę blondynkę, Ona niedawno szukała Reus'a.
-Musimy porozmawiać- odrzekła Bohs. spoglądając na mnie tak jakby chciała mi dać znać, że nie jestem tu mile widziana.
-To ja poczekam w samochodzie- rzekłam do blondyna.
-Zostań. Nie mam nic do ukrycia przed Tobą. Caro to jest Zosia, moja narzeczona a to jest Carolin moja była.
-No więc Marco nie wiem jak mam to powiedzieć. Powinnam zrobić to cztery lata temu.- stwierdziła Caro.
Oho, teraz zacznie śpiewkę, że powinni być razem, że źle zrobiła i żałuje. Bla bla bla. Nie miałam zamiaru tego słuchać.
-Mamy dziecko- wypaliła blondynka.
Oboje spojrzeliśmy na Carolin.
-Ale jak? To było cztery lata temu. Dlaczego mi nie powiedziałaś?- pytał Reus.
-Nie wiem, przepraszam. Dziecko nie powinno wychowywać się bez ojca- stwierdziła patrząc na mnie.
Nie byłam w stanie na Nią patrzeć. Dlatego też wzięłam torebkę i postanowiłam wyjść.
-Zośka!
-Idę do mamy, cześć.
***
Wracałam z cmentarza z wielkim ociągnięciem. Miałam nadzieje, że Reus'a nie będzie w domu aczkolwiek myliłam się.
-Czemu tak długo?- od progu zaatakował mnie Marco.
-Zasiedziałam się na cmentarzu.
-Gdzie? Cały czas tam siedziałaś?Jest grudzień dziewczyno. temperatura na minusie a Ty jesteś w ciąży!
-Daj spokój, jestem zmęczona.
Rozsiadłam się na kanapie kładąc nogi na sofie. Blondyn usiadł obok mnie. Pogładziłam się po widocznym już ciążowym brzuchu i zapytałam:
-Marco, co teraz?
-Jak to co? Odpocznij trochę i jedziemy do rodziców.
-Reus ja nie o tym. Masz dziecko.
-Tutaj też je mam- położył rękę na moim brzuchu.
-Marco, ja dużo o tym myślałam. Caro ma rację, dziecko potrzebuje ojca. Ja dam sobie radę, wyprowadzę się stąd. Oddaję- zdjęłam z palca pierścionek zaręczynowy w poszłam do łazienki. Zamykając się na suwak usiadłam na podłodze płacząc.
-Zosia, otwórz...Proszę Cię otwórz.
Rozpłakałam się jak małe dziecko, które nie może dostać zabawki. Ukryłam twarz w dłoniach, żeby Marco nie słyszał moich szlochów. Reus chyba odpuścił, bo usłyszałam jak odchodzi od drzwi, lecz po chwili do mych uszu dobiegł dźwięk zgrzytu zamka. No tak, miał dodatkowy klucz.
-Zośka nic Ci nie jest?- zapytała zauważając, że siedzę na podłodze.
Płakałam tylko co chwila nie mogąc się opanować.
-Ćśś już dobrze- przytulił mnie blondyn.
-Oszalałaś, chcesz mnie zostawić? Jestem aż taki beznadziejny?
-Marco ale...
-Kocham Cię, czy Ty to rozumiesz? Nikogo tak w życiu nie kochałem. Kocham Cię, Kocham Was- pogłaskał dłonią po moim brzuchu.
-Ja, ja...- jąkałam się coraz bardziej.
-Chodź, nie wygłupiaj się. Zmarzłaś, napijesz się herbaty?
-Marco co z nimi?- zapytałam
-Wezmę za nie odpowiedzialność ale dopiero gdy zrobię testy, rozumiesz? Nie mam pewności jak na razie. Zdradzała mnie przecież...
-A jeśli?....
-Słoneczko co przed chwilą powiedziałem? Nie zostawię Was, a poza tym, nie kocham Jej, co miałbym z Nią być? Nie rób mi już tego bo nerwowo nie wytrzymam- twierdził zakładając na mój palec pierścionek.
-Jutro pojedziemy do rodziców, teraz musimy odpocząć. Chodź.
***
Odetchnęłam z ulgą. Jak mogłam pomyśleć, że dam sobie sama radę. Bez Reus'a. Nie wytrzymałabym psychicznie. Przecież nie istnieję bez Niego. Wkurza mnie często tak, że najchętniej wystawiłabym Go po przecenie na allegro ale jak mam bez Niego funkcjonować? To On mnie zmienił na lepsze. Będę Mu wdzięczna do końca życia.
24.12.2013r, sypialnia, 9:00
Obudziłam się wtulona w Reus'a jak w pluszowego misia.Marco nie spał już bawiąc się moimi kosmykami włosów.
-Cześć aniołku- pocałował mnie w czoło.
-Długo już nie śpisz? Która godzina?
-Dziewiąta.
-Już? Czemu mnie nie obudziłeś? Mieliśmy jechać z samego rana do Twoich rodziców.
-Spokojnie, musisz dużo odpoczywać. Zostań jeszcze chwilę- oznajmił zacieśniając ręce wzdłuż mego ciała.
-Kochanie mogłabym tak wieczność ale musimy się zbierać.
-Masz rację, idź pod prysznic a ja zrobię jakieś śniadanko.
-Gdzie ja Cię znalazłam co?- zapytałam całując w czoło mojego narzeczonego.
***
Podróże samochodowe były dla mnie bardzo męczące. Co chwila zatrzymywaliśmy się na postój, gdyż miewałam duszności.
-Cholera, w takim tempie dojedziemy tam w nowy rok!-lamentowałam.
-Spokojnie, bez Nas nie zaczną.
-Powinnam pomóc Twojej mamie. Jedź szybciej.
-Zosia wyluzuj, nie poznaję Cię słonko.
-No pięknie jeszcze czerwone. Może ja poprowadzę?
-Chciałbym Ci przypomnieć, że dosłownie minute temu zatrzymaliśmy się, bo Ci słabo było.
-Nie moja wina, że jeździć nie potrafisz.
-Ja?!- zdziwił się Reus.
-No jeździsz jak baba, nie obrażając kobiet oczywiście.
-Tylko z racji tego, ze nosisz moje dziecko nie strzelę focha.
***
Docierając do rodzicieli Reus'a cieszyłam się w duchu. W sumie była dopiero godzina piętnasta na pewno będę mogła jeszcze przy czymś pomóc. Głupio mi było tak być u Nich na tej wigilii, jak strzała wystrzeliłam z tego samochodu prawie, że biegnąc w kierunku domu.
-Pani Roztocka, chyba o czymś Pani zapomniała.
-O czym znowu? Nie wzięłam torby?
-O swoim przyszłym mężu! Nie no wszystko jest ważniejsze ode mnie?- blondyn udał obrażonego. Uśmiechnęłam się po czym złapałam Go za rękę.
-Chodź przyszły, niedobry mężu. Ja nie wiem czy dobrze robię wychodząc za Ciebie.
-Coś ze mną nie tak?
-Mam zacząć wymieniać Twoje wady? Wybacz ale czasu nie starczy
Blondyn chciał coś powiedzieć ale drzwi otworzyła Melanie.
-Blondasy przyjechały!- krzyknęła w kierunku wnętrza domu po czym zbiegła się cała rodzina.
-Dzieci Kochane!- mama Marco uściskała nas. -Jaki masz ładny brzuszek już.
-Ciocia! Chodź coś Ci pokażę!- krzyknął Nico ciągnąc mnie za rękę.
***
Równo o osiemnastej rozpoczęliśmy dzielić się opłatkiem.
-Kochanie, życzę Ci żebyś wytrzymał jeszcze ze mną troszkę. Wiem, że jestem nieznośna ale strasznie Cię kocham. Poza tym to dużo goli, samych wygranych meczy.
-Też Cię kocham wiesz? Dziękuję, że przy mnie jesteś. Życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Słoneczko, żeby Ci na studiach się udało i żeby maleństwo było zdrowe- położył dłoń na moim brzuchu.
Gdy wszyscy złożyliśmy sobie życzenia usiedliśmy razem do stołu by skonsumować posiłek. Wszystko tak pysznie wyglądało, chciałoby się zjeść naraz lecz żołądek rzecz jasna by tego nie pomieścił.
***
Razem z Melanie posprzątałyśmy po kolacji podczas gdy pozostali pomagali złożyć Nico nową kolejkę. Zauważyłam, że Marco nie ma nigdzie więc postanowiłam Go poszukać. Odnalazł się na tarasie stojąc i patrząc w dal.
-Dlaczego tu tak stoisz? Wejdź do środka.
-Zobacz- pokazał mi ekran swojego telefonu. Był tam sms od Caro, który brzmiał następująco:
"Nie poznaję Cię Marco. Jak możesz twierdzić, że to nie Twoje dziecko. Ale dobrze, zróbmy te badania"
-Hej, głowa do góry Marco. Skąd miałeś wiedzieć, że była w ciąży?- zapytałam
-I tak czuję się jak ostatni dupek.
-Skoro nie chcesz, nie rób tych badań.
-Ale Zośka ja nie wiem czy to ja jestem ojcem, muszę to zrobić.
Przytuliłam blondyna widząc wyraz Jego twarzy.
-Jestem z Tobą, Marco to najpiękniejszy dzień w roku chodźmy do środka. Chociaż na ten czas zapomnijmy o problemach, ok?
***
Na dole zaczepiła mnie Melanie.
-Popatrz na Nich, chyba bardziej cieszą się tą kolejką od Nico.
Sytuacja była przekomiczna, trójka dorosłych facetów bawili się jak małe dzieci.
-Wiesz już co to będzie?- zapytała siostra Reus'a
-Nie, po świętach mam zamiar iść na USG i się dowiedzieć.
-Cieszycie się prawda?
-Tak, bardzo. Na początku nie byłam taką optymistką ale teraz wiem, że damy radę.
-Powiem Ci coś. Nie lubiłam Caro. Uważała się za królową i miała mojego brata głęboko gdzieś. Skłócała Nas co chwila a ja po prostu nie mogłam patrzeć jak ktoś krzywdzi mojego braciszka. Ty jesteś inna, widzę to. Poza tym On wciąż się uśmiecha. Dziękuję Ci za to.
-Wiesz, tak naprawdę to dzięki Niemu ja wciąż jestem szczęśliwa. On jest wiecznym optymistą a mnie życie nie zawsze rozpieszczało.
-Mamo! Powiedz coś tacie! Nie chce oddać mi zabawki!
-Peter! Chodź tutaj!- krzyknęła Melanie.
-Ejj ale nie płaczemy, jesteś już dużym chłopcem, prawda?
-Plawda.
-To chodź zjemy sobie sami galaretkę z bitą śmietaną a tacie nic nie damy.
-Supel!
****

9 komentarzy:

  1. Czy wszyscy mają parcie na święta? ;-; Ludzie jeszcze dwa miesiące ;-; A ja już chce jedzenie mojej babci, prezenty i święta wgl ej! ;-; Świetny rozdział <3 Szkoda tylko, że ta cholerna Caro namieszała, jak zawsze siksa jedna. Ugh. Mam nadzieję, że to nie dziecko Marco bo nwm co bym jej zrobiła :'))
    Dużoo weny, pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak piękny czas świąt... ;)
    Ale się cieszę, że Marco okazał się być takim cudownym mężczyzną.
    Caro jak zawsze musiała namieszać i to chwila przed świętami. Mam pewne obiekcje, co do ojcostwa Reusa. Nie mam pojęcia jak to się dalej potoczy, ale nie ukrywam, że zżera mnie ciekawość. :D
    Czekam na kolejny. :*
    Zapraszam do siebie. :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. myśle, że to nie jest dziecko Marco, ale najlepiej zrobić testy :D u mnie też święta, zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeeej . Ja chce już święta, noooo
    Caro.... co za sucz. Ona zawsze coś musi popsuć. Mam nadziję że to nie jest dziecko Marco.
    A co ta Zosia? Oszalała? Przecież Marco by jej nigdy nie zostawił. A ta mu pierścionek oddaje. No oszalała! :D
    Rozdział jest genialny. I taki dłuższy....... <3
    Czekam na nn. ;**
    Pozdrawiam.
    PS Serdecznie zapraszam na nowe opowiadanie:
    http://love-football-music.blogspot.com/
    Już niedługo zaczynam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jaki długi :D
    Nie, to na pewno nie jest dziecko Marco!
    Jacy oni są słodcy, kochani i wgl :D
    Hahaha xd jakie duże dzieci :D zabrać dziecku zabawkę :P
    Czekam na następny! /Paula

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudowny i długi <3
    Caro ughh ;/
    trudno, ja jednak wierzę, że wszystko się ułoży i będzie dobrze :)
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział ! :D
    Wybacz, że dawno nie komentowałam, ale niestety brak czasu.. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła :) Wszystko już nadrobiłam :))
    Co do rozdziału.. To na pewno nie jest dziecko Marco.. Pieprzona Caro -.- Idiotka zawsze musi namieszać.. ://
    Czekam na następny ! :*

    Zapraszam : http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Grr co za Caro! -.- Po 4 latach się łaskawie obudziła, żeby poinformować Marco, że ma syna?! Oby to nie było jego dziecko!
    A Zośka?! Co ona sobie myślała?! Że Marco zostawi ją i dziecko i wróci do Caro, bo też niby ma z nim dziecko?! Ojj ta Zosia :)
    Haha uwielbiam ich przekomarzania :D Kobieta w ciąży miewa humorki, a Zosia to już w ogóle :D Żeby sprzedawać Marco na allegro? :D No padłam :D

    Rozdział super! :)
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  9. Szkoda Marco, pewnie źle się z tym czuje, ale dobrze, że Zośka jest przy nim.
    Atmosfera jaką opisałaś jest cudowna <3
    Rozdział cudowny <3
    buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń