sobota, 25 października 2014

Rozdział 56

31.12.2013r., dom, 17:00
Święta minęły wesoło i spokojnie. Miło jest mieć to uczucie, że ma się rodzinę. Można na każdego liczyć bez wyjątku, niezależnie od tego jaki jesteś i co zrobiłeś. Rozpoczęły się przygotowywania do Sylwestra, wcale nie miałam ochoty iść. Reus nie dawał za wygraną. Właśnie, Reus.
-Marco! Panienko już trzydzieści minut tam siedzisz, ile można układać głupią grzywkę.
-Tylko nie głupią- wyłonił się blondyn.
-Ronaldo może od Ciebie brać lekcje.
-Urodź już bo dłużej tego nie wytrzymam.
-Jeszcze chwila a sam będziesz się zabawiał na tej imprezie.
-Przecież żartuję!
Miałam uszykowaną kreację już dawno temu ale zresztą tak czy siak wyglądam jak ciężarówka. Wściekła wparowałam do salonu gdzie Reus grał w Fifę.
-Nigdzie nie idę- usiadłam na kanapie.
-Co się znowu stało?- Marco wywrócił oczami na co ja zaczęłam rzewnie płakać.
-Nie dotykaj mnie! Jestem gruba, w nic się już nie mieszczę. W tym badziewiu wyglądam jakbym się taśmą owinęła.
-Jesteś w ciąży a nie gruba.
-Co nie zmienia faktu, że nie mam w czym iść
-Zosia...
-Idź sobie sam, znajdź kogoś do tańca- pomaszerowałam na górę położyć się do łóżka.
**OCZAMI MARCO**
Nie dało rady Jej uspokoić. Tak jakby nie miała w sobie wyłącznika. Postanowiłem zadzwonić do Ewy, bo sam nie dam rady.
-Ewcia, pomocy. Wiem, że jest sylwester. Nie chcę psuć zabawy ale potrzebuję pomocy. Przyjedziesz?
-Jasne, Łukasza i tak jeszcze nie ma. Zaraz będę.
W ciągu piętnastu minut Piszczkowa dotarła. W międzyczasie nie byłem u Zosi, żeby Jej dodatkowo nie denerwować.
-Gdzie Ona jest?- zapytała brunetka wiedząc już o co chodzi.
-Na górze.
Docierając na miejsce zobaczyliśmy z Ewą zrozpaczoną dziewczynę użalającą się nad swoją garderobą.
-Zosik co jest?- zapytała Ewa
-Jestem do niczego- łkała blondynka
-Pożyczę Ci moją sukienkę, chcesz?- zagadnęła żona Łukasza -Mam jedną zieloną jak byłam z Sarą w ciąży.
-Nigdzie nie idę.
-Zosik przestań, Marco będzie przykro, że nie chcesz z Nim iść.
-Niech sam idzie.
-Zostawisz Go w tłumie napalonych fanek?
-Może znajdzie bardziej zrównoważoną ode mnie-rozpłakała się po raz czwarty chyba dziś.
-Ja jadę po suknię a Ty weź się w garść, ok?
***
31.12.2013r., dom, 19:00
-Mogę na chwilę?- zapytał blondyn opierając się o framugę drzwi z kubkiem herbaty w dłoniach.
Pokiwałam potakująco głową.
-Nie musimy tam iść, skoro nie chcesz.
-Cieszyłeś się przecież, że pójdziesz.
-Jak mam iść sam to nigdzie się nie wybieram.
-Ale...
-Ćśś- uciszył mnie namiętnym pocałunkiem podczas którego zawsze miałam motyle w brzuchu. -Przynieś mi kosmetyczkę, proszę. Nie będziemy się kisić w sylwestra tutaj.
Zdziwiony Reus popatrzył na mnie jak na wariatkę.
-Kochanie, idź po tą kosmetyczkę, bo mam tak nieustabilizowane hormony, że jeszcze dziesięć razy mogę zmienić zdanie.
Gdy Ewa dotarła byłam już w pełni gotowości. Sukienka była prześliczna i nieco luźniejsza od mojego worka.
***
-Zatańczy Pani?-ledwo weszłam do pomieszczenia a już jakiś mężczyzna porwał mnie na parkiet i szczerze powiedziawszy to musiałam iść do wc. W ciąży z moim pęcherzem musiałam tam co chwila biegać. Ale mężczyzna tak mnie skołował, że przetańczyłam z Nim dwa kawałki.
Wychodząc z toalety ujrzałam opartego o drzwi znów tego faceta.
-Co Pan tu robi?
-Muszę o Ciebie dbać.
-To znaczy?
-Jesteś moim aniołem i jesteś w ciąży.Wychowamy to dziecko.
-O Boże jaki palant- szepnęłam i uciekłam szybko szukając Marco.
Popijał drinka rozmawiając z Mo przy barze.
-Marco ratuj!- stwierdziłam przerażona.
-Co się stało?
-Przepraszam mógłbyś nie dotykać mojego anioła?- nagle przed nami wyrósł znów ten palant.
-Słucham?!- mój narzeczony ze zdziwienia wstał.
-To co słyszałeś blondasie!- facet najwyraźniej był wzburzony i pijany.
-Marco, Marco uspokój się- starałam się odciągnąć mojego narzeczonego od tego obleśnego typa.
-Pan już chyba ma dosyć- stwierdził Mo wyprowadzając pod ramie mężczyznę.
-No widziałaś debila?
-Niestety, poszedł za mną do łazienki.
-Co?! Jaki zboczeniec! Ja Mu zaraz pokażę!
-Przestań! Zaraz wybije północ. Zatańczymy?
-Chodź, nie spuszczam Ciebie już z oka dziś.


31.12.2014r., 23:50, sylwester.
Marco dalej rozrzewniał się nad tym, że facet ciągle się na mnie gapi.
-Reus ale weź tą rękę- stwierdziłam
-Co?
-No trzymasz rękę na moim tyłku.
-Muszę zaznaczyć swoje terytorium, chyba nie?- oznajmił wpatrując się wciąż w mężczyznę.
-Rany! Czy chociaż przez chwilę możesz przestać o tym myśleć! Zachowujesz się jak dziecko.
-Dobra, przepraszam.
-Dziesięć, dziewięć, osiem- usłyszeliśmy w oddali.
-Chodź na zewnątrz, zaczyna się - stwierdziłam nadal obrażona.
Wyszliśmy przed budynek aby powitać nowy rok. Gdy zegar wybił minutę przed północą zatonęłam z blondynem w namiętnym pocałunku. Rozkoszowaliśmy się tą chwilą aż wystrzeliły petardy.
-Szczęśliwego Nowego Roku- szepnęliśmy do siebie przyglądając się kolorowym fajerwerkom, które przybierały różnorakie barwy.
Staliśmy tak jeszcze chwilę i gdy zrobiło się naprawdę zimno zmierzyliśmy do środka.
-Toast w Nowym Roku!- krzyknął rozradowany Leitner roznosząc kieliszki.
Oczywiście wzięłam sok z racji mojego stanu. W sumie cieszyłam się, że nie mogę pić. Widząc w jakim stanie są pozostali stwierdzam, że jutro będzie niezły zgon.
04.11.2013r., przychodnia, 11:00
Dziś był dzień w którym miałam dowiedzieć się czy noszę chłopca czy dziewczynkę. Od samego rana wszyscy obsypują mnie sms-ami. Marco ma dziś trening a potem badania na ojcostwo dziecka Caro więc pewnie się nie zjawi. No trudno, przecież to nie koniec świata. Oczywiście przybyłam za wcześnie na poczekalnię i umierałam z nudów.
-Marco a co Ty tu robisz?- zapytałam dostrzegając sylwetkę blondyna.
-Przyszedłem na USG.
-Przecież po badaniach masz od razu trening, spóźnisz się.
-Pani Zofia Roztocka?- zapytała lekarka.
-Wchodzimy- oznajmił Marco.
-Proszę się położyć i odsłonić brzuch- nakazał medyczka.
Posłusznie zrobiłam to o co prosiła trzymając Reus'a za rękę. Patrzeliśmy z wyczekiwaniem na kobietę, która w pewnym momencie zdjęła okulary by bliżej przyjrzeć się płodowi.
-Coś nie tak?- zapytałam
-Wszystko w porządku, proszę się nie martwić.
-To chłopiec czy dziewczynka?- niecierpliwił się Marco.
-Jakby to powiedzieć..to i to.
Nic nie rozumiejąc spojrzałam na blondyna.
-Będą mieć państwo bliźniaki, chłopca i dziewczynkę.
Marco zaniemówił z wrażenia, ja się natomiast popłakałam.
-Chcecie usłyszeć jak serduszka biją?
Skinęliśmy głową potakująco gdy po chwili usłyszeliśmy bicie dwóch małych serc. Dostałam buziaka w czoło po czym Marco powiedział:
-Możemy dostać zdjęcie?
-Oczywiście, zaraz drukuję.
***
Wieczorem w ciszy przy kominku siedzieliśmy wpatrując ię w zdjęcie jak w ósmy cud.
-Wiedziałam, że jestem za gruba jak na jedno dziecko.
-Zosia, a nie powinnaś jeść więcej? Skoro masz dwa niemowlaki?
-Nie głuptasie. Chcesz żebym wyglądała jak ciężarówka?
-Wiesz, cieszę się bardzo, że Was mam.
Złapałam się nagle za brzuch pochylając się do przodu.
-Zosia? Co Ci jest?
-Daj rękę.
Położyłam dłoń blondyna na swoim brzuchu.
-Kopie. To mój mały chłopiec. Będzie piłkarzem zobaczysz.
********
Przedostatni już :c
Za niedługo epilog i niestety koniec :c
AAle zaparszam serdecznie na drugiego bloga.

6 komentarzy:

  1. Popłakałam się. :')
    Na serio. :)
    To takie piękne, jak Maro znosi przeróżne humorki Zosi.
    Piękne jest też to, że zajmuje się nią najlepiej jak potrafi, że zjawił się na badania, mimo innych obowiązków... Ideał <3
    Ubolewam nad tym, że jest to przedostatni rozdział
    Bardzo cieszę się, że wszystko potoczyło się tak, jak się potoczyło. ;)
    Czekam na next i pozdrawiam. :3
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział czekam z niecierpliwością na nexta serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. http://walcz99.blogspot.com/?m=1 szkoda, że przedostatni :/ ale i tak genialny! Bliźniaki *.*! Cudo, cudeńko! Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh te kobiety w ciąży :D Humorki mają, że łoo :D Ale dzielny Marco daje radę i wytrzymuje to :)
    Łaa poszalałaś z bliźniakami :D

    Rozdział super, ale Smuci mnie fakt, że to już przedostatni :(
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Zosia i te jej humorki :)
    Rozdział jest cudowny :)
    Wierzę, że Marco, Zośka i ich dzieci będę razem szczęśliwi <3
    Czekam na nexta i pozdrawiam :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny rozdział.
    Szkoda że kończysz .
    Zosia jakie ma humorki .
    Czekam na kolejny i zapraszam do siebie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń